Выбрать главу

— A co z moim osobistym honorem? — wypalił Steenameert głosem drżącym z emocji. — Czy myślicie, że honor jest przywilejem arystokratów? Czy wyobrażacie sobie, że mógłbym komukolwiek spojrzeć prosto w oczy ze świadomością, że zarzuciłem swoje obowiązki przy pierwszym powiewie niebezpieczeństwa?

— Batenie, ależ to wykracza poza zakres twoich obowiązków!

— Nie dla mnie. — W głosie Steenameerta zabrzmiała nowa nutka zaciętości, która zmieniła go nie do poznania. — Nie dla mnie.

Toller milczał przez chwilę czując, że zaczynają szczypać go oczy.

— Możesz towarzyszyć mi w podróży na Dussarrę pod jednym warunkiem.

— Mianowicie, panie kapitanie?

— Pod warunkiem, że przestaniesz zwracać się do mnie „panie kapitanie”. Wpakujemy się w to prywatnie, zapominając o Służbach Podniebnych i ich rytuałach. Wyruszymy na tę wyprawę jako przyjaciele i ludzie sobie równi, zrozumiałeś?

— Ja… — Stanowczość sprzed chwili zdawała się opuszczać Steenameerta. — To będzie dla mnie dosyć trudne… dla kogoś, kogo wychowano…

— Jeszcze przed chwilą twoje wychowanie nie miało znaczenia — przerwał mu Tołler, uśmiechając się szeroko. — Dawno nikt mnie tak nie złajał.

Steenameert uśmiechnął się nieśmiało.

— Obawiam się, że chyba straciłem panowanie nad sobą.

— Zachowaj je, dopóki nie wylądujemy na Dussarze. Potem będziesz mógł pofolgować sobie na dobre. — Toller przeniósł wzrok na jeńca. — Co na to powiesz, szarogęby?

— Powiem, że jeszcze nie jest za późno, byście przerwali to bezsensowne przedsięwzięcie — odparł Diviwidiv przerywając długą ciszę. — Dlaczego nie wykorzystacie jakoś tej skąpej inteligencji, jaką wam dano…

— Nie zrozumiał ani słowa z naszej rozmowy — rzekł Toller do Steenameerta. — I on nazywa nas Pierwotnymi.

Nie mówiąc już nic więcej Toller włączył silniczek i ruszył wraz z obcym w kierunku najbliższego statku kosmicznego. Pokryta pokostem, gładka, drewniana powierzchnia lśniła w słońcu ciepłą brązową barwą. Statek złożono w strefie nieważkości z pięciu cylindrycznych części, które przetransportowano na pokładach statków powietrznych z Overlandu. Miał cztery jardy średnicy i w przeszłości wydawał się Tollerowi ogromny, lecz teraz, w porównaniu z obcą stacją, zdawał się zupełnie nieodpowiedni do celów, do jakich go zbudowano. Przypominając sobie, że przecież jego dziadkowi udało się przeprawić w podobnym wehikule przez międzyplanetarną pustkę, Toller otrząsnął się z wątpliwości. Przyjrzał się uważnie obręczy z kryształów, która łączyła statek ze szklaną taflą, i zwrócił się do Divivvidiviego:

— Mocne są te kajdany? Czy jeśli po prostu wystartujemy, może dojść do uszkodzenia statku?

— Kryształ rozkruszy się z łatwością.

— Jesteś pewien? Może byłoby lepiej, gdybyś rozkazał tej maszynie, aby zwolniła obręcz.

— Najlepiej będzie, jeśli teraz nie będę się komunikował z Xa. — Twarz obcego zasłaniała nieprzezroczysta szybka, lecz Toller wyczuł, że mówi prawdę. — Pamiętaj, że będę z wami wewnątrz tej barbarzyńskiej machiny. To także moja sprawa, by nie stała się jej żadna krzywda.

— Świetnie — odparł Toller, odwiązując od pasa koniec liny, do której przytroczony był obcy i pozwalając mu dryfować swobodnie. — Mój towarzysz Pierwotny i ja mamy do wykonania pewne prace, które będą wymagać od nas bacznej uwagi. Zatem zostawię cię tu na krótką chwilę, prosząc, byś się nie oddalał. Czy posłuchasz mojej prośby?

— Obiecuję, że nie ruszę się nawet o cal.

Toller wypowiedział swą prośbę z udawaną kurtuazją dobrze wiedząc, że obcy nie jest w stanie zmienić pozycji i nie oczekiwał riposty, która odpowiadałaby jego poczuciu humoru. Przemknęło mu przez myśl, że ta wymiana zdań mogłaby mieć pewne znaczenie na przyszłość, gdyby pojawiły się perspektywy normalnych kontaktów między kulturą dussarrańską i kolcorroniańską. Jak na razie miał na głowie bardziej palące sprawy.

Tylną część statku kosmicznego stanowił specjalnie zaprojektowany statek podniebny, w którym normalną kwadratową gondolę zastąpiono kapsułą kosmiczną. W jej wnętrzu znajdował się złożony pełnowymiarowy balon, umożliwiający załodze opuszczenie się na powierzchnię planety i ponowne dołączenie do statku macierzystego, oczekującego na orbicie. Toller nie przewidywał, by mieli wykorzystać ładownik w nadchodzącej misji, ponieważ opuszczanie się za pomocą balonu było zarazem zbyt jawne i okropnie powolne.

— Jak uważasz, Batenie? — spytał, kiedy dryfowali swobodnie w zimnym, rozrzedzonym powietrzu. — Czy warto spróbować pozbyć się kapsuły? Mamy mnóstwo dobrych lewarków, a jakoś nie w smak mi myśl, że będziemy wlec za sobą dodatkowy silnik i te wszystkie przyrządy sterownicze.

— Uszczelnienie z mastyksu jest już dosyć stare — odparł Steenameert z powątpiewaniem. — Z pewnością przesiąkły nim skórzane uszczelki, drewno, kołki, olinowanie… Wszystko pewnie jest twarde jak bazalt. Nawet z pomocą lewarów do oddzielenia kapsuły potrzeba by było czterech lub pięciu mężczyzn, a poza tym nie mamy pojęcia, jakie szkody mogą powstać podczas tej operacji. A na dodatek trzeba będzie skrócić wały steru i podłączyć je do głównego silnika.

— Mówiąc krótko — wtrącił Toller — bierzemy statek tak jak jest! Wspaniale! Bądź tak dobry i znajdź nasze spadochrony i wory lotnicze, a ja w tym czasie zrobię przegląd statku. Wkrótce będziemy już w drodze.

Lot na Dussarrę nie obfitował w wiele niespodzianek. Praktycznie wszystko, co wiedziano na temat podróży do miejsc leżących poza parą Land — Overland pochodziło % zapisków Ilvena Zavotle’a, który był jednym z uczestników legendarnej wyprawy na Farland. Toller miał okazję zapoznać się z wypisami z jego dziennika na kursach w Służbach Podniebnych i z poczuciem ulgi stwierdził, że wiernie odpowiadają one rzeczywistości. Miał wiele rzeczy do przemyślenia nawet bez jakichś chimerycznych zachowań statku czy kosmosu.

Kiedy wpłynęli w przestrzeń kosmiczną, niebo stało się Czarne, zgodnie z przewidywaniami, i w krótkim czasie Statek rozgrzał się, co skłoniło ich do zdjęcia skafandrów. Według dawno nieżyjącego już Zavotle’a przejmujący chłód panujący w strefie nieważkości pomiędzy bliźniaczymi planetami był spowodowany konwekcją atmosferyczną, a kiedy statek wkraczał w międzyplanetarną pustkę, obficie absorbował energię słoneczną. Również zgodnie z przewidywaniami meteory — dominujący rys nocnego nieba ojczystej planety — przestały być widoczne. Zavotle wyjaśniał, że meteory wciąż przemierzają przestrzeń kosmiczną z niewyobrażalną prędkością, lecz można je obserwować tylko, gdy natrafiają na atmosferę planety. Możliwość, że statek zostanie w mgnieniu oka unicestwiony przez niewidzialny pocisk ze skały, nie przykuła na dłużej myśli Tollera.

Szybko zorientował się, że sterowanie statkiem jest najcięższym i jedynym zadaniem, nieco przypominającym próbę utrzymywania kijka na czubku palca. Stanowisko pilota na najwyższym pokładzie wyposażone było w niezbyt silny teleskop, zamontowany równoległe do wzdłużnej osi statku. Koniecznie należało utrzymywać skrzyżowanie nitek celowniczych przyrządu dokładnie na odpowiedniej gwieździe, co wymagało sporej koncentracji i umiejętnego posługiwania się bocznymi silnikami.