Выбрать главу

Jednak odwaga natychmiast ją opuściła, gdy Amerykanin rzucił ją na łóżko z takim rozmachem, że zagłębiła się w gruby puchowy materac, niemal uderzając w podtrzymującą go konstrukcję. Z trudem zaczerpnęła powietrza, odzyskała równowagę, odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała prosto na nieprzytomnego ze wściekłości Travisa.

Nie pozwolił jej dojść do głosu.

– Wiesz, jak cię znalazłem? – wycedził przez zaciśnięte zęby. Ręce wsparł na biodrach a mięsień na policzku pulsował mu nerwowo. – Wynająłem ludzi, żeby obserwowali okolicę i donieśli mi, jeśli gdzieś wybuchnie zamieszanie. Wiedziałem, że kiedyś wreszcie się pokażesz, a wtedy natychmiast rzucą się na ciebie. – Pochylił się nad nią groźnie. – Udało ci się przetrwać dłużej, niż się spodziewałem – warknął. – Co zrobiłaś? Ukryłaś się gdzieś?

Po jej minie poznał, że się nie mylił. W rozpaczy podniósł ręce do nieba i ciężkimi krokami przemierzył pokój.

– Co ja mam z tobą zrobić? Muszę cię trzymać pod kluczem, żeby ochronić cię przed samą sobą. Czy ty w ogóle masz jakieś pojęcie o prawdziwym życiu? Mówiłem ci, co się stanie, jeśli stąd wyjdziesz, ale ty mi nie uwierzyłaś. Wolałaś narazić się na gwałt, a może i śmierć. Kiedy cię znalazłem, uciekałaś przed tłumem mężczyzn, a teraz, z twojej własnej winy, wszystko się powtórzyło. Miałaś nadzieję, że tym razem będzie inaczej?

Jedną ręką przytrzymywała rozdarty gors sukni a drugą gładziła mięsisty aksamit spódnicy. Jej umysł pracował z natężeniem, żeby wyrzucić z pamięci to, co się przed chwilą zdarzyło, zamienić dramatyczne przeżycie w kolejny wytwór wyobraźni.

– Pomyślałam sobie, że skoro jestem ubrana jak dama, nikt… – wyszeptała.

– Co takiego? – ryknął Travis i zrezygnowany opadł na krzesło. – To niewiarygodne, żeby komukolwiek przyszło do głowy coś tak… – Urwał i spojrzał na nią. Była taka drobna, drżała na całym ciele, choć prawdopodobnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Wzdłuż policzka biegł długi ślad po zadrapaniu. Patrząc na nią znowu poczuł, że dziewczyna należy do niego. – Nie mam już żadnych wątpliwości. Jutro wypływasz ze mną do Ameryki.

– Nie! – zawołała odwracając wojowniczo głowę. – To niemożliwe. Muszę zostać w Anglii. Tutaj jest mój dom.

– Chcesz zostać w takim domu, z którego nie możesz wyjść, bo zaraz za progiem przytrafia ci się coś złego? Chcesz, żeby to, co cię dzisiaj spotkało, znowu się powtórzyło?

– To nie jest prawdziwa Anglia – przekonywała go. – Są tu również wspaniali ludzie i miejsca, gdzie rządzi miłość, przyjaźń i…

– I co jeszcze? – przerwał jej twardo. – Pieniądze? Tylko brak pieniędzy różni ten motłoch na ulicy i szlachetnie urodzonych dżentelmenów, których tak podziwiasz, a którzy, jak mi się wydaje, zostawili bez opieki takie niewinne dziecko. Sądzę, że są dokładnie tacy sami, jak ta zgraja, która przed chwilą chciała zedrzeć z ciebie ubranie.

Ogromne łzy napłynęły wolno do oczu Regan. Podniosła głowę i Travis spostrzegł jej smutek. Potrzebowała marzeń, musiała wierzyć w miłość i piękno, zachować coś, co wynagrodziłoby pustkę jej życia.

Amerykanin nie odgadł myśli, które przebiegały przez głowę dziewczyny, ale rozumiał jej cierpienie. Widok łez sprawił, że zmiękł. Natychmiast usiadł obok na posłaniu i otoczył ją ramionami, starając się odegnać od niej dręczące, bolesne wspomnienia.

– Spodoba ci się w Ameryce – zapewnił cicho, gładząc ją po włosach. – Ludzie są dobrzy i uczciwi, polubią cię. Przedstawię cię połowie Wirginii i zanim się spostrzeżesz, będziesz miała więcej przyjaciół, niż się spodziewasz.

– Przyjaciół? – wyszeptała i przytuliła się do niego. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo przygnębiło ją zajście na portowej ulicy. Wciąż czuła na sobie natarczywe, brutalne ręce.

– Nie wyobrażasz sobie nawet, ilu tam jest wspaniałych ludzi. Mam młodszego brata, Wes-leya. Na pewno przypadniesz mu do gustu. Oczywiście, są tam jeszcze Clay i Nicole. Nicole pochodzi z Francji i potrafi trajkotać po francusku jak katarynka.

– Czy jest ładna? – chlipnęła Regan.

– Prawie tak ładna jak ty – uśmiechnął się głaszcząc ją po czuprynie. – Kiedy wyjeżdżałem, zanosiło się, że wkrótce urodzi. Dziecko ma teraz pewnie kilka miesięcy. Poza tym, Nicole wychowuje już bliźnięta.

– Bliźnięta?

Travis roześmiał się, odsunął ja na wyciągnięcie ręki i starł z jej oczu łzy.

– Nie rozumiesz, że zabieram cię do Ameryki nie dlatego, że lubię porywać małe dziewczynki, czy po to żeby cię ukarać, ale ponieważ nie mam wyboru. Co innego mógłbym z tobą zrobić?

Travis swoim zwyczajem nazywał rzeczy po imieniu, ale te dosadne słowa, którymi chciał uspokoić dziewczynę, wywołały przeciwny efekt. Jej wuj i Farrell również twierdzili, że znoszą jej obecność, ponieważ nie mają innego wyboru. Znużyło ją bycie dla wszystkich ciężarem.

– Puść mnie! – zażądała i odepchnęła go.

– A teraz, o co chodzi, do diabła? Odwróciła głowę i ugryzła spoczywającą na jej ramieniu dłoń. Travis popchnął ją na materac i potarł rękę.

– W ogóle cię nie rozumiem. Nie dłużej niż przed godziną ocaliłem ci życie, a teraz tłumaczę tak delikatnie, jak tylko potrafię, że chcę dla ciebie jak najlepiej, a ty się na mnie wściekasz. Nic z tego nie pojmuję.

– Ty miałbyś mnie zrozumieć! – krzyknęła stłumionym głosem. Jej oczy miotały błyskawice. -Nie musiałabym uciekać, gdybyś mnie tu nie więził, i nie potrzebowałabym ratunku, gdybyś ty nie zjawił się w moim życiu. Można powiedzieć, że uratowałeś mnie przed sobą i dla siebie samego.

Travis zaniemówił ze zdziwienia i przez chwilę spoglądał na nią z otwartymi ustami.

– Czy twój umysł zawsze pracuje tak pokrętnie? Często zdarza ci się zbaczać z wybranej drogi we wszystkie możliwe strony, zanim dotrzesz do obranego celu?

– Zdaje się, że na swój amerykański sposób chcesz ukryć, że brakuje ci logiki. Fakt pozostaje faktem. Więzisz mnie tutaj, a ja żądam, żebyś mnie uwolnił – odparła bez wahania, splatając ramiona na piersiach i dumnie unosząc głowę.

Gniew Travisa szybko przeszedł w rozbawienie, które z całej siły starał się ukryć. Nie miał pojęcia, jak Regan pojmuje słowo „logika", ale z pewnością nie znała jego prawdziwego znaczenia. Zastanowił się, czy nie wytłumaczyć jej jeszcze raz, co by się stało, gdyby ją wypuścił, ale ponieważ napadnięto ją już dwa razy, a na niej nie wywarło to żadnego wrażenia, doszedł do wniosku, że nie warto na darmo strzępić języka. Nie miał też ocho ty ponownie roztaczać przed nią wspaniałego obrazu Ameryki. Najlepiej będzie, jeśli sama się przekona, jak tam jest. Zastanawiał się też, czy nie otworzyć drzwi i nie pozwolić jej na jeszcze jedną samodzielną wyprawę do dzielnicy portowej. Mógł też zamówić dla niej powóz, żeby ją zabrał, gdziekolwiek sobie zażyczy.

Na tę ostatnią myśl coś w nim drgnęło. Gdyby ją odesłał, być może nigdy już by jej nie zobaczył, tej małej kotki o błyszczących oczach, która spoglądała na świat przez różową mgiełkę marzeń. Zasmuciła go perspektywa długiej morskiej podróży bez jej uroczego towarzystwa.

– Jedziesz ze mną do Ameryki – oświadczył stanowczo i przesunął dłonią po jej nagim ramieniu. Nękało go poczucie winy, że uwiódł tę niewinną dziewczynę, dlatego ostatnie dwie noce spędził bez niej, ale teraz, po całym dniu desperackich poszukiwań i lęku, że ją utracił, podniecający widok nagiego ramienia i na wpół obnażonej piersi sprawił, że Travis nie myślał rozsądnie.