— To nie jest zdjęcie — mówiła Gaby. — Właściwie, jest to wspomagany komputerowo obraz teoretyczny. Jest zrobiony w podczerwieni, która jest najlepszą częścią widma.
Cirocco podparła się na łokciu, starając się nie wyłączyć żadnej z elektrod. Zacisnęła w ustach końcówkę termometru, aż Calvin zmarszczył się z niezadowoleniem.
Odbitka przedstawiała grubą obręcz, otoczoną szerokimi, jasnoczerwonymi plamami w kształcie trójkąta o szerokiej podstawie. Sześć takich czerwonych obszarów znajdowało się wewnątrz obręczy, wyraźnie mniejszych i prostokątnych.
Wielkie trójkąty po zewnętrznej stronie to części najgorętsze — powiedziała Gaby. — Wyobrażam sobie, że są to elementy systemu sterowania temperaturą. Wchłaniają ciepło ze słońca albo wydalają jego nadmiar.
— W Houston już się zdecydowali na taką interpretację — zauważyła Cirocco. Rzuciła okiem na kamerę telewizyjną umieszczoną nad sufitem. Kontrola naziemna cały czas obserwowała ich. Gdyby coś im wpadło do głowy, Cirocco dowiedziałaby się o tym najdalej za kilka godzin, choćby ją mieli budzić.
Podobieństwo do obręczy koła byłoby niemal doskonałe, gdyby nie te chłodzące czy nagrzewające płetwy, które wykryła Gaby. W środku znajdowała się piasta z dziurą, przez którą można by przetknąć oś, gdyby Themis rzeczywiście był kołem od wozu. Od piasty promieniście rozchodziło się sześć szprych, które stopniowo rozszerzały się, zanim dochodziły do „obręczy” koła. Pomiędzy każdą parą szprych na obwodzie widać było jeden z tych jaśniejszych, prostokątnych obszarów.
— To jest coś nowego — powiedziała Gaby. — Te obszary są nachylone pod pewnym kątem. To właśnie je zobaczyłam na początku: sześć świecących punktów. Są płaskie, w przeciwnym wypadku bowiem rozpraszałyby znaczną część światła. Takie jakie są, mogą odbijać światło w kierunku Ziemi tylko wtedy, gdy ustawią się dokładnie pod odpowiednim kątem, a to zdarza się rzadko.
Pod jakim kątem? — wysepleniła Cirocco. Calvin wyjął termometr z jej ust.
— No dobra. Światło pada wzdłuż tej osi, pod takim kątem — wskazała Gaby wyciągniętym palcem na odbitce. — Zwierciadła są ustawione tak, by odbijać światło pod kątem 90 stopni w kierunku szczytu koła. — Dotknęła papieru palcem, przekręciła go i wskazała obszar znajdujący się pomiędzy dwiema szprychami.
— Ta część koła jest cieplejsza od pozostałych, ale nie aż tak ciepła, by mogła wchłaniać całe ciepło, jakie otrzymuje. Nie odbija go ani nie pochłania, a więc dokądś przekazuje. Jest przezroczysta albo półprzezroczysta. Po prostu większość światła przechodzi przez nią do tego, co jest pod spodem, czymkolwiek to jest. Czy coś wam to mówi?
Cirocco oderwała oczy od odbitki.
— Co masz na myśli?
— W porządku. Wiemy już, że koło jest puste w środku. Być może tak samo jest ze szprychami. W każdym razie, wyobraźmy sobie to koło. Podobne jest do opony samochodowej, wielkiej, grubej i spłaszczonej u dołu, by dać więcej przestrzeni życiowej. Siła odśrodkowa wypycha z piasty wszystko, co się tam znajduje.
— Na razie wszystko to rozumiem — powiedziała Cirocco z leciutkim rozbawieniem. Gaby potrafiła wkładać tyle serca w swoje wyjaśnienia.
— Właśnie. A więc, kiedy się stoi wewnątrz koła, jest się albo pod szprychą, albo pod reflektorem, prawda?
— Taak? No tak. A więc…
— A więc w konkretnym miejscu panuje albo dzień, albo noc. Szprychy są przymocowane sztywno, a reflektory są nieruchome, tak samo jak świetliki. A więc to musi być urządzone właśnie tak. Stała noc albo stały dzień. Jak sądzicie, dlaczego właśnie tak to zbudowali?
— Żeby na to odpowiedzieć, musielibyśmy się z nimi spotkać. Muszą mieć potrzeby odmienne od naszych. — Znowu spojrzała na rysunek. Musiała sobie stale przypominać o rozmiarach całej tej sprawy. Tysiąc trzysta kilometrów średnicy, cztery tysiące w obwodzie. Perspektywa spotkana z istotami, które zbudowały taką konstrukcję z każdym dniem niepokoiła ją coraz bardziej.
— W porządku. Mogę poczekać. — Gaby nie była już tak bardzo zainteresowana Temidą jako statkiem kosmicznym Dla niej był to fascynujący przedmiot obserwacji.
Cirocco znowu spojrzała na rysunek.
— Ta piasta — zaczęła, a potem przygryzła wargę. Kamera pod sufitem była stale włączona i Cirocco nie chciała niczego mówić zbyt pochopnie.
— O co chodzi?
— No cóż, to jedyne miejsce, gdzie można by zacumować. Jedyna nieruchoma część.
— Nie w takim położeniu, jak teraz. Otwór w samym środku jest dość duży. Zanim dotrzesz do czegoś trwałego, przesunie się o dobry kawałek. Mogę obliczyć…
— Mniejsza z tym. To nie jest teraz najważniejsze. Problem polega na tym, że tylko w samym środku, tam gdzie ruch obrotowy ustaje, można przycumować bez większych kłopotów. Na pewno nie chciałbym tego spróbować.
— Więc?
— Musi być jakiś przekonywający powód, dla którego nie ma tam żadnych widocznych urządzeń do cumowania. Coś na tyle ważnego, by uzasadniało poświęcenie tego miejsca, jakiś powód, żeby w środku pozostawić wielki otwór.
— Silnik — powiedział Calvin. Cirocco rzuciła na niego okiem i pochwyciła spojrzenie brązowych oczu w chwili, gdy wracał do swojej pracy.
— Tak też sobie pomyślałam. Wielki, prawdziwy przepływowy silnik termojądrowy. Cała maszyneria mieści się w piaście, elektromagnetyczne generatory pola kierują międzygwiezdny wodór do centrum, gdzie ulega spaleniu.
Gaby wzruszyła ramionami.
— To ma sens. Ale co z cumowaniem?
— No cóż, opuszczenie tego czegoś może być dość łatwe. Trzeba po prostu wybić dziurę w dnie i nabrać prędkości, żeby się oderwać i jeszcze trochę, żeby się kręcić w kółko Musi tam być jednak coś w rodzaju tratwy ratunkowej dla odbierania statków zwiadowczych, która mogłaby się przesuwać aż do osi obrotu, kiedy silnik nie pracuje. Główny silnik musi być właśnie tam. Jedyny inny sposób to rozmieszczenie silników wokół obręczy. Musiałyby być przynajmniej trzy. Im więcej by ich było, tym lepiej. Odwróciła się w stronę kamery.
— Przyślijcie mi, co tam macie na temat przepływowych silników wodorowych — powiedziała. — Sprawdźcie też, czy możecie dać mi jakieś wyobrażenie o tym, czego powinnam szukać, gdyby Temida miała taki silnik.
— Będziesz musiała zdjąć koszulę — powiedział Calvin.
Cirocco sięgnęła w górę i wyłączyła kamerę, pozostawiając tylko kanał dźwiękowy. Calvin opukał i osłuchał jej plecy, podczas gdy Cirocco i Gaby nadal studiowały obraz Temidy. Nie doszły do niczego nowego, dopóki Gaby nie podniosła sprawy kabli.
— Na ile mogę ocenić, tworzą okrąg mniej więcej w połowie odległości pomiędzy piastą i obręczą. Podtrzymują górne krawędzie płyt odblaskowych i przypominają trochę olinowanie żaglowca.
— A co powiesz o tych? — spytała Cirocco, wskazując obszar pomiędzy dwiema szprychami. — Masz jakiś pomysł, do czego mogą służyć?
— Nie. Jest ich sześć i przebiegają promieniście w połowie odległości pomiędzy szprychami, od piasty do obręczy. Przechodzą przez płyty odblaskowe, jeżeli cokolwiek ci to mówi.
— Niezupełnie… Jeżeli jednak jest tam więcej takich rzeczy, być może mniejszych, powinniśmy się za nimi rozglądać. Te kable są około… jak powiedziałaś? Długie na około trzy kilometry?
— Raczej pięć.