— To znaczy, że jesteśmy bardzo daleko od domu — rzekł Cassyll z grymasem, który oznaczał, że powiedział coś istotnego.
— No dobrze, ale czy to w jakiś sposób wpłynie na nasze życie?
Cassyll żachnął się i zdjął pokrywę z okularu teleskopu.
— Tak właśnie mówi człowiek, który nigdy nie musiał zarabiać na chleb w handlu czy przemyśle! Ponowne zaprojektowanie i uruchomienie pewnego rodzaju urządzeń będzie kosztowało państwo zawrotne sumy. A do tego koszty utrzymania urzędników, księgowych…
— Urzędników?
— Pomyśl tylko, Tollerze. Mamy dwanaście palców, zatem naturalną podstawą wszystkich rachunków jest liczba dwanaście. To, oraz fakt, że obwód okręgu równał się dokładnie potrójnej jego średnicy, czyniło większość obliczeń dziecinnie prostymi. Od tej chwili jednak wszystko w tej kwestii się zmieni. I nie mam tu na myśli spraw tak podstawowych jak ta, że bednarz będzie musiał nauczyć się robić większe obręcze na beczki. Weź na przykład…
— Powiedz — wtrącił szybko Toller, starając się uprzedzić jedno z dygresyjnych przemówień ojca. — Jaki jest nowy stosunek? Powinienem choć to wiedzieć.
Cassyll rzucił Bartanowi znaczące spojrzenie.
— Wokół tej sprawy toczyły się zażarte dyskusje. Byłem zbyt zajęty, zważywszy przygnębiające wydarzenia w pałacu, by osobiście dokonać pomiarów. Niektórzy z mojego personelu twierdzą, że nowy stosunek wynosi trzy i siedem dziesiątych, co oczywiście jest bzdurą.
— Dlaczego? — spytał Bartan z niejakim zacietrzewieniem.
— Ponieważ, mój drogi przyjacielu, w świecie cyfr musi istnieć naturalna harmonia. Trzy i siedem dziesiątych do niczego nie pasuje. Nie ma wątpliwości, że gdy przeprowadzi się pomiary z należytą dokładnością, okaże się, że nowy stosunek podlega…
Toller odgrodził się w myślach od tego, co zapowiadało kolejną ciągnącą się w nieskończoność dyskusję, z jakich ojciec i Bartan Drumme czerpali niewysłowioną satysfakcję. Żałował, że Jerene nie stoi u jego boku, ale musiała wyjechać do rodziców, do miasteczka Divarl, i nie oczekiwał, by wróciła przed jutrem. Zmęczony staniem przy balustradzie skierował się do kanapy, ułożył na niej i odstawił kule na bok. Teraz, kiedy proces gojenia był już zaawansowany, nogę miał sztywną, a gdy poddawało się ją zbyt dużym naciskom, zadawała okropne tortury. Ciągłe wynajdywanie sposobów, by zapobiec przeszywającym ją bólom, osłabiało go i Wyczerpywało, Toller był zatem zadowolony, że może się położyć.
— Synu, może powinieneś pójść do pokoju i zażyć trochę snu — zaproponował Cassyll ciepło. — Rana była poważniejsza, niż sądzisz.
— Jeszcze nie teraz. Wolałbym zostać tu jeszcze chwilę. — Toller uśmiechnął się do ojca. — Zdaje się, że pamiętam, jak wiele razy rozmawialiśmy w ten sposób dawno temu, gdy byłem dzieckiem. Czy masz zamiar zapakować mnie do łóżka niezależnie od tego czy ja chcę, czy nie?
— Jesteś już zbyt dużym chłopczykiem, by cię tak traktować. A poza tym jestem zajęty i nie chcę, byś ciągle zawracał mi głowę prośbami o szklankę wody.
— I rurki z miodem — zażartował Bartan Drumme z drugiego końca balkonu. — Nie zapomnij o rurkach z miodem.
— Rurki z miodem! — Toller podniósł się na łokciu. — Czy to jest to, co ja…
— Tak, choć może się to wydawać dziwnym pożywieniem dla kogoś, kogo zaczęto nazywać Zabójcą Boga — rzekł Cassyll. — Nie wiedziałeś o tym, prawda? Można tylko zgadywać, jakiego rodzaju historie rozsiewa twój przyjaciel, Steenameert. Powiedziano mi jednak, że każda tawerna aż huczy od opowieści, jak to poleciałeś do krainy za niebiosami i zabiłeś tysiące bogów czy demonów… lub bliżej nieznaną mieszankę tych obydwu gatunków, by uratować Overland przed pożarciem przez ogromnego kryształowego smoka.
Cassyll urwał i posmutniał nagle.
— Teraz, kiedy rozważyłem całą sprawę, dochodzę do wniosku, że przeciętny, zamroczony piwem chłop rozumie w takim samym stopniu jak ja, a może i lepiej, co tu się wydarzyło. Tollerze, wszystko wyjaśniono ci, kiedy umysł rozmawiał z umysłem bez odwołania się do mowy. Czy nie przypominasz sobie, choćby urywkowo, co oznacza pojęcie czasoprzestrzeni? Z chęcią dowiedziałbym się, dlaczego te dwa słowa, które przecież nie mają żadnego logicznego związku, zostały połączone w tak osobliwy sposób.
— Nie umiem ci pomóc — odparł Toller wzdychając. — Kiedy Diviwidiv przemawiał wewnątrz mojej głowy, w pełni rozumiałem, co ma na myśli, lecz te wiadomości były jakby dymem pisane. Wszystko się rozwiało. Sięgam po znaczenie, a znajduję jedynie pustkę. Nie zupełną pustkę, ale taką, w której odbijają się echa jakichś znaczeń, jakby ogromne drzwi zawarły się na zawsze, jakbym był zbyt powolny, spóźniony. Przykro mi ojcze, sam chciałbym, by było inaczej.
— Nie ma sprawy. Odbędziemy tę podróż bez niczyjej pomocy. — Cassyll przyniósł gruby koc i okrył nim Tol-lera. — Noce są tutaj chłodniejsze.
Toller skinął głową i ułożył się wygodnie, poddając się luksusowi uczucia, że ktoś się nim opiekuje i nie ma żadnych pilnych spraw do załatwienia. Noga pulsowała ciepłem. Medycy przewidywali, że odtąd będzie musiał chodzić o lasce, lecz dawało mu to tylko jeszcze większe prawo, by wygrzewać się w przytulnym cieple jak dziecko, bezpiecznie pod kocem, który lepiej niż najgrubsza zbroja chronił przed zewnętrznym światem, mogącym go skrzywdzić.
Podczas, gdy jego umysł zasnuwał się z wolna mgiełką snu, Toller próbował określić swoją pozycję w nieznanym wszechświecie. Tyle zaprzepaszczono. Królowa Daseene umierała niezdolna, by stanąć oko w oko lub choć oswoić się z nową rzeczywistością. Jej marzenia o panowaniu na dwóch planetach rozsypały się pył. Marzenie to było przyjemne, łatwo stało się także marzeniem Tollera. Jednak nie będzie już długich na milę kolumn statków podniebnych wypełnionych bagażem handlowym i kulturowym, wytyczających szlaki pomiędzy Landem i Overlandem. Zamiast tego będzie… co…
Toller stwierdził, że nie jest w stanie poradzić sobie z zawiłymi i nieuchwytnymi zagadkami przyszłości. Zaczai osuwać się w głąb nieświadomości i znów z niej powracać, a za każdym razem, gdy otwierał oczy, niebo było ciemniejsze, a gwiazdy liczniejsze i jaśniejsze, niż oczekiwał. Balkon także tonął w ciemności, gdyż ojciec i Bartan Drumme używali teleskopu, zajęci sporządzaniem i porównywaniem notatek.
Toller przysłuchiwał się szmerowi ich słów. Drzemał i dryfował, na wpół świadom urywanych odgłosów rozmowy, i stopniowo zmieniał mu się nastrój. Zrozumiał teraz, że pozwolił, prawdopodobnie na skutek szoku bitewnego i niesamowitego wyczerpania, by nowe niebo onieśmieliło go, przygnębiło i zniechęciło. Pytał samego siebie, czy Kolcorron wyda kiedykolwiek wojownika, który rzuciłby wyzwanie tej nieruchomej, czarnej pustce i w momencie, gdy zadawał to pytanie, pesymizm zaślepił go do tego stopnia, że nie zauważył, iż właśnie znajduje się w towarzystwie takich bohaterów.
Cassyll i Bartan osiągnęli właśnie dojrzały wiek, a ich wkład w stary porządek rzeczy był o wiele większy, niż jego, udział zaś w nie zbadanej przyszłości będzie odpowiednio mniejszy. Lecz czy zniżyli się do rozczulania nad sobą? Nie! Ujęli szable, szable intelektu, i właśnie w tym momencie cicho i bez fanfar zajęci byli niczym innym, tylko budowaniem podstaw nowej astronomii.
W pół drogi między jawą i snem Toller uśmiechnął się.
Jego ojciec i Bartan rozmawiali ściszonymi głosami, by nie przeszkadzać Tollerowi w odpoczynku, lecz szept przenika do ąuasi-rzeczywistości śpiącego umysłu o wiele lepiej niż krzyki… jak dotąd zaobserwowano pięć planet w lokalnym systemie, Bartanie… licząc ten podwójny świat jako jeden, dałoby to… Jeśli odnaleźliśmy pięć w tak krótkim czasie, to czy niemyślisz, żemogą istnieć także jakieś inne?… „Powinienem wstać w tej chwili i wziąć udział w tym, co się dzieje…”