Przynajmniej raz Portia nie miała na sobie tego, co uważała za swój profesjonalny strój: spódnicy, bluzki, marynarki i pantofli na niskim obcasie. Przebrała się w dżinsy i obdartą sportową koszulkę w stylu Sophie Newcomb. Była zbudowana tak samo kwadratowo jak jej brat, ale miała długie, grube, kasztanowe włosy. Właśnie te zadbane włosy świadczyły o tym, że się jeszcze nie poddała.
– Faktycznie jest nieźle wstawiony – stwierdziła, przyglądając się bratu. Starała się ignorować Billa, który najwidoczniej sprawiał, że czuła się nieswojo. – Nie zdarza się to często, ale jak zdecyduje się wypić, to robi to solidnie.
– Portia, Bill może go zanieść do twojego samochodu – powiedziałam.
Andy był wyższy i grubszy od siostry, prawdopodobnie nie dałaby rady go udźwignąć.
– Myślę, że dam sobie radę – oświadczyła stanowczo, nadal nie patrząc w kierunku Billa, który uniósł brwi.
Pozwoliłam jej otoczyć Andy’ego ramieniem i próbować podnieść go ze stołka, ale te próby nie przyniosły żadnego rezultatu. Portia zaczęła się rozglądać za Samem Merlotte, właścicielem baru, który był raczej niski i żylasty, ale bardzo silny.
– Sam jest na rocznicowym przyjęciu w country clubie – poinformowałam ją. – Lepiej pozwól Billowi sobie pomóc.
– No dobrze – zgodziła się sztywno, ze wzrokiem wbitym w wypolerowane drewno kontuaru. – Wielkie dzięki.
Bill podniósł Andy’ego i w mgnieniu oka znalazł się razem z nim przy drzwiach, mimo tego, że nogi Andy’ego sprawiały takie wrażenie, jakby zmieniły się w galaretę. Micah Tooten otworzył przed nimi drzwi, żeby Bill mógł wyprowadzić Andy’ego od razu na parking.
– Dziękuję, Sookie – powiedziała Portia. – Jego rachunek jest uregulowany?
Pokiwałam głową.
– Okej.
Klasnęła w dłonie, co było sygnałem, że chce stąd jak najszybciej wyjść. Wysłuchała chóru rad, a potem wyszła z baru. W ten oto sposób stary buick detektywa Bellefleur’a musiał zostać na parkingu do jutra. Andy mógłby przysiąc, że wysiadał z niego, żeby wejść do baru, buick był pusty. Zeznałby także, że był tak pogrążony w myślach, że mógł zapomnieć zamknąć samochód.
W którymś momencie między dwudziestą, kiedy Andy zjawił się w Merlotte’s, a porankiem następnego dnia, kiedy przyjechałam, by pomóc w otwarciu baru, w samochodzie pojawił się nowy pasażer.
I to taki, który z pewnością spowodowałby zażenowanie policjanta.
Taki, który był martwy.
Nie powinno mnie tam w ogóle być. Poprzedniej nocy pracowałam do późna, więc tego dnia także powinnam mieć wieczorną zmianę, jednak Bill poprosił mnie, żebym zamieniła się z którąś z pozostałych kelnerek, ponieważ musiałam jechać z nim do Shreveport. Sam się na to zgodził, więc poprosiłam Arlene, moją przyjaciółkę, by wzięła moją zmianę. Miała mieć dzień wolny, ale zawsze chciała zarobić coś więcej, a w nocy były większe napiwki, więc się zgodziła przyjść o siedemnastej.
Andy powinien był odebrać swój samochód z samego rana, ale miał tak wielkiego kaca, że nie chciał prosić Portii w podwożenie go jeszcze do Merlotte's – nie było to po drodze na komisariat. Obiecała mu, że wpadnie po niego w porze lunchu i zjedzą coś w barze. Potem będzie mógł odzyskać samochód. Tak więc buick i jego cichy pasażer czekali na odkrycie znacznie dłużej niż powinni.
Ponieważ zeszłej nocy spałam sześć godzin, czułam się całkiem nieźle. Umawianie się z wampirem może być trudne, jeśli jesteś osobą preferującą dzienny tryb życia. W nocy pomogłam zamknąć bar i o pierwszej ruszyłam do domu wraz z Billem. Wzięliśmy wspólnie gorącą kąpiel, a potem robiliśmy także inne rzeczy, ale ostatecznie położyłam się nieco po drugiej i nie wstawałam niemal do dziewiątej. Do tego czasu Bill już od dawna był zakopany w ziemi.
Piłam mnóstwo wody i soków owocowych, przed śniadaniem brałam też multiwitaminę i żelazo w tabletkach, które stały się stałym elementem mojej diety, odkąd Bill wkroczył w moje życie przynosząc ze sobą (poza miłością, przygodą i radosnym podnieceniem) widmo anemii. Robiło się coraz chłodniej, chwała Bogu, więc usiadłam na ganku Billa w sweterku i czarnych spodniach, które nosiłam w pracy, gdy było za zimno na szorty. Mój biały golf miał logo MERLOTTE'S BAR wyhaftowane na lewej piersi.
Gdy przeglądałam poranną gazetę, nie do końca świadomie zdałam sobie sprawę z tego, że trawa zdecydowanie nie rosła tak szybko. Niektóre liście zaczynały już opadać. Piątkowej nocy szkolne boisko powinno być w niezłym stanie. Lato po prostu nie lubi odchodzić z Luizjany, nawet z północnej Luizjany. Jesień zaczyna się bardzo powoli, jakby w każdym momencie mogła przestać i na powrót zmienić się w lipcowy upał. Jednakże ja czuwałam i mogłam zauważyć tego ranka pierwsze oznaki jesieni. Jesień i zima oznaczały dłuższe noce, czyli więcej czasu z Billem i więcej godzin snu.
Gdy jechałam do pracy, byłam w świetnym nastroju. Kiedy zobaczyłam buicka samotnie stojącego na parkingu przed barem, przypomniał mi się zagadkowy stan Andy’ego. Muszę przyznać, uśmiechnęłam się na myśl o tym, jak będzie się dziś czuł. Już-już miałam wjechać na tył i zaparkować w miejscu przeznaczonym dla pracowników, ale zauważyłam, że tylne drzwi od strony pasażera w buicku były uchylone. To z pewnością zaszkodziłoby baterii dome light, mogłaby zdechnąć. Andy pewnie by się wkurzył, musiałby wejść do baru i zadzwonić po pomoc drogową albo poprosić kogoś, żeby mu pomógł… Zatem zaparkowałam obok i wysiadłam (silnik zostawiłam włączony). Próbowałam domknąć te drzwi, ale ani drgnęły. Pomyślałam, że może się zacięły, więc naparłam na nie całym ciałem,. Ponownie nie odniosło to zamierzonego rezultatu – drzwi nie kliknęły. Zniecierpliwiona, otworzyłam je szeroko, żeby sprawdzić, co uniemożliwia zamknięcie. Fala okropnego smrodu rozeszła się po parkingu. Zrobiło mi się niedobrze, bo rozpoznałam ten zapach. Zerknęłam na tylne siedzenia auta – wcześniej zakryłam twarz rękoma, ponieważ ledwie mogłam wytrzymać ten odór.
– O kurczę – szepnęłam. – O cholera.
Lafayette, kucharz pracujący w Merlotte’s na jedną zmianę, leżał na tylnym siedzeniu. Był nagi. Okazało się też, że to chuda, brązowa stopa Lafayette’a, a konkretniej zakrwawione palce u stopy nie pozwalały zamknąć drzwi. I to zwłoki Lafayette’a tak okrutnie śmierdziały.
Wycofałam się pośpiesznie, potem szybko wskoczyłam do swojego samochodu i pojechałam na tył baru, jednocześnie wrzeszcząc. Sam wypadł przez drzwi dla personelu z fartuchem wokół talii. Wykręciłam samochodem i wysiadłam z niego tak szybko, że ledwie się zorientowałam, że to zrobiłam, i mocno przytuliłam się do Sama
– Co się stało? – Usłyszałam głos Sama koło swojego ucha.
Odsunęłam się nieco, by na niego spojrzeć. Nie musiałam zadzierać wysoko głowy, Sam jest dość niski. Jego czerwono-złote włosy błyszczały w porannym słońcu. Miał też niesamowicie niebieskie oczy, teraz rozszerzone ze strachu.
– To Lafayette – powiedziałam i zaczęłam płakać. To było bezsensowne i głupie, do tego wcale nie mogło pomóc, ale nie byłam w stanie się opanować. – Leży martwy w samochodzie Andy’ego Bellefleura.
Ramię Sama objęło mnie i przygarnęło na powrót do jego ciała.
– Przykro mi, że to widziałaś, Sookie – powiedział. – Zadzwonimy na policję. Biedny Lafayette.
Bycie kucharzem w Merlotte’s nie wymaga specjalnych zdolności kulinarnych, bo Sam oferuje kilka rodzajów kanapek i frytki, co gwarantuje wysoki obrót. Lafayette wytrzymał jednak dłużej, niż mogłam przypuszczać. Lafayette był gejem – jednym z tych ekstrawaganckich, z makijażem i długimi paznokciami. Ludzie w północnej Luizjanie są mniej tolerancyjni od mieszkańców Nowego Orleanu i spodziewałam się, że Lafayette przeżyje trudny czas, także z powodu swojej ciemnej skóry. Pomimo tych trudności – lub może dzięki nim – był wesoły, zabawnie psotny, bystry i do tego dobrze gotował. Miał specjalny sos, który wkładał do hamburgerów; ludzie prosili o Burgers Lafayette dość często.