Выбрать главу

Ale jak miałam nakłonić go do mówienia w obecności doktor Marian? Jak miałam poprosić ją o odrobinę prywatności? Bądź co bądź, przebywałam na jej terenie.

– Muszę tu zostać, aby dopilnować, że materiał dowodowy pozostanie nietknięty – stwierdziła. – Ostatnio mieliśmy tu paru bardzo zdeterminowanych reporterów.

– Ale ja nie jestem reporterką.

– Nie jesteś też policjantką, Anito. – Wzruszyła ramionami. – Nowe, odgórne przepisy mówią, że osobom cywilnym nie wolno przeglądać materiału dowodowego bez nadzoru.

– Cieszę się, że to jesteś ty, Marian.

– I tak tu byłam. – Uśmiechnęła się. – Pomyślałam sobie, że jeśli już ktoś ma zaglądać ci przez ramię, zniesiesz to lżej, jeśli tym kimś będę ja.

Miała rację. Czy oni sobie wyobrażali, że zwinę stąd zwłoki? Gdybym chciała, mogłabym ożywić wszystkich nieboszczyków w tym budynku i wyprowadzić ich stąd jak szczurołap dzieciaki z Hamelin. Może właśnie dlatego trzeba mnie było pilnować. Może.

– Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało niegrzecznie – rzekł John – ale czy moglibyśmy już zacząć?

Spojrzałam na jego przystojne oblicze. Skóra wokół oczu i ust wydawała się napięta i jakby odrobinę cieńsza niż gdzie indziej. Dopadły mnie wyrzuty sumienia.

– Jasne, John, trochę się zapomniałyśmy.

– Proszę wybaczyć, panie Burke – powiedziała Marian. Podała nam obojgu cienkie plastikowe rękawiczki. Marian i ja nałożyłyśmy je jak na profesjonalistki przystało, ale John nie miał w tym aż takiej wprawy. Praktyka czyni mistrza. Ot i cała tajemnica. Zanim skończyłam mu pomagać w założeniu rękawic, uśmiechnął się. Gdy się uśmiechał, cała jego twarz wydawała się odmieniona. Wyglądał promiennie, uroczo i pod żadnym pozorem nie kojarzył mi się z szemranym typem.

Doktor Saville złamała pieczęć na pierwszej z torebek. Było w niej ubranie.

– Nie – rzekł John. – Nie znam jego rzeczy. Mogą należeć do niego lub do kogoś innego, nie mam pojęcia, w co się ubierał. Peter i ja… nie widzieliśmy się od dwóch lat. – W jego głosie słychać było tak silne poczucie winy, że odruchowo aż się skrzywiłam.

– W porządku, przejdziemy więc do rzeczy osobistych – powiedziała Marian i uśmiechnęła się. To był miły, szczery uśmiech. Musiała to robić często. Miała w tym nielichą wprawę. Dobrze jej to wychodziło.

Otworzyła mniejszą torebkę i wysypała zawartość na lśniący srebrzyście stół. Grzebień, dziesięć centów, dwie pięciocentówki, fragment biletu do kina i amulet voodoo. Gris-gris. Zostało uplecione z czerwono-czarnej nici, na której nanizano paciorki przeplatane ludzkimi zębami. Dodatkową ozdobę stanowiły zwisające z niej kości.

– Czy to ludzkie kości palców? – spytałam.

– Tak – odparł z powagą John. Wyglądał dziwnie, jakby w głębi jego oczu czaiła się jakaś groza.

To był zły amulet, ale nie pojmowałam, czemu John tak mocno na niego zareagował. Szturchnęłam gris-gris jednym palcem. Pośrodku amuletu wpleciony był skrawek zasuszonej skóry. Prócz czarnych nici do wykonania amuletu użyto również czarnych włosów.

– Ludzkie włosy, zęby, kości i skóra – powiedziałam półgłosem.

– Tak – powtórzył John.

– Znasz się na voodoo lepiej niż ja – rzuciłam. – Co to znaczy?

– Aby mógł powstać ten amulet, musiał zginąć człowiek.

– Jesteś pewien?

– Czy uważasz, że gdyby mogło być inaczej, nie powiedziałbym tego? – Spojrzał na mnie pogardliwie. – Sądzisz, że szczycę się świadomością, iż mój brat uczestniczył w składaniu ofiar z ludzi?

– Czy Peter musiał być przy tym? Nie mógł po prostu kupić tego amuletu już po fakcie?

– Nie! – To zabrzmiało niemal jak krzyk. Odwrócił się od nas i podszedł do ściany. Oddychał głośno i szybko.

Odczekałam kilka chwil, aby się pozbierał, po czym zadałam to nieuniknione pytanie.

– Co daje gris-gris?

Odwrócił się do nas. Trochę się jakby uspokoił, ale napięcie wciąż widać było w bladości skóry wokół jego oczu.

– Pozwala nie dość potężnym nekromantom ożywiać starszych nieboszczyków, pozyskiwać moce znacznie silniejszych nekromantów.

– Pozyskiwać? W jaki sposób?

– Ten amulet zawiera w sobie moc paru najpotężniejszych spośród nas. – Wzruszył ramionami. – Peter słono za niego zapłacił, aby móc ożywiać znacznie więcej nieporównanie starszych trupów. Peter, na Boga, jak mogłeś?

– Jak potężny musiałbyś być, aby pozyskiwać moc w taki sposób?

– Bardzo potężny – odparł.

– Czy istnieje możliwość, aby dotrzeć do osoby, która zrobiła to gris-gris?

– Nic nie rozumiesz, Anito. Ta rzecz to fragmencik czyjejś mocy. Jedyna pozostałość ich dusz. Namacalna pamiątka. Aby wykonać taką rzecz, ktoś musiał bardzo tego pragnąć albo był bardzo chciwy. Peter nigdy nie mógłby sobie na to pozwolić.

– Czy można jakoś dotrzeć do osoby, która to zrobiła?

– Tak, wystarczy, że ta opaska znajdzie się w jednym pomieszczeniu z osobą, do której naprawdę należała. To gris-gris samoistnie powróci do swego prawowitego właściciela. Stanowi brakującą cząstkę jego duszy.

– Czy może zostać potraktowane jako dowód w sądzie?

– Jeżeli zdołasz przekonać ławę co do tego, czym jest ta rzecz, myślę, że tak. – Podszedł do mnie. – Wiesz, kto to zrobił?

– Może.

– Kto, powiedz mi, kto?

– Zrobię coś znacznie lepszego. Załatwię ci możliwość uczestniczenia w przeszukaniu domu tego kogoś.

– Zaczynam naprawdę cię lubić, Anito. – Na wargach Johna pojawił się posępny uśmiech.

– Komplementy potem.

– Co to ma znaczyć? – spytała Marian.

Odwróciła amulet. Po drugiej stronie, wśród włosów i kości znajdowała się mała ozdóbka – talizman pochodzący zapewne z innej bransoletki. Miał kształt klucza wiolinowego.

Przypomniałam sobie słowa Evansa, kiedy dotknął fragmentu grobu: “Poderżnęli jej gardło, miała na ręce bransoletkę z nutkami i serduszkami”.

Spojrzałam na amulet i cały świat zawirował wokół mnie. W jednej chwili wszystkie elementy tej układanki trafiły na swoje miejsce. To nie Dominga Salvador ożywiła zabójczego zombi. Ona jedynie pomagała Peterowi Burke’owi w ożywieniu tego trupa. Mimo to musiałam mieć pewność. Zostało nam tylko parę godzin do przeszukania domu Senory i ewentualnego odnalezienia dowodów jej winy.

– Czy w tym samym czasie, co Petera Burke’a, przywieziono tu jakieś kobiety?

– O tak, z pewnością – odparła z uśmiechem Marian.

– Chodzi mi o kobietę z poderżniętym gardłem – dodałam.

– Sprawdzę w komputerze. – Patrzyła na mnie przez chwilę.

– Czy możemy zabrać ze sobą ten amulet?

– Po co?

– Bo o ile się nie mylę, ta kobieta powinna mieć przy sobie bransoletkę z łukiem, strzałami, nutkami i małymi serduszkami i to właśnie z niej pochodzi ten klucz wiolinowy. – Uniosłam bransoletkę pod światło. Klucz wiolinowy zabłysnął radośnie, jakby nie wiedział, że jego właścicielka została zamordowana.

30

Zanim pojawią się inne barwy, śmierć czyni człowieka szarym. Ciało, które traci wiele krwi, wydaje się zrazu białe albo sine. Gdy jednak rozpocznie się proces rozkładu – nie samo gnicie, jeszcze nie – ciało nabiera szarego odcienia. Ta kobieta wydawała się szara. Rana na szyi została oczyszczona i przebadana. Była nabrzmiała i wyglądała jak drugie, wielkie usta tuż poniżej podbródka.