Выбрать главу

– Od kiedy to młode, bogate angielskie damy cerują swoje suknie?

Regan odwróciła się na pięcie.

– Nigdy nie twierdziłam, że jestem bogata – oświadczyła z pewnym siebie uśmiechem.

– Z pewnością w grę wchodziły pieniądze, inaczej nie wyrzucono by cię na ulicę na złamanie karku. – Z błyskiem w oku pogładził jej nagi pośladek. – Może powinienem raczej powiedzieć: na śliczny tyłeczek? – Zanim zdążyła udzielić mu reprymendy, na jaką sobie zasłużył, wymierzył jej energicznego klapsa. – Ubieraj się, bo zaraz wrócimy znowu do łóżka i statek odpłynie bez nas.

Dziewczyna z namysłem zaczęła się ubierać. Nagle wiedziona impulsem zapytała:

– Naprawdę uważasz, że mogłabym cię skusić do… czegoś?

Travis nie wiedział, co ma na myśli, ale widok jej na wpół nagiej postaci, błyszczących oczu, w których odbijał się błękit jedwabnej sukni, skóry zaróżowionej od miłosnych uniesień, po których i jemu wciąż jeszcze kręciło się w głowie, sprawił, że w tej chwili mogła go nakłonić do wszystkiego.

– Przestań mnie kusić i włóż ubranie. Na statku będziesz miała mnóstwo czasu, żeby się bawić w uwodzicielkę. Teraz zostało nam jeszcze sporo pracy.

Słysząc, że została źle zrozumiana, dziewczyna zarumieniła się i skupiła uwagę na sukni. W rozmarzeniu myślała, że być może ten Amerykanin… Zobaczyła jak Travis wrzuca do kufra parę butów prosto na stos czystych, białych koszul i uśmiechnęła się. Z pewnością nigdy nie będzie dżentelmenem, ale jeszcze nie wszystko stracone. Oczy rozszerzyły się jej ze zdumienia, kiedy zamknął kufer, pochylił się, chwycił za skórzaną rączkę i wstał z ciężką skrzynią na plecach.

– Gotowa? – zapytał, jakby nie czuł przytłaczającego ciężaru.

Dziewczyna skinęła głową i wyszli razem z pokoju. Na dole czekało na nich gorące śniadanie tak obfite, że Regan zdziwiona przystanęła.

– Przez ciebie straciłem tyle posiłków, co nigdy przedtem – poinformował ją.

Spojrzała chłodno na jego rosłą sylwetkę i znacząco zatrzymała wzrok na potężnym torsie.

– Skromniejsze jedzenie wcale by ci nie zaszkodziło.

Travis roześmiał się, ale kilka minut później przyłapała go, jak badawczo zerkał na swoje odbicie w lustrze. Rozbawiło ją to i ucieszyło, jakby odniosła nad nim małe zwycięstwo.

Jedzenie było wyśmienite a Regan wygłodniała. Z przyjemnością zauważyła, że Travis zachowuje się przy stole zgodnie z nakazami etykiety, chociaż nie tak dystyngowanie jak Farrell czy inny dżentelmen z tej sfery. Mimo wszystko nie raziłby w eleganckim towarzystwie.

– Dlaczego tak mi się przyglądasz? Czy nagle wyrosły mi rogi? – zapytał żartobliwie.

Nie odpowiedziała. Patrzyła na jedzenie, zastanawiając się, dlaczego opuściła ją energia. Może sprawiło to wczorajsze przerażające zdarzenie w dzielnicy portowej i nagła pomoc, z którą pośpieszył jej Travis, a może denerwowała się nadchodzącym wyjazdem do Ameryki. Słyszała, że ponieważ za oceanem ludzie są wolni, łatwo się tam wzbogacić. Niewykluczone, że w tym zacofanym kraju zdobędzie majątek i potem triumfalnie wróci do Anglii – i Farrella.

Travis ujął ją pod brodę i przerwał dalsze marzenia.

– Znowu gdzieś ode mnie uciekasz? – zapytał cicho. – Może zamierzasz zamordować mnie podczas snu?

–  Nic podobnego. Byłoby mi szkoda czasu. Travis parsknął śmiechem, podał jej ramię i pomógł wstać od stołu.

– Myślę, że świetnie sobie poradzisz w Ameryce. Potrzeba nam więcej kobiet z takim charakterem.

– Wydawało mi się, że uważasz Amerykanki za uosobienie piękna i odwagi.

– Nikt nie jest bez wad – roześmiał się i wziął ją pod rękę. – Trzymaj się teraz blisko mnie, a nic ci się nie stanie – oświadczył poważnie, spoglądając na nią ostrzegawczo.

Nie trzeba jej było drugi raz powtarzać. Gdy tylko wyszli z gospody, przywarła do ramienia Travisa. Odór ryb i charakterystyczne odgłosy okolic doków otoczyły ją ze wszystkich stron. Przez chwilę miała wrażenie, że znów osaczają ją drapieżnie męskie ręce.

Amerykanin przyglądał się jej uważnie i widział strach w jej oczach. Wrzucił ciężki kufer na czekający wóz i wyjaśnił woźnicy, na który statek ma go dostarczyć. Kiedy bagaż odjechał, zwrócił się do Regan:

– Jest tylko jeden sposób, żeby pokonać strach. Trzeba z nim stanąć twarzą w twarz. Jeśli spadniesz z konia, musisz natychmiast znowu wskoczyć na siodło.

Jego niejasne rady ledwie docierały do dziewczyny. Przylgnęła do niego jeszcze mocniej i wbiła mu palce w ramię.

– Czy powóz zaraz zajedzie? – zapytała szeptem.

Nie zamówiłem powozu – odparł beztrosko. – Idziemy do portu na piechotę. Zanim tam dotrzemy, przestaniesz się bać. Nie chcę, żebyś drżała za strachu za każdym razem, kiedy poczujesz woń zgniłych ryb, albo znajdziesz się w pobliżu nabrzeża.

Dopiero po kilku chwilach pojęła te słowa. Odsunęła się od niego i spojrzała zdziwiona.

– Czy to kolejny przykład amerykańskiej logiki? Nie chcę iść pieszo tymi ulicami. Żądam, żebyś sprowadził powóz.

– Żądasz? – Uśmiechnął się. – Z doświadczenia wiem, że nie powinno się w życiu żądać tego, czego samemu nie potrafi się spełnić. Wolisz iść do portu sama?

– Nie dopuściłbyś do tego, prawda? – wyszeptała.

– Nie, najdroższa – oznajmił cicho i wziął ją za rękę. – Nie zostawiłbym cię samej w tym kraju, a co dopiero w tak podejrzanej okolicy. Uśmiechnij się do mnie. Pójdziemy razem i przekonasz się, że ze mną jesteś bezpieczna.

Mimo początkowych obaw, Regan wkrótce zaczęła cieszyć się wspólnym spacerem. Travis pokazywał jej budynki, magazyny, tawerny i opowiadał zabawną historię o bójce, której był tutaj świadkiem. Zanim się spostrzegła, ogarnął ją wesoły nastrój i już nie ściskała kurczowo ramienia swojego towarzysza. Kilku marynarzy stało w pobliżu, leniwie opierając się o ceglany mur. Kiedy ich mijali, mężczyźni wygłosili jakieś uwagi na temat dziewczyny, i chociaż nie słyszała ich treści, domyśliła się, o co chodzi. Travis przeprosił ją na chwilę, spokojnie podszedł do nieznajomych i zamienił z nimi kilka słów. Natychmiast zdjęli czapki z głów, grzecznie pozdrowili Regan i życzyli jej miłego rejsu.

Zdziwiona, ale i zadowolona jak kot, przed którym postawiono miseczkę śmietanki, spojrzała z podziwem na Travisa i znów ujęła jego ramię.

– Jeszcze raz tak na mnie popatrzysz, a nigdy nie dotrzemy do statku – oświadczył. Z błyskiem w oku pochylił się i pocałował ją w czubek nosa. – Będziemy musieli zatrzymać się w jednej z tych gospód.

Odwróciła wzrok, ale humor jej nie opuścił. Ściągnęła łopatki, uniosła dumnie głowę i szła tak lekko, jakby jej stopy nie dotykały ziemi. Co najważniejsze, opuścił ją strach. Nie zdejmowała dłoni z ramienia Travisa, ale teraz wiedziała, że nawet lekki dotyk wystarczy, żeby czuła się bezpieczna. Może towarzystwo tego Amerykanina wcale nie jest takie złe? To całkiem przyjemne, kiedy mężczyźni, nawet tak niskiego stanu, kłaniają ci się z szacunkiem.

Dotarli do statku szybciej niż pragnęła. Na widok jego rozmiarów Regan oniemiała. Cały Weston Manor zmieściłby się na górnym pokładzie.

– Jak się czujesz? – zapytał Travis. – Już się nie boisz?

– Nie – odparła szczerze i wciągnęła głęboko w płuca haust oczyszczającego, morskiego powietrza.

– Tego się spodziewałem – oznajmił z dumą Amerykanin i poprowadził ją po trapie na statek.

Nie zdążyła wiele zobaczyć, ponieważ natychmiast pociągnął ją na wąski dziób statku. Były tu zwoje lin grubych jak ludzka noga, a nad głową rozciągała się pajęcza plątanina cieńszych linek.