Выбрать главу

— Co się dzieje, Ukochany Stwórco? — Xa natychmiast znalazł drogę do umysłu Diviwidiviego. — Usunąłem uszkodzenie w moim ciele, ale wciąż odczuwam niejaki ból. Żałuję, że nie wyposażono mnie w organy zmysłu umożliwiające mi widzenie i słyszenie wewnątrz stacji. Czy Pierwotni są z tobą?

— To nie twoja sprawa.

— Ale ktoś mówił o ropach, Ukochany Stwórco! Czy to ty? Czy jesteś zdolny do wymawiania słów, które nie mają odpowiedników w rzeczywistości?

— Żadna etyczna istota nie jest do tego zdolna — odparł Divivvidiv poirytowany. — A teraz siedź cicho.

~ Czy jesteś etyczną istotą, Ukochany Stwórco?

— Mówię ci: siedź cicho! — Diviwidiv zamknął wszystkie połączenia niskomózgowe, by zakończyć dociekania Xa.

— Ten strach na wróble opowiedział nam o potężnej eksplozji, panie kapitanie — rzekł Steenameert do olbrzyma. — Musimy dobrze rozważyć to, co powiedział. Całe galaktyki ulegną unicestwieniu! Według niego Land i Over-land wkrótce zostaną zniszczone w mgnieniu oka.

— Baten, dlaczego zawracasz mi teraz głowę całą tą gadaniną o galaktykach i eksplozjach?

Odpychająca twarz niższego Pierwotnego ożywiła się.

— On mówił, że to nastąpi niedługo, panie kapitanie.

— Niedługo? Jak długo jest niedługo?

— Właśnie tego powinniśmy się dowiedzieć.

— Ukochany Stwórco! — Diviwidiv osłupiał stwierdziwszy, że najwyraźniej bez żadnego wysiłku głos Xa ponownie wdarł się do jego umysłu. — Czy powiedziałeś Pierwotnym, że mam zostać zabity już za sześć dni?

Sposób sformułowania pytania nasunął Diviwidiviemu podejrzenie, że ciężki pancerz stacji musi być gdzieś nieszczelny, co umożliwia Xa przechwytywanie szmerów myślowych interakcji, które nie są przeznaczone dla niego. Choć kiedy indziej takie odkrycie byłoby pożyteczne, w tym momencie spotęgowało tylko u Diviwidiviego uczucie gniewu i zaniepokojenia.

— Rozkazuję ci! — Przesłał te słowa do Xa, zbierając wszystkie siły. — Powróć do stanu wewnętrznej ciszy i czekaj, aż cię wezwę.

— …pytam cię, szarogęby! — krzyczał olbrzym. — Ile czasu minie, nim naszą ojczystą planetę pochłonie siła eksplozji, o której mówiłeś?

— Nie potrafię podać dokładnej liczby, ale będzie to za około dwieście waszych lat.

— Dwieście lat. — Olbrzym zerknął na swego towarzysza. — To bardzo krótko jak na życie planety, lecz dla mnie w tym momencie wydaje się to wiecznością. Mamy wiele do zrobienia, Baten, i musimy działać szybko.

— Szybciej, niż myślisz — dodał Diviwidiv, otaczając tę myśl obronnym murem wyższego poziomu mózgu, tak żeby nawet Xa nie mógł domyślić się, co dzieje się w jego umyśle. Poczucie winy, które trapiło go uprzednio, kiedy przypominał mu się los, jaki jego rasa zgotowała mieszkańcom bliźniaczych planet, i tak teraz zniknęło. Świeże w jego pamięci uczucie pogardy, odrazy i strachu, jakie wywołał w nim olbrzymi Pierwotny, miało w tym swoją zasługę.

„Nie dalej niż za dziesięć dni, Tollerze Maraąuine” pomyślał „twój nic nie znaczący ojczysty świat przestanie istnieć”.

Rozdział 12

Kiedy Cassyll Maraąuine wyszedł z pałacu, był cały _A mokry od potu. Nie zważając, iż nie licuje to z powagą jego stanowiska, błyskawicznie ściągnął z siebie oficjalny żupan i rozpiął bluzę pod szyją, chłodząc rozgrzane ciało. Szukając wzrokiem Bartana Drumme’a oddychał głęboko orzeźwiającym porannym powietrzem.

— Wyglądasz jak gotowany homar — zauważył jowialnie Bartan, wyłaniając się zza podstawy posągu króla Chak-kella, który dominował nad dziedzińcem tak, jak w swoim czasie Chakkell dominował nad całą planetą.

— Tam w środku jest jak w piekarniku. — Cassyll otarł chusteczką pot z czoła. — Daseene zabija się żyjąc w takich warunkach, lecz kiedy próbuję jej poradzić, by przewietrzyła…

— Co za sens być władcą, jeśli nie można podporządkować śmierci królewskim edyktom.

— To nie jest odpowiedni temat do żartów — odparł Cassyll. — Obawiam się, że Daseene nie pozostało już wiele czasu, a ta zadziwiająca sprawa bariery lodowej oraz jej obawa o los księżnej Yantary mogą tylko wszystko pogorszyć.

— A ty niepokoisz się o bezpieczeństwo Tollera. Czy istnieje waga, na której można porównać takie uczucia?

— Toller umie zatroszczyć się o siebie. Bartan pokiwał głową.

— Tak, lecz nie jest swoim dziadkiem.

— Co to znaczy?! — krzyknął Cassyll, nie ukrywając rozdrażnienia. — Jak bardzo zwichnięte musiałoby być moje drzewo genealogiczne, gdyby mój ojciec i mój syn byli jedną osobą.

— Wybacz, przyjacielu. Kocham młodego Tollera niemal tak gorąco jak… — Bartan podniósł ramiona aż do poziomu uszu, co oznaczało, że zgadza się, by zmienili temat rozmowy. — Usiądźmy na jakiejś wygodnej ławce.

— Z pewnością będzie milej widziana niż niewygodna ławka.

Trącając się łokciami, by pokazać, że ich przyjaźń nie ucierpiała ani trochę, obydwaj mężczyźni skierowali się w stronę rzeki Lain. Dotarłszy do niej w pobliżu Mostu Lorda Glo skierowali się na wschód, wzdłuż nadbrzeża, aż usiedli na jakiejś marmurowej ławce. Powietrze było czyste, balsamiczne, przesycone tą specyficzną poranną ciszą dla uprzywilejowanych, która charakteryzuje administracyjne tereny w miastach. Ogromne chmury ptert, błyszcząc jak szklane bańki, podążały z biegiem rzeki, przemykając i tańcząc kilka stóp nad lekko pomarszczoną powierzchnią wody.

Bartan odczekał chwilę, po czym rzekł:

— Jaki jest werdykt?

— Chce wysłać flotę.

— Czy powiedziałeś jej, że nie rozporządzamy żadnymi Statkami?

— Tak, lecz odparła, żebym nie zawracał jej głowy drobiazgami. — Cassyll wybuchnął wymuszonym śmiechem. — Drobiazgami.

— Co masz zamiar zrobić?

— Obiecałem, że dowiem się, ile dokładnie statków możemy wystawić demontując inne, jeśli zajdzie taka potrzeba, i że jej o tym zakomunikuję. Wiele części silników trzeba będzie naprawić lub wymienić, a poza tym brakuje płótna na balony. Może minąć i dwadzieścia dni, nim będzie mógł wystartować pierwszy statek… — Cassyll umilkł, obracając złoty pierścień, który nosił na szóstym palcu lewej ręki.

— A ty miałeś nadzieję, że Toller powróci na długo przedtem — dokończył Bartan ze współczuciem. — Prawdopodobnie powróci… Z tą księżną wiszącą mu u szyi. Nie tak łatwo odciągnąć go z raz obranego kursu.

— Doskonale powiedziane. Zrobiłem dziś rano nowe pomiary i wygląda na to, że bariera ma już niemal sto mil średnicy. A to oznacza, że żaden statek nie mógłby jej wyminąć.

— A widzisz? — powiedział Bartan z nutką wesołości w głosie. — Toller musi wkrótce powrócić.

— Jesteś dobrym przyjacielem, Bartanie — odparł Cassyll próbując się uśmiechnąć. — Kocham cię, ale kochałbym cię jeszcze bardziej, gdybyś umiał mi powiedzieć, dlaczego ta niebieska planeta pojawiła się w naszym układzie i sprawiła, że krystaliczny mur wyrósł pomiędzy nami a odziedziczoną przez nas po przodkach planetą.

— Sądzisz, że te dwie rzeczy są w jakiś sposób powiązane?

— Jestem tego pewien. — Cassyll spojrzał w niebo na enigmatyczny dysk białego światła unoszący się w zenicie. — Tak jak jestem pewien, że żadna z nich nie wróży nam nic dobrego.