Выбрать главу

— Jej śmierć była dla nas wszystkich ciężkim ciosem — powiedział Cassyll. — Wciąż pijesz.

— Tak. — Bartan dostrzegł zmartwienie w oczach Cassy.1-la i położył mu rękę na ramieniu. — Lecz już nie tak, jak wtedy, kiedy po raz pierwszy spotkałem twego ojca. Nie mógłbym tego zrobić Berise. Teraz wystarczy mi szklaneczka, może dwie, cierpnika przed snem.

— Przyjdź do mnie dziś wieczorem i przynieś dobry teleskop. Wychylimy puchar czegoś rozgrzewającego i popatrzymy na tę planetę. I czeka cię jeszcze jedno zadanie: musimy jakoś ją nazwać. — Cassyll poklepał przyjaciela p»o plecach i skinieniem głowy wskazał na łukowate wejście dlo pałacu dając mu do zrozumienia, że czas już, by udali się na spotkanie z Królową.

Znalazłszy się wewnątrz mrocznego budynku skierowaili się prosto do komnaty przyjęć, przemierzając niemal puste korytarze. Za czasów króla Chakkella pałac był siedzibą rządu i zazwyczaj roiło się tu od urzędników. Lecz Daseene osadziła administrację państwową w oddzielnych budynkach i traktowała pałac jak swoją prywatną rezydencję. Jedynie wybrane zagadnienia, na przykład obrona powietrzna, którą Królowa interesowała się specjalnie, dostępowały zaszczytu jej osobistej uwagi.

Przy drzwiach komnaty dwaj ostiariusze spływający potem pod ciężarem tradycyjnej zbroi z drzewa brakka rozpoznali nadchodzących mężczyzn i natychmiast ich przepuścili. Upał w komnacie był nieznośny, Cassyll z trudem łapał powietrze. W podeszłym wieku Królowa Daseene nieustannie narzekała, że jest jej zimno, zatem w używanych przez nią pomieszczeniach utrzymywano wysoką temperaturę, dla większości ludzi absolutnie nie do wytrzymania.

Jedyną osobą w komnacie był lord Sectar, skarbnik królewski zajmujący się kontrolą budżetu państwa. Jego obecność stanowiła jeszcze jeden dowód na to, że Królowa planuje przejąć Stary Świat. Lord był postawnym mężczyzną około sześćdziesiątki, o szerokich barach, obwisłych policzkach i rumianej twarzy, która w panującej duchocie zmieniła kolor na karmazynowy. Przywitał ich skinieniem głowy i wskazując bez słowa na podłogę, gdzie zainstalowano rury ciepłownicze, przewrócił oczami, po czym otarł kropelki potu z czoła i podszedł do lekko uchylonego okna.

Cassyll zareagował na tę krótką pantomimę przesadnym wzruszeniem ramion, mającym wyrażać bezradność i usiadł na jednej z amfiteatralnie ustawionych ław zwróconych w stronę królewskiego tronu. Od razu powrócił myślą do tajemnicy niebieskiej planety. Pomyślał, że chyba zbyt łatwo oswoił się ze zjawiskiem, o którym opowiedział mu Bartan. Jak to możliwe, by jakaś planeta tak po prostu zmaterializowała się w pobliskich rejonach kosmosu? Skoro na niebie pojawiają się nowe gwiazdy, można przypuszczać, że niekiedy gwiazdy również znikają, rozpadając się w wyniku eksplozji i zostawiają po sobie ślady w postaci planet. Cassyll był sobie w stanie wyobrazić takie światy tułające się w ciemnościach międzygwiezdnej pustki, lecz prawdopodobieństwo, by jeden z nich przyłączył się do lokalnego systemu, wydawało mu się niemal równe zeru. Możliwe, że powodem braku należytego zdziwienia był fakt, iż tak naprawdę, w głębi serca nie wierzył w istnienie niebieskiej planety. Przecież chmura gazu może w pewnych warunkach przybrać wygląd ciała stałego.

Cassyll powstał, gdy herold otworzył drzwi i uderzył w podłogę okutą metalem laską, oznajmiając przybycie Królowej. Daseene weszła do komnaty, odprawiła dwie damy dworu, towarzyszące jej aż do samych drzwi, i zbliżyła się do tronu. Pomimo iż była szczupła i drobnej postury, pozornie przygnieciona ciężarem zielonych jedwabnych szat, sposób, w jaki dała zebranym znak, by usiedli, oznajmiał niepodważalną władzę.

— Dziękuję wam za przybycie — odezwała się piskliwym, lecz pewnym głosem. — Jestem świadoma, że mają panowie rozliczne zajęcia nie cierpiące zwłoki, toteż od razu przejdziemy do meritum sprawy. Jak z pewnością już was poinformowano, otrzymałam depesze z wyprawy na Land. Ich treść jest w skrócie następująca:

Daseene jęła szczegółowo opisywać wyniki ekspedycji — płynnie, nie korzystając z notatek. Skończywszy przebiegła wzrokiem twarze zebranych, wpatrując się w nie uważnie spod ozdobionego perłami kornetu, bez którego nigdy nie pokazywała się publicznie. Tak, jak już nieraz w przeszłości, Cassyllowi przyszło na myśl, że jeśli zaistniałaby potrzeba, Daseene była w stanie jeszcze za życia męża przejąć sprawowanie władzy nad Overlandem w dowolnym momencie i poradziłaby sobie z tym zadaniem przykładnie.

Dziwne więc, że przeważnie usuwała się w cień, nie licząc tych kilku wypadków, kiedy chodziło o prawa kobiet.

— Domyślacie się już najpewniej, co powodowało mną, by zwołać niniejsze zebranie — ciągnęła przemawiając w oficjalnym języku, kolcorroniańskim. — Zważywszy, że pełny raport od dowódców ekspedycji otrzymam dopiero za trzy dni, możecie uważać moje posunięcia za zbyt pochopne, lecz osiągnęłam wiek, w którym wstrętna jest mi myśl, że mogłabym stracić choćby godzinę. Zamierzam bezzwłocznie wysłać flotę na Land. Pragnę, by przed moją śmiercią Ro-Atabri znów stało się tętniącą życiem stolicą. Przeto spodziewam się, że podejmiecie, panowie, niezbędne decyzje jeszcze za przeddnia oraz, że proces wprowadzenia tych decyzji w życie rozpocznie się nie później niż z końcem nadchodzącej małonocy. Zatem, panowie, nie traćmy już więcej czasu! Moje pierwsze pytanie brzmi: jak liczna powinna być taka flota? Lordzie Cassyllu, jakie są pana zapatrywania na tę sprawę?

Cassyll zamrugał oczami i podniósł się z miejsca. Królowa Daseene reprezentowała styl rządów przyjęty przez nieżyjącego już króla Chakkella, odpowiadający potrzebom pionierów w nowym świecie, i Cassyll wcale nie był pewien, czy sprawdza się on w obecnej sytuacji.

— Wasza Wysokość, jako twoi wierni poddani podzielamy twoje poglądy w sprawie odzyskania Starego Świata, lecz z całym szacunkiem pragnąłbym zauważyć, że w danym momencie nie zagraża nam śmiertelne niebezpieczeństwo, jak to miało miejsce podczas migracji. Jak dotąd nie mamy żadnej pewności, iż dostępna jest nam cała powierzchnia Landu. Zatem roztropność dyktowałaby, aby śladem pierwszej ekspedycji wysłać drugą, złożoną wyłącznie z żołnierzy i wyposażoną w sterówce, które można by złożyć z przywiezionych części już na Landzie i wykorzystać w celu okrążenia i dokładnego zbadania planety.

Daseene potrząsnęła głową.

— Ten plan jest zbyt roztropny i czasochłonny. Twój ojciec, lordzie Cassyllu, nigdy nie służyłby mi podobną radą.

— Czasy mojego ojca minęły, Wasza Wysokość — odpowiedział Cassyll.

— Może tak, a może nie. Lecz wracając do tego, co mówił pan o sterowcach, proponuję wysłać… cztery. Czy ta liczba panu odpowiada?

Cassyll skłonił się z ironią.

— Odpowiada w zupełności, Wasza Wysokość.

Daseene skwitowała jego odpowiedź krzywym uśmieszkiem dając mu do zrozumienia, że zgryźliwy ton nie uszedł jej uwagi i zwróciła się do Bartana Drumme’a.

— Czy przewiduje pan jakieś trudności w przewiezieniu sterowców na pokładzie statków podniebnych?

— Nie, Wasza Wysokość — odparł Bartan wstając. — Można przebudować gondole małych sterowców tak, by posłużyły za gondole dla potrzeb tej jednej przeprawy. Po wylądowaniu na Landzie wystarczy tylko zastąpić balony podniebne balonami sterowców.

— Doskonale! Właśnie takie pozytywne nastawienie lubię u swoich doradców. — Daseene posłała Cassyllowi znaczące spojrzenie. — Zatem, lordzie Cassyllu, jaką liczbę statków podniebnych można przygotować do przeprawy w ciągu, powiedzmy, pięćdziesięciu dni?