Skrzywiłam się do swojego odbicia w lustrze.
– Sookie, zawarłaś z nim umowę.
– Tak – przyznałam. – Zawarłam.
– Więc musisz się jej trzymać.
– Mam taki zamiar.
– Załóż te obcisłe dżinsy wiązane po bokach – zasugerował Bill.
Wcale nie były dżinsowe, wykonano je z jakiegoś rozciągliwego materiału. Bill uwielbiał mnie w tych dżinsach, zwłaszcza, że były to biodrówki. Czasem zastanawiałam się, czy Bill nie ma jakichś fantazji związanych z Britney Spears. Mimo tego wiedziałam, że wyglądam w tych spodniach dobrze, więc je założyłam. Zdecydowałam się też na kraciastą, niebiesko-białą bluzkę z krótkim rękawem, zapinaną na guziki, które kończyły się jakieś dwa cale pod linią stanika. Żeby podkreślić swoją niezależność (ostatecznie Bill powinien pamiętać, że nie jestem jego własnością), związałam włosy w wysoki kucyk. Założyłam też niebieską przepaskę do włosów, a potem zrobiłam makijaż. Bill raz czy dwa razy zerknął na zegarek, ale nie pospieszyłam się z tego powodu. Jeśli tak bardzo chce zobaczyć, że podobam się jego wampirzym znajomym, może poczekać.
Kiedy już siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy w kierunku Shreveport, Bill powiedział:
– Zacząłem dziś nowy biznes.
Szczerze mówiąc, zastanawiałam się, skąd Bill bierze pieniądze. Nigdy nie wydawał się bogaty, ale biedny – też nie. W dodatku nigdy nie pracował, chyba że w czasie tych nocy, których nie spędzaliśmy razem.
Byłam niejasno przekonana, że każdy wampir mógł stać się majętny – w końcu jeśli można kontrolować umysły ludzi, można ich też przekonać, żeby dzielili się pieniędzmi, można też wpłynąć na to, w co będą inwestować. Do tego póki wampiry nie otrzymały prawa do istnienia, nie musiały płacić podatków. Nawet rząd Stanów Zjednoczonych musiał przyznać, że nie może obciążyć podatkami martwych. Ale teraz, kiedy zgodnie z rozporządzeniem Kongresu wampiry mogły brać udział w wyborach, można było od nich także wymagać płacenia fiskusowi.
Gdy Japończycy stworzyli syntetyczną krew umożliwiającą wampirom istnienie bez konieczności picia ludzkiej krwi, stało się jasne, że mogą one opuścić swoje trumny i powiedzieć: „Widzicie, nie musimy żerować na ludzkości, żeby przeżyć. Nie jesteśmy już groźni.”
Wiedziałam jednak, jak wspaniałe było dla Billa smakowanie mojej krwi. Mógł żywić się Life Flowem (najpopularniejsza nazwa syntetycznej krwi), ale szczypanie mojej szyi było o wiele lepsze.
Mógł wypić buteleczkę A Rh+ przed barem pełnym ludzi, ale jeśli planował kęs Sookie Stackhouse, powinniśmy być z dala od innych, bo efekt był zupełnie inny. Bill nie odczuwał żadnej seksualnej przyjemności, kiedy pił Life Flow.
– Więc jaki to biznes? – zapytałam.
– Kupiłem centrum handlowe obok autostrady. To, w którym jest LaLaurie.
– Kto był jego poprzednim właścicielem?
– Ziemia należała do Bellefleurów. Pozwolili Sidowi Mattowi Lancasterowi reprezentować ich interesy podczas sprzedaży.
Sid Matt Lancaster był w przeszłości prawnikiem mojego brata. Był tu od zawsze i mógł zdecydowanie więcej od Portii.
– To dobrze dla Bellefleurów. Próbowali to sprzedać już od kilku lat. Naprawdę potrzebują pieniędzy. Kupiłeś ziemię i centrum handlowe? Jak duża jest działka?
– Tylko akr [3], ale w dobrej lokalizacji – odpowiedział głosem biznesmena. Wcześniej nigdy nie słyszałam tego głosu.
– To tam jest LaLaurie, salon fryzjerski i Tara’s Togs?
Poza country clubem, LaLaurie była jedyną restauracją w BonTemps. To tam mężowie zabierali żony w dwudziestą piątą rocznicę ślubu albo szefowie zapraszali pracowników, których awansowali, albo tam właśnie szło się na randkę, jeśli chciało się komuś bardzo zaimponować. Ale z tego, co wiem, LaLaurie nie przynosiło specjalnie wysokich zysków.
Nie miałam pojęcia, jak prowadzi się biznes albo zarządza transakcjami handlowymi – zawsze byłam tylko trochę lepiej sytuowana niż ludzie określani potocznie jako biedota. Gdyby rodzice nie dostali pieniędzy za znalezienie ropy na ich ziemi, Jason, babcia i ja mielibyśmy trudną sytuację materialną. Już dwukrotnie byliśmy blisko podjęcia decyzji o sprzedaży domu po rodzicach, żeby móc utrzymać dom babci i opłacić wszystkie podatki.
– Jak to wygląda? Jesteś właścicielem budynku, w którym są te sklepy, i ich właściciele płacą ci za wynajem?
Bill pokiwał głową.
– Od teraz jeśli będziesz chciała iść do fryzjera, idź do Clip and Curl.
Byłam u fryzjera tylko raz w życiu. Kiedy rozdwajały mi się końcówki, zwykle Arlene mi je przycinała.
– Uważasz, że powinnam zrobić coś z włosami? – zapytałam niepewnie.
– Nie, są piękne – zapewnił Bill. – Ale gdybyś chciała iść, mają dużo… um, kosmetyków do włosów. – „Kosmetyki do włosów” wymówił w taki sposób, jakby było to słowo z obcego języka. Uśmiechnęłam się. – Do tego – kontynuował – zabierz do LaLaurie kogo chcesz i nie będziesz musiała płacić.
Obróciłam się, żeby lepiej na niego spojrzeć.
– I Tara wie, że jeśli przyjdziesz do niej na zakupy, wszystko pójdzie na mój rachunek.
Poczułam, że mój nastrój się pogorszył. Bill niestety nie.
– Innymi słowy – zaczęłam, zadowolona z faktu, że mój głos nie drży ze złości – wszyscy wiedzą, że mają dogadzać kobiecie szefa.
Bill się zorientował, że popełnił gafę.
– Och, Sookie – zaczął, ale nie miałam zamiaru tego słuchać. Moja duma mi nie pozwoliła. Zwykle nie tracę panowania nad sobą, ale kiedy tak się już dzieje, zwykle wygląda to nieciekawie.
– Czemu nie możesz mi przysyłać jakichś cholernych kwiatków, jak każdy inny facet? Albo czekoladek? Lubię słodycze. Może po prostu kup mi kartę Hallmarka? Albo kotka. Albo szalik!
– Chciałem ci coś dać – zaczął ostrożnie.
– Ale sprawiłeś, że poczułam się jak utrzymanka. I sprawiłeś, że ludzie, którzy tam pracują, odebrali to podobnie.
W lichym świetle deski rozdzielczej wydawało mi się, że Bill próbuje ustalić różnicę.
Byliśmy już za zakrętem w kierunku Mimosa Lake i mogłam widzieć, jak światła samochodu oświetlają ciemny las po stronie jeziora. Ku mojemu zdumieniu samochód wydał dziwny dźwięk i zatrzymał się na dobre. Wzięłam to za znak.
Gdyby Bill wiedział, co zamierzam zrobić, zamknąłby drzwi, ale kiedy wysiadłam z auta i skierowałam się w stronę lasu, wyglądał na zdziwionego.
– Sookie, wracaj tu, natychmiast!
Boże, ale był wściekły. Cóż, zajęło mu to trochę czasu. Rzuciłam mu wymowne spojrzenie i weszłam między drzewa.
Wiedziałam, że gdyby chciał, żebym była w samochodzie – byłabym tam; w końcu jest ze dwadzieścia razy silniejszy i szybszy ode mnie. Po kilku sekundach przebywania w całkowitej ciemności, prawie zaczęłam marzyć, żeby do mnie dołączył. Ale moja duma znów dała o sobie znać i wiedziałam, że zrobiłam dobrze. Bill zdawał się nie ogarniać natury naszej relacji i chciałam, żeby ułożył sobie to wszystko w głowie. Mógłby też po prostu zabrać się stąd i wyjaśnić moją nieobecność w Shreveport swojemu przełożonemu, Ericowi. Miałby nauczkę.
– Sookie – krzyknął Bill. Nadal był na jezdni. – Muszę znaleźć najbliższą stację benzynową z mechanikiem.
– Powodzenia – wymamrotałam pod nosem. Stacja z mechanikiem otwarta w nocy? Myślał chyba o latach pięćdziesiątych albo jakiejś innej epoce.