Выбрать главу

Wydawało się, że upłynęły całe godziny, a jednak słońce wciąż jeszcze stało wysoko a z doków dochodził hałas. Przywołując całą siłę woli, starała się nie zwracać uwagi na zdrętwiałe nogi i ból w plecach. Dwa razy widziała przechodzącego Travisa i za drugim razem omal go nie zawołała. Może sprawił to ból zesztywniałego ciała, ale coraz wyraźniej przypominała sobie jak to było, kiedy poprzednio znalazła się sama w dzielnicy portowej. Oczywiście, wtedy miała na sobie tylko nocną koszulę, więc czy mogła oczekiwać, że potraktują ją z szacunkiem, kiedy była ubrana jak kobieta lekkich obyczajów? Teraz, kiedy założyła kosztowną aksamitną suknię, każdy rozpozna w niej damę i nikt nie odważy się jej tknąć.

Wróciła jej pewność siebie. Z uśmiechem próbowała ułożyć włosy w coś na kształt eleganckiej fryzury. Wczoraj widziała, że francuska krawcowa i jej pomocnice nosiły włosy krótko przystrzyżone, a la greąue, i zastanawiała się, czy nie powinna również obciąć włosów. Może zmienione uczesanie dodałoby jej dystynkcji w nowym życiu – jakiekolwiek miało ono być.

Na rozmyślaniach szybciej minął jej czas i kiedy spostrzegła, że słońce już zachodzi, poczuła, że czeka ją nowa, wspaniała przygoda. Uciekła temu obrzydliwemu Amerykaninowi, jest wolna i może iść, gdzie tylko zechce.

Wolno, z wysiłkiem podniosła się, rozprostowa ła zmęczone nogi i zaczekała, aż krew zacznie w nich żywiej krążyć. Kiedy stanęła wyprostowana, zdała sobie sprawę, że stopy ma pokaleczone, a rany wewnątrz butów, pokryte zakrzepłą krwią, otworzyły się przy pierwszym kroku.

Zebrała całą odwagę i wyszła na ciemną ulicę. Jestem damą – przypominała sobie. Musi kroczyć prosto, jak prawdziwa dama i nie kuleć tylko dlatego, że stopy ma poranione i spuchnięte. Jeśli ściągnie łopatki, wyprostuje plecy i uniesie wysoko brodę, nikt nie ośmieli się jej zaczepić.

5

Wieść o ładnej młodej dziewczynie spacerującej bez ochrony po dzielnicy portowej rozeszła się lotem błyskawicy. Mężczyźni zbyt pijaki, żeby utrzymać się prosto na nogach, znaleźli dość sił, żeby nieco otrzeźwieć i zataczając się ruszyli w kierunku młodej kobiety. Cała załogą statku, który zawinął właśnie do portu po trzyletnim rejsie, chwyciła butelki rumu i pobiegła na ulicę gdzie, jak powiedziano marynarzom, czekało specjalnie na nich całe mnóstwo kobiet.

Przerażona, starając się ze wszystkich sił nie okazywać strachu, Regan udawała, że nie zauważa wciąż gęstniejącego tłumu, który się wokół niej gromadził. Niektórzy z mężczyzn, od których zalatywało rybami albo czymś jeszcze gorszym, wykrzywiali usta w bezzębnym grymasie i wyciągali brudne, trzęsące się ręce, żeby dotknąć aksamitnej sukni.

– Nie widziałem jeszcze czegoś takiego – mamrotali.

– Nigdy dotąd nie zabawiałem się z prawdziwą damą.

– Myślisz, że damy robią to inaczej niż dziwki?

Zaczęła iść coraz szybciej, uskakując przed rękami i ciałami, które zagradzały jej drogę. Nie pamiętała już, że ma podążać w stronę lądu. Myślała tylko o ucieczce.

Wydawało się, że mężczyźni drażnią się z nią, tak samo i jak tamtej nocy, kiedy znalazła się w tej okolicy ubrana tylko w koszulę nocną. Zabawa się skończyła, gdy nadeszli młodzi, wyposzczeni, silni marynarze z nowo przybyłego statku. Kiedy spostrzegli, że jest tu tylko jedna kobieta, a nie, jak im powiedziano, pięćdziesiąt, ogarnęła ich wściekłośc. Swoją złość chcieli wyładować na tej jednej, wystraszonej dziewczynie.

No, puśćcie mnie do niej. Nie interesuje mnie jej sukienka. Chcę czegoś więcej – zawołał kpiąco jakiś energiczny młodzieniec. Wyciągnął rękę i chwycił Regan za rękaw.

Materiał rozdarł się po sam dekolt. Ukazała się jedna okrągła, miękka pierś i mężczyźni roześmiali się z uciechy.

Błagam, przestańcie – szeptała dziewczyna, cofając się przed naporem marynarzy. Ale i od tyłu dosięgły ją jakieś dłonie, podniosły spódnicę błądziły po nogach.

Jest nieduża, ale ma wszystko tam, gdzie trzeba. Przestańcie błaznować. Bierzmy ją. Regan nie zdążyła nawet pojąć, co się za chwilę stanie. Gdzieś z dna pamięci dobiegły ją słowa Travisa o mężczyznach, którzy chcieliby z nią zrobić przemocą to, co oni robili razem w łóżku. W tej samej chwili jeden z marynarzy z całej siły ją popchnął tak, że upadła na stojących za nią mężczyzn. Bezskutecznie usiłowała krzyknąć i podnieść się. Mężczyźni, na których leżała, wydobyli się spod niej i trzymali ją teraz mocno, ściskając i obmacując. Nad sobą widziała twarze marynarzy, wykrzywione w dzikim uśmiechu. – Zobaczmy, co jest pod tą śliczną spódniczką.

Ktoś złapał ją za suknię. Regan kopnęła go prosto w twarz, aż odskoczył i upadł. Pozostali mężczyźni przytrzymali jej ramiona nad głową, a kiedy nadal wierzgała, rozciągnęli jej szeroko nogi.

– Mnie nie kopniesz, panienko – zaśmiał się inny marynarz i chwycił za skraj sukni.

W mgnieniu oka znalazł się na niej. Przez chwilę śmiał się widząc jej przerażenie i bezowocne wysiłki, żeby się wyrwać przytrzymującym ją rękom. Naraz podskoczył, jakby coś wyrzuciło go w górę i ze zdziwieniem spojrzał na krwawiące ramię. Zdawało się, że huk wystrzału zabrzmiał dopiero chwilę potem.

Jeszcze dwa strzały przeszyły powietrze nad głowami marynarzy, zanim zorientowali się, że ktoś chce przerwać ich okrutną zabawę.

Regan, wciąż obezwładniona przez swoich prześladowców, najpierw zdała sobie sprawę, że mężczyźni umilkli. Potem poczuła, że przytrzymujące ją dłonie rozluźniły się, więc energicznie wierzgnęła i uwolniła jedną nogę. W następnej chwili stanął nad nią rozwścieczony Travis i zanim pojęła, co się dzieje, zaczął chwytać atakujących ją portowych włóczęgów i marynarzy za karki, ramiona, paski u spodni i za co się tylko dało, i ciskać nimi jak szmacianymi lalkami.

Trzęsąc się z przerażenia leżała bez ruchu, dopóki nie uwolniono jej od ostatniej przytrzymującej ją pary rąk. Zwrócony do niej tyłem Travis stanął nad nią okrakiem. W obu dłoniach miał pistolety.

– Czy ktoś jeszcze chce się zabawić z tą damą?

– zapytał wyzywająco.

Mężczyźni cofali się jak dziki, tchórzliwy motłoch, którym zresztą naprawdę byli. Mruczeli pod nosem, że Travis zepsuł im zabawę, ale żaden nie odważył się otwarcie przeciwstawić groźnie wyglądającemu Amerykaninowi.

Travis zatknął pistolety za pas, odwrócił się i popatrzył z góry na Regan, która ciężko dyszała ze strachu. Szybko zauważył, że większość jej stroju pozostała w całości. Jednym zdecydowanym ruchem schylił się i zarzucił ją sobie na ramię jak worek mąki.

Dziewczyna straciła oddech i zaczęła okładać pięściami plecy Amerykanina.

– Postaw mnie na ziemi! – zażądała.

Travis wymierzył jej silnego klapsa w pośladki, na szczęście chronione przez gruby aksamit, i skinął głową pozostałym dwóm mężczyznom, którzy nadal trzymali gotowe do strzału pistolety wymierzone w zastraszony tłum. Ruszyli do gospody.

Marynarz, którego Regan kopnęła prosto w oko, krzyknął za Travisem, że Jankesi najlepiej wiedzą, jak traktować kobiety, i reszta zgromadzonych ryknęła śmiechem. Wszyscy byli zadowoleni, że nie doszło do walki z tym rozzłoszczonym olbrzymem. Mężczyzna postrzelony w ramię odszedł kulejąc w stronę zabudowań portowych.

Dziewczyna nie odezwała się więcej ani słowem. W niewygodnej, zawstydzającej pozycji podskakiwała na ramieniu wybawcy. Cieszyła się, że długie włosy zasłaniają jej twarz przed wścibskim wzrokiem przechodniów i gości w zajeździe. Kiedy weszli na górę i dotarli do pokoju, była gotowa powiedzieć Travisowi, co myśli o takim traktowaniu i zarzucić mu, że nie jest wiele lepszy od tych łotrów na ulicy.