– Coś jeszcze?
– Tak. Gdzie, u diabła, jest reszta ciała?
– W głębi korytarza, drugie drzwi po lewej.
– Reszta ciała? – W pokoju znów zrobiło się goręcej.
– Idź tam i zobacz. Powiedz mi, co o tym sądzisz.
– Cholera, Dolph, wiem, że nie lubisz niczego sugerować swoim ekspertom, ale nie znoszę pakować się w coś na ślepo. – Tylko na mnie spojrzał. – Odpowiedz przynajmniej na jedno pytanie.
– No dobra, pytaj.
– Czy tamto jest gorsze niż to tutaj?
Zamyślił się przez chwilę i odparł:
– I tak, i nie.
– Niech cię szlag.
– Zrozumiesz, gdy zobaczysz.
Nie chciałam zrozumieć. To Bert wrobił mnie we współpracę z glinami. Twierdził, że dzięki temu nabiorę niezbędnego doświadczenia. A jedyne, co dzięki temu zyskałam, to nowe, nękające mnie niemal co noc, koszmary. Ruszyłam za Dolphem do kolejnej komnaty grozy. Przystanął przed zamkniętymi drzwiami, czekając, aż do niego dołączę. Na drzwiach wisiał kartonowy zajączek. Poniżej ujrzałam makatkę z wyhaftowanym napisem POKÓJ DZIECIĘCY.
– Dolph. – Mój głos zabrzmiał przeraźliwie cicho. Hałas z salonu prawie tu nie dochodził.
– Tak.
– Nic, nic. – Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze. Dam radę. Boże, nie chciałam tego robić. Zmówiłam krótką modlitwę i pchnęłam drzwi. Uchyliły się do wewnątrz. Są takie chwile w życiu, kiedy bez pomocy Tego z Góry ani rusz. Byłam pewna, że to właśnie jedna z takich chwil.
Przez nieduże okno wpadały promienie słońca. Na białych zasłonach dostrzegłam małe kaczuszki i zajączki. Jasnoniebieskie ściany zdobiły podobizny rozmaitych szablonowych zwierzątek. W pokoju stało dziecięce łóżeczko z opuszczoną z jednej strony ścianką.
Nie było tu dużo krwi. Dzięki Ci, Panie Boże. Kto twierdzi, że nasze prośby zawsze pozostają bez odpowiedzi? I tylko w kręgu słonecznych promieni siedział pluszowy miś. Był cały utytłany we krwi. Spod warstwy zakrzepłej posoki wyzierało, jakby ze zdziwieniem, jedno szklane oczko. Uklękłam przy nim. Dywan nie zachlupał mi pod butami, nie był przesiąknięty krwią. Dlaczego, u licha, ten pieprzony misiek był nią cały ubabrany? Przecież poza tym w całym pokoju nie było żadnych śladów krwi. Czy ktoś go tu zostawił? Uniosłam wzrok i ujrzałam niedużą białą komódkę z namalowanymi zajączkami. Gdy już trafisz jeden motyw, to się go trzymasz. Na białej ściance dostrzegłam odcisk niedużej dłoni. Podpełzłam bliżej i porównałam odcisk dłoni ze swoją. Nawet jak na kobietę mam nieduże dłonie, ale ta rączka była malutka. Rączka dwu-, trzy-, najwyżej czteroletniego dziecka. Niebieskie ściany, to zapewne był chłopiec.
– Ile lat miało dziecko?
– W pokoju natrafiliśmy na zdjęcie niejakiego Benjamina Reynoldsa, lat trzy, jak było napisane na odwrocie.
– Benjamin – wyszeptałam i spojrzałam na krwawy odcisk dłoni. – W tym pokoju nie ma ciała. Nikt tu nie zginął.
– Nie.
– Czemu chciałeś, żebym się tu rozejrzała? – Spojrzałam na niego, nie podnosząc się z klęczek.
– Twoja opinia jest istotna dopiero wówczas, gdy zobaczysz naprawdę wszystko.
– Ten cholerny misiek będzie mnie nawiedzał w snach.
– Mnie też – przyznał.
Wstałam, opierając się pragnieniu wygładzenia spódnicy. To zdumiewające, ile razy bezwiednie dotykałam ubrania, pozostawiając na nim ślady krwi. Ale nie dziś.
– Czy w pokoju pod prześcieradłem znajduje się ciało chłopca? – spytałam, modląc się w duchu, aby odpowiedź okazała się przecząca.
– Nie – odparł.
Dzięki Ci, Boże.
– Ciało matki?
– Tak.
– Gdzie jest ciało chłopca?
– Nie znaleźliśmy go. – Zamilkł na chwilę, po czym dodał: – Czy to coś mogło pożreć ciało chłopca w całości?
– To znaczy tak, by nie pozostał po nim żaden ślad?
– Tak. – Chyba trochę zbladł. Ja zapewne też.
– To możliwe, ale nawet nieumarli mają pewne granice, jeżeli chodzi o to, ile są w stanie zjeść. – Wzięłam głęboki oddech. – Czy znalazłeś jakieś ślady… regurgitacji?
– Regurgitacja – powtórzył. – Miłe słowo. Nie, ten stwór nie zwrócił niczego, co pożarł. A przynajmniej my tego nie znaleźliśmy.
– Wobec tego chłopiec wciąż musi gdzieś tam być.
– Czy to możliwe, że wciąż jeszcze żyje? – zapytał Dolph.
Spojrzałam na niego. Chciałam odpowiedzieć: “tak”, ale wiedziałam, że odpowiedź zapewne brzmiała: “nie”. Wybrałam rozwiązanie pośrednie.
– Nie wiem. – Dolph skinął głową. – Teraz do pokoju? – spytałam.
– Nie. – Bez słowa wyszedł z dziecięcej sypialni.
Poszłam za nim. Cóż mogłam począć? Ale nie spieszyłam się. Skoro chciał zgrywać twardego, małomównego glinę, mógł łaskawie na mnie zaczekać. Weszłam za nim do kuchni. Rozsuwane szklane drzwi prowadziły na taras. Wszędzie walało się szkło. Lśniące odłamki skrzyły się w świetle wpadającym przez kolejny świetlik. Kuchnia wyglądała nieskazitelnie, jak z kolorowego folderu reklamowego, niebieska glazura i jasne drewno.
– Ładna kuchnia – powiedziałam. Widziałam ekipę krzątającą się po podwórzu. Wszyscy przenieśli się na zewnątrz. Żywopłot chronił ich przed wzrokiem wścibskich sąsiadów, podobnie jak zeszłej nocy mordercę. Tylko jeden detektyw stał przy lśniącym zlewie. Zapisywał coś w notesie. Dolph przywołał mnie bliżej. – W porządku – zaczęłam. – Coś przebiło się przez te szklane, rozsuwane drzwi. Musiało narobić piekielnego rabanu. Brzęku tłuczonego szkła nie była w stanie zagłuszyć nawet włączona klima. Usłyszano by to.
– Tak sądzisz? – spytał.
– A sąsiedzi nic nie słyszeli?
– Nikt się do tego nie przyznaje – odparł.
Skinęłam głową.
– Rozlega się brzęk tłuczonego szkła, ktoś zjawia się, aby sprawdzić, co się stało, zapewne mężczyzna. Niektóre szowinistyczne stereotypy są nie do wyplenienia.
– Co masz na myśli? – wtrącił Dolph.
– Dzielnego myśliwego broniącego swojej rodziny – odparowałam.
– No dobra, powiedzmy, że to był facet, co dalej?
– Mężczyzna wchodzi tu, widzi coś, co sforsowało drzwi, woła żonę. Zapewne każe jej uciekać. Zabrać dziecko i wiać ile sił.
– Czemu nie dzwoni na policję? – spytał.
– Nie zauważyłam telefonu w sypialni. – Wskazałam aparat wiszący na ścianie w kuchni. – To prawdopodobnie jedyny telefon. Aby do niego dotrzeć, musiałbyś minąć czarnego luda.
– Mów dalej.
Odwróciłam się i zajrzałam w głąb pokoju. Widać stąd było kanapę nakrytą prześcieradłem.
– To coś, czymkolwiek było, zabiło mężczyznę. Rozprawiło się z nim szybko i sprawnie.
– Dlaczego?
– Nie sprawdzaj mnie, Dolph. W kuchni jest za mało krwi. Został pożarty w sypialni. Czymkolwiek to było, nie zawlokło tam trupa. Zagoniło mężczyznę do pokoju i uśmierciło dopiero na miejscu.
– Nieźle, chcesz teraz zajrzeć do pokoju?
Nie chciałam, ale nie powiedziałam tego głośno. Z kobiety zostało trochę więcej. Jej górna część ciała pozostała prawie nietknięta. Na dłoniach miała papierowe torebki.
– Pobierzemy próbki czegoś, co miała pod paznokciami. – Miałam nadzieję, że to pomoże. Rozszerzonymi brązowymi oczami wpatrywała się w sufit. Góra od piżamy przylepiła się do jej brzucha. Przełknęłam ślinę i palcem wskazującym oraz kciukiem uniosłam brzeg bluzy. Kręgosłup kobiety zabłysnął w promieniach słońca, wilgotny, biały i zwisający jak przewód wyrwany z gniazdka. W porządku.