— Oto i ona — odparł Toller, podniósłszy do oczu lornetkę w samą porę, by dostrzec pióropusze strzelające z głównych silników statku księżnej. — Albo księżna opuszcza nas fukając ze złości, albo postanowiła dotrzeć do celu przed nami. Jeśli to, co słyszałem o księżnej Yantarze, nie mija się z prawdą, to… tak! Będziemy mieli wyścig.
— Cała naprzód?
— A jakżeby inaczej? — rzucił Toller. — I każ ludziom założyć spadochrony.
Na wzmiankę o spadochronach rozradowanie na twarzy Feera przemieniło się w niepokój.
— Chyba nie myśli pan, że dojdzie do…
— Kiedy dwa statki wydzierają sobie ten sam kawałek nieba, wszystko może się zdarzyć — odrzekł Toller z nutą jowialności, karcąc delikatnie porucznika za niewłaściwą postawę. — Podczas zderzenia nietrudno o śmierć, a ja wolałbym, by spotkała ona naszego przeciwnika.
— Według rozkazu, panie kapitanie.
Feer odwrócił się dając sygnał mechanikowi i w chwilę potem główne silniki odrzutowe zawyły, uzyskując maksymalną moc. Dziób długiej gondoli podniósł się, gdy ciąg silników próbował obrócić całym statkiem dokoła środka ciężkości, ale sternik prędko wyrównał kurs zmieniwszy kąt ustawienia silników. Jedną ręką operował drążkiem i mechanizmami zapadkowymi, gdyż silniki nowego typu miały lekką konstrukcję z nitowanych rur metalowych.
Nie tak dawno temu pojedynczy silnik zużyłby cały zapas kryształów drzewa brakka, niszcząc samo drzewo, a w rezultacie i tak byłby powolny i niewygodny w obsłudze. Źródło energii nadal stanowiła wprawdzie mieszanka kryształów pikonu i halvellu, które od wieków pobierały z gleby korzenie drzew brakka, obecnie jednak kryształy uzyskiwano bezpośrednio z ziemi według metod rafinacji chemicznej wymyślonej przez ojca Tollera, Cassylla Mara-ąuine.
Chemia i metalurgia były kamieniem węgielnym ogromnej fortuny i wpływów rodziny Maraąuine, co z kolei stanowiło źródło większości konfliktów między Tollerem a jego rodzicami. Rodzice oczekiwali, że syn zastąpi ojca i przejmie władzę nad rodzinnym imperium przemysłowym, ale w Tollerze ta perspektywa wzbudzała przerażenie. W kontaktach z rodzicami pojawiły się napięcia od chwili, gdy Toller postanowił wstąpić do Służb Podniebnych w pogoni za przygodami. Ku jego rozczarowaniu jednak służba nie obfitowała w przygody, toteż za nic na świecie Toller nie pozwoliłby zepchnąć się na bok w obecnej sytuacji.
Całą uwagę skupił na astronaucie, wciąż znajdującym się o milę z okładem od pofalowanej powierzchni pól uprawnych. Nie istniał żaden praktyczny powód, dla którego mieliby ścigać się na miejsce jego przypuszczalnego lądowania, ale gdyby Yantara sobie przypisała pierwszeństwo, mogłoby to jej dodać animuszu. Toller przypuszczał, że całkowicie przypadkowo przechwyciła wiadomość, jaką rano tego dnia przekazał heliopisem do pałacu, i dla kaprysu postanowiła przejąć dowództwo w najciekawszym momencie nudnej jak dotąd misji.
Kiedy zastanawiał się, czyby nie posłać jej ostatniego ostrzeżenia, wzrokiem natknął się na ciemnogranatową linię, która pojawiła się na horyzoncie. Rzut oka przez lornetkę upewnił go w przekonaniu, że jest to spory zbiornik wodny, a po sprawdzeniu na mapie stwierdził, że widzi Jezioro Amblaraate. Mierzyło prawie cztery mile, zatem astronauta miał niewielkie szansę na to, by wylądować poza jego obrzeżem. Przez środek jeziora biegł jednak sznur małych, nizinnych wysepek, spośród których wprawny spadochroniarz bez trudu powinien wybrać dogodne miejsce do lądowania.
Toller przywołał ręką Feera i pokazał mu mapę.
— Zdaje się, że zażyjemy dzisiaj trochę ruchu — zaczął. — Te wysepki nie wyglądają jak place parad. Jeśli naszemu zwiewnemu nasionku uda się zapuścić korzenie na jednej z nich, zadanie wyrwania go stamtąd będzie wymagało nie lada umiejętności lotniczych. Ciekawe, czy nasza letniczka, jak ją ochrzciliście, nadal będzie pragnęła sobie przypisać ten zaszczyt.
— Najważniejsze, żeby posłaniec z depeszami dotarł cało i zdrowo do Królowej — zauważył Feer. — Czy to, kto go odbierze, ma jakiekolwiek znaczenie?
Toller posłał mu szeroki uśmiech.
— O tak, poruczniku. Ma to ogromne znaczenie.
Oparł się o reling gondoli i rozkoszując się chłodnym, wzbierającym strumieniem powietrza patrzył, jak drugi statek zbliża się po zbieżnym kursie. Odległość była jeszcze zbyt duża, by mógł dostrzec członków załogi nawet przez lornetkę, jednak wiedział, że na pokładzie są same kobiety. Królowa Daseene osobiście dopatrzyła, by pozwolono kobietom wstępować do Służb Podniebnych. I choć miało to miejsce podczas stanu zagrożenia dwadzieścia sześć lat wcześniej, kiedy istniała groźba inwazji ze Starego Świata, tradycja przetrwała aż po ten dzień. Z przyczyn praktycznych zaniechano jednak tworzenia załóg mieszanych. Spędziwszy większą część czynnej służby po drugiej stronie Overlandu, Toller nie miał wcześniej okazji zetknąć się z którymś z nielicznych statków z żeńską załogą, i ciekawiło go, czy płeć ma jakiś zauważalny wpływ na technikę sterowania.
Jak się spodziewał, obydwa statki dotarły do Jeziora Amblaraate w chwili, gdy astronauta znajdował się jeszcze wysoko ponad nimi. Toller ocenił, na której z wysepek najprawdopodobniej nastąpi lądowanie, rozkazał zejść na trzydzieści metrów i zataczać koła ponad trójkątnym skrawkiem zieleni. Ku jego irytacji Yantara przyjęła podobną taktykę, zajmując pozycję po przeciwnej stronie okręgu. Oba statki kręciły się jakby przymocowane do niewidzialnej osi, a pulsujący huk silników zakłócał spokój ptaków gnieżdżących się na ziemi.
— Marnotrawstwo kryształów — burknął Toller.
— Karygodne marnotrawstwo — przytaknął Feer i pozwolił sobie na leciutki uśmieszek na wspomnienie, że kwatermistrz Służb już nieraz udzielał jego dowódcy reprymendy za zużywanie zapasów pikonu i halvellu najszybciej w całej flocie z powodu nierównego stylu latania.
— Powinno się tę kobietę odsunąć od lotów i… — Toller urwał widząc, że odgadnąwszy najwyraźniej ich życzenia astronauta raptownie zwinął część czaszy spadochronu, zwiększając prędkość i zaostrzając kąt opadania.
— Schodzimy w dół z maksymalną prędkością — rozkazał Toller. — Użyć wszystkich czterech armatek kotwicznych, gdy tylko dotkniemy ziemi. Musimy wylądować przy pierwszym podejściu.
Uśmiech powrócił mu na usta, gdy zauważył, że w tym najważniejszym momencie znaleźli się na zachód od wyspy, tak że wystarczył pojedynczy manewr, by ustawić się w pozycji do lądowania pod wiatr. Koło fortuny wyraźnie obróciło się przeciw Vantarze. Kiedy jednak zerknął ponownie na statek księżnej, z przerażeniem stwierdził, że zarzuciła ona dotychczasowy tor lotu i schodzi ostro w kierunku wyspy, niewątpliwie z zamiarem wykonania nieprzepisowego lądowania z wiatrem.
— Suka — zaklął pod nosem. — Głupia suka. Bezradnie przyglądał się, jak statek Yantary z szybkością wspomaganą sprzyjającą bryzą przeciął niższe pokłady powietrza i parł w kierunku środka wysepki. Za szybko, pomyślał. Kotwice nie wytrzymają napięcia! Obłoki dymu zakłębiły się po obu stronach gondoli, kiedy kil dotknął trawy i armatki strzeliły w ziemię grotami kotwic. Balon zakołysał się, gdy statek gwałtownie wytracił prędkość. Przez chwilę wyglądało na to, że nie ziszczą się ponure przewidywania Tollera, a potem pękły obie liny kotwiczne po lewej stronie gondoli. Statek położył się na burtę i obrócił raptownie wyrywając z ziemi tylną kotwicę. Zerwałby się na dobre, gdyby jedna z członkiń załogi nie zaczęła błyskawicznie wydawać liny jedynej pozostałej kotwicy, zmniejszając tym samym jej napięcie. Wbrew oczekiwaniom lina nie pękła i utrzymała ciężar statku. W tej chwili stało się jasne, że Tollerowi nie uda się zamierzony manewr lądowania — huśtając i kołysząc się statek Yantary zagradzał mu drogę.