– Mademoiselle Regan? – zapytała drobna, ładna brunetka. – Jestem madame Rosa, a to moje pomocnice. Przyszłyśmy tutaj, żeby wybrać stroje na podróż do Ameryki.
Minęło kilkanaście minut, zanim dziewczyna zrozumiała, o co chodzi. Okazało się, że Travis zatrudnił madame Rosę, francuską emigrantkę, byłą krawcową jednej z dam dworu królowej Marii Antonii żeby zaprojektowała i uszyła całą kolekcję strojów dla jego więźniarki. Z początku na taką zuchwałość Regan ze złości oniemiała. Siedziała na łóżku i spoglądała na kobiety pustym wzrokiem. Kiedy jednak dostrzegła ich zdziwione spojrzenia, zrozumiała, że to nie na nich powinna wyładować swoją wściekłość. Pokłóciła się z Travisem Stanfordem, a nie z tymi paniami, które po prostu wykonywały swoją pracę.
– Dobrze, zobaczę, co macie do zaoferowania – rzekła zmęczonym głosem. Przypomniała sobie dawniejsze okazje, kiedy pozwalano jej wybierać sobie strój. Wuj dawał jej do wyboru jedynie trzy kolory: różowy, niebieski i biały. Jedynymi ozdobami jej sukni bywały hafty, wykonane przez nią samą, albo jedną z pokojówek.
Uśmiechając się z zadowoleniem, krawcowa i jej pomocnice zaczęły rozwijać na łóżku próbki materiałów w nieskończonej ilości kolorów i gatunków. Niektórych z nich Regan nigdy przedtem nie widziała. Wyjęły tuzin różnobarwnych kawałków aksamitu, jeszcze więcej satyny, płótna, co najmniej sześć rodzajów jedwabiu, a każdy z nich w kilkunastu różnych kolorach. Same wełny zajęły cały jeden koniec łóżka. Regan zachwyciła się ich różnorodnością. Były tam kaszmiry, tartany i jakaś miękka tkanina z długim włosem, którą przybyłe kobiety nazywały mohairem. A muśliny! Dziewczynie wydawało się, że przed jej oczami migają setki barw i wzorów, malowanych, drukowanych, wyszywanych i tkanych.
Regan oderwała rozszerzone z podziwu oczy od pięknych tkanin i spojrzała na madame Rosę.
– Oczywiście, mamy tu jeszcze dodatki – oświadczyła krawcowa i dała znak, żeby rozpakowano pozostałe próbki.
Na stercie materiałów spoczęły pióra, jedwabne i aksamitne wstążki, ręcznie tkane koronki wymieszane ze sznurami drobnych pereł, srebrne frędzle, dżety, jedwabne kwiaty, złota siatka oraz misterne zapinki.
Oszołomiona Regan patrzyła w niemym zachwycie na tę barwną kolekcję.
– Może przyszłyśmy trochę za wcześnie, mademoiselle – powiedziała łagodnie madame Rosa. – Monsieur Travis powiedział, że na przygotowania mamy tylko jeden dzień. Musimy skroić suknie zanim panienka wypłynie na morze. Wynajął szwaczkę, która popłynie z panienką i wykończy wszystkie stroje zanim dotrzecie do Ameryki.
Regan doszła już do siebie i zastanawiała się, czy Travis jest świadom, czego się podjął. Wątpiła, czy Amerykanin zdaje sobie sprawę z tego, jak kosztowne są kobiece toalety. Wuj Jonatan ciągle jej powtarzał, że usługi krawcowych są nieprawdopodobnie drogie.
– Czy Travis dowiadywał się o koszt tych sukien? – zapytała.
– Nie – odparła zaskoczona madame Rosa. – Przyszedł do mnie wczoraj późnym wieczorem, ponieważ słyszał, że jestem najlepszą krawcową w Liverpoolu i zamówił komplet strojów dla młodej damy. Nie wspominaliśmy o cenie, ale wydaje mi się, że monsieur Travis nie musi się o to martwić.
Regan otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Uśmiechnęła się lekko. A więc to tak! Ten wielki zamorski gbur myśli, że wciąż jest w amerykańskiej puszczy! To będzie niezła zabawa. Przez dzisiejszy dzień nacieszy się materiałami i dodatkami, uda, że zamawia mnóstwo najróżniejszych strojów, a potem z przyjemnością obejrzy minę Travisa, kiedy ten dostanie rachunek opiewający na sumę wyższą, niż kiedykolwiek by się spodzie wał. Oczywiście Regan postara się, żeby dostał rozliczenie jeszcze zanim kobiety zaczną kroić jej suknie. Nie chciała, żeby pracowały za darmo, bo przecież Travis na pewno nie będzie w stanie za płacić za jej zamówienie.
– Od czego zaczniemy? – zapytała słodko. Oczy jej błyszczały z radości, że utrze nosa temu bufonowi.
– Najpierw zajmijmy się wyborem sukien – zaproponowała madame Rosa, podnosząc z łóżka próbki muślinu.
Kilka godzin później Regan nie była już tak radosna. Żałowała, że nie dostanie żadnego z tych strojów, a zamówiła garderobę godną księżniczki. Zażyczyła sobie sukien muślinowych w rożnych kolorach i krojach, sukien balowych z jedwabiu i aksamitu, strojów codziennych, a nawet do konnej jazdy, co ją szczególnie rozśmieszyło, ponieważ nigdy nie siedziała na koniu. Zadysponowała też uszycie kilku peleryn, płaszczy, żakietów, jak również koszul nocnych, gorsetów i obszywanych koronką halek. Wykorzystała wszystkie pokazane jej rodzaje materiałów, nie pomijając prawie żadnego koloru.
Kiedy wniesiono południowy posiłek, Regan ucieszyła się, że to koniec spotkania. Była już zmęczona.
– Ależ to dopiero początek – oświadczyła madame Rosa. – Po południu zjawią się tu kuśnierz, modystka, szewc i rękawicznik. Trzeba będzie też zdjąć miarę na wszystkie stroje.
– Tak, oczywiście – wyszeptała dziewczyna. -Jak mogłam zapomnieć?
W miarę upływu czasu, coraz trudniej było ją zadziwić. Kuśnierz przyniósł błamy z soboli, gronostajów, szynszyli, bobrów, rysi i kóz angorskich. Musiała wybierać podszewki, kołnierze i mankiety do uprzednio wybranych płaszczy. Szewc zabrał kawałki materiałów, żeby ufarbować kilkanaście par miękkich, płaskich pantofelków na kolory pasujące do barw jej sukien. Opisał też dokładnie buty spacerowe, które miał dla niej wykonać. Modystka i madame Rosa ustaliły z rękawicznikiem, jakie rękawiczki będą odpowiednie do strojów i kapeluszy dziewczyny.
Kiedy zapadł zmrok, wszyscy poczuli się znużeni, a najbardziej sama Regan. Miała wyrzuty sumienia, że cały dzień pracy tych ludzi pójdzie na marne, ponieważ żaden Amerykanin nie byłby w stanie zapłacić za wszystkie zamówione przez nią stroje. Nakazała madame Rosie przedstawić Travisowi wszystkie rachunki, zanim ktokolwiek weźmie nożyce do ręki. Poleciła jej rozpocząć realizację zamówienia dopiero wtedy, gdy będzie miała pieniądze w ręku. Krawcowa uśmiechnęła się grzecznie i odparła, że jutro z samego rana rozliczenie będzie gotowe.
Gdy Regan wreszcie została sama, opadła na fotel, zmęczona długim dniem i nieustannie dręczącym ją poczuciem winy. Ona była świadoma, że prowadzi grę, ale rzemieślnicy będą bardzo rozgniewani, kiedy się dowiedzą, że nikt im nie zapłaci za tyle godzin wysiłku.
Kiedy na schodach rozległy się ciężkie kroki Travisa, dziewczyna była w bardzo złym nastroju – a wszystko przez niego. Zaledwie otworzył drzwi, cisnęła w niego butem i trafiła go w ramię.
– O co chodzi? – zapytał z szerokim uśmiechem.
– Myślałem, że przynajmniej dzisiaj mój widok cię ucieszy. Ciągle narzekasz, że nie masz, co na siebie włożyć.
– Nie prosiłam cię o nowe ubrania! Nie masz do mnie żadnych praw, a już szczególnie nie masz prawa zabierać mnie do swojego barbarzyńskiego kraju. Nie pojadę, słyszysz? Jestem Angielką i zostanę w Anglii.
– Razem z rodziną i przyjaciółmi? – spytał ironicznie. – Spędziłem kolejny dzień na poszukiwaniu twojego domu, i nadal bez rezultatu. Przeklęci łajdacy! – zaklął przeczesując palcami włosy. – Co za ludzie mogli wyrzucić na ulicę takie dziecko?
Być może było to tylko zmęcznie i brak snu, ale oczy Regan wypełniły się wielkimi, kryształowymi łzami. Przez ostatnie dni była rozzłoszczona sytuacją, w której się znalazła, więc nawet do niej nie dotarło, jak bardzo zraniło ją odkrycie, że narzeczony odnosi się do ich małżeństwa z największą niechęcią, a wuj jej nie znosi. Ostatnio żyła w świecie marzeń, miała nadzieję, że Farrell i Jonatan przyjdą jej z pomocą, ale przecież Travis na pewno pukał również do ich drzwi. Czy powiedzieli mu, że jej nie znają?