Выбрать главу

– Nie trafiłaś – wymruczał. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w same usta.

Regan zarzuciła mu ręce na szyję, reagując gwałtownie na jego pieszczotę. Od wielu dni nie dotykała go tak intymnie i jej ciało domagało się dawnej bliskości. Odsunęła się nieco i delikatnie chwyciła ustami jego dolną wargę.

– Jeszcze godzinę temu byłeś zbyt słaby, żeby wstać z łóżka – prychnęła.

– I teraz też nie mam zamiaru wstawać, ale to nie ma nic wspólnego ze słabością – oznajmił opierając dłoń na jej plecach.

Natychmiast zeskoczyła z łóżka.

– Travisie Stanford, jeśli podrzesz mi następną sukienkę, do końca życia nie odezwę się do ciebie ani słowem.

– Nie chodzi mi o rozmowę – stwierdził i odrzu-cił koce, pokazując jej, że jest już gotów.

– Ojej! – westchnęła i szybko jak błyskawica zaczęła odpinać guziki sukienki.

Naga, z radością wskoczyła do łóżka. Objęła go nogami i wtuliła twarz w gładką skórę na jego szyi. Długo czekała na ten moment i była równie gotowa jak Travis. Kiedy jednak próbowała wciągnąć go na siebie, nie poruszył się.

– Nie, moja śliczna pielęgniareczko – roześmiał się. Objął ją w talii, podniósł do góry jak lalkę i posadził na sobie.

Z zaskoczenia wciągnęła głęboko powietrze i dopiero po kilku chwilach doszła do siebie. Kiedy Travis przyciągnął ją do siebie i chwycił wargami jej pierś, zaskoczenie ustąpiło miejsca podnieceniu. Gładził rękami jej plecy, a ustami pieścił przód jej ciała. Nigdy jeszcze nikt nie dotykał jej jednocześnie w tylu wrażliwych miejscach. Silne dłonie przesunęły się w dół i unosiły ją powoli do góry, żeby za chwilę opuścić ją z powrotem.

Regan szybko sama uchwyciła właściwe tempo. Sprawne nogi, wzmocnione chodzeniem po rozkołysanym statku, pomagały jej rytmicznie poruszać ciałem. Szybko zdała sobie sprawę, jak bardzo odpowiada jej to, że może teraz kontrolować rytm, pochylać się i ocierać piersiami o ciało Travisa, nie spuszczając wzroku z jego twarzy, która przy brała wyraz anielskiej błogości.

Wkrótce jednak straciła zainteresowanie wyrazem jego oblicza, kiedy jej namiętność sięgnęła niemal szczytu. Dziewczyna zaczęła poruszać się coraz szybciej. Travis zamknął ją w ciasnym uścisku i nie opuszczając jej ani na chwilę, przewrócił na plecy. Nacierał teraz gwałtowniej, aż oboje zalała fala spełnienia i rozkoszy.

Wyczerpany, osunął się na nią. Ciało błyszczało mu od potu a mięśnie się rozluźniły. Regan przytuliła go z uśmiechem. Jej satysfakcja była tym większa, że zdobyła nad nim kontrolę, potrafiła zamienić tego silnego mężczyznę w potulnego baranka.

Wciąż uśmiechnięta, zapadła w sen.

10

Osłabiona i drżąca Regan leżała na wąskim łóżku, wsparta na poduszkach. Travis przykładał jej do czoła zimny okład. Spojrzała na niego z wdzięcznością i uśmiechnęła się blado.

Że też akurat teraz musiałam się nabawić choroby morskiej – westchnęła.

Travis nic nie odpowiedział, tylko wziął miskę, w której znajdowała się zawartość żołądka dziewczyny, i wyszedł na pokład, żeby ją opróżnić.

Regan leżała w milczeniu. Była tak słaba, że nie miała ochoty się poruszać. Osobiście uważała, że jej chorobę sprowadziły nękające ją niespokojne myśli. Rzecz jasna, nic nie powiedziała Travisowi, ale bała się Ameryki. Przerażała ją perspektywa samotności w obcym kraju, wśród ludzi, których mowę czasami rozumiała z największym wysiłkiem.

Od sztormu upłynął już prawie miesiąc i przez ten czas Regan przede wszystkim pomagała Sarze w szyciu swojej nowej garderoby. Nie flirtowała już z Davidem Wainwrightem i nie próbowała wzbudzić zazdrości Travisa. Przeciwnie, spędzała z Amerykaninem wiele czasu. Razem jedli, kochali się i rozmawiali. Odkryła, że Travis jest znakomitym gawędziarzem. Zabawiał ją długimi opowieściami o przyjaciołach z Wirginii. Dowiedziała się wiele o Clayu i Nicole Armstrongach. Szczególnie zainteresowała ją historyjka o tym, jak to Clay był jednocześnie mężem jednej kobiety, francuskiej arystokratki, i narzeczonym innej. Travis opowiedział to tak dowcipnie, że dziewczyna śmiała się do łez. Szczególnie rozbawiły ją opisy psot siostrzenicy i siostrzeńca Claya.

Travis mówił dużo o swoim młodszym braciszku, Wesleyu, ale Regan dopiero po kilku dniach zorientowała się, że Wes to młody człowiek, a nie dziecko. W cichości ducha współczuła każdemu, kto musi żyć pod kontrolą Travisa. Wspominał też o rodzinie Backesów i innych sąsiadach, zamieszkujących domy nad rzeką.

Regan słuchała z zainteresowaniem, ubarwiając opowiadania wytworami własnej wyobraźni. Oczyma duszy widziała tych ludzi, ich małe, prymitywne domy, kobiety ubrane w tanie, perkalowe sukienki. W jej wyobraźni niektóre z pań paliły nawet fajki z łodyg kukurydzy. Wszyscy mężczyźni byli prostymi farmerami, którzy całymi dniami pracowali ciężko na polach. Uśmiechając się pobłażliwie, dziewczyna zastanawiała się, czy nie zechcą czasem traktować jej jak księżniczki, wyłącznie ze względu na jej piękne, kosztowne stroje. Opowiadania Travisa, wzbogacone jej fantazjami, sprawiły, że podróż mijała szybko i dopiero w ostatnich dniach Regan zaczął dręczyć niepokój. Nie wiedziała, czy to lęk sprowadził mdłości, czy też było odwrotnie. Wiedziała tylko, że niespodziewanie zachorowała i osłabła. Mogła tylko leżeć na łóżku, bezczynnie obserwując sufit i walcząc z mdłościami.

Od czasu jej choroby Travis zachowywał się wspaniale, spokojnie nad nią czuwał, trzymał jej głowę nad miską, przemywał jej twarz i pilnował, żeby odpoczywała. Już nie pracował z załogą na pokładzie i nigdy nie zostawiał jej samej dłużej niż na kilka minut.

Regan wiedziała, że opiekując się nią tak czule, w rzeczywistości mówi jej: „do widzenia". Piękne, nowe stroje i troska, jaką jej okazywał przez ostatnie dni, to ostateczna zapłata za przyjemności, jakich mu dostarczała podczas rejsu do Ameryki. Niedługo się od niej uwolni, wróci do rodziny i przyjaciół i już nigdy nie zechce jej zobaczyć. Nie będzie musiał znosić jej flirtów z innymi mężczyznami i godzić się z jej bezużyteczną obecnością.

Łzy spłynęły jej po twarzy. Dlaczego nie zostawił jej w Anglii, gdzie przynajmniej znała panujące obyczaje? Dlaczego zabrał ją siłą do obcego kraju i tu porzuci, jak zużyty przedmiot?

Chciała mu powiedzieć, co o nim myśli, ale kiedy wrócił do kabiny, żołądek znowu podjechał jej do gardła i zapomniała o gniewie.

– Właśnie dostrzegliśmy ląd – oznajmił, trzymając ją w objęciach. Jej głowa spoczywała na jego ciepłej, bezpiecznej piersi. – Jutro o tej porze będziemy już w Virginia Harbor.

– To dobrze – wyszeptała. – Mam nadzieję, że na stałym lądzie lepiej się poczuję.

Jej słowa rozbawiły Travisa. Przytulił ją i pogładził po głowie.

– Jestem pewien, że mdłości wkrótce ustąpią.

W ciągu następnych kilku godzin wszyscy byli bardzo zajęci. Sara wkładała ostatnie nowe stroje Regan do kufra, a Travis wypłacił należne pieniądze jej i innym kobietom, które pomagały w szyciu. Kiedy Regan i Sara się żegnały, Izy popłynęły obficie. Sara zamierzała zostać na statku i płynąć dalej, do Nowego Jorku, gdzie czekała na nią rodzina. Wszystkie kobiety, którym Regan pomagała w chorobie, a było ich sporo, podarowały jej wspólne dzieło – dziecięcą kołderkę, zszywaną z barwnych kawałków materiału.

– Domyślamy się, że wkrótce bardzo ci się przyda – oznajmiła jedna z nich i z figlarnym błyskiem w oku spojrzała na Travisa.

– Bardzo dziękuję – odparła Regan. Kobiety sprawiły jej większą przyjemność, niż mogły przypuszczać. Nie wiedziały nawet, że były pierwszymi przyjaciółkami, jakie w życiu zyskała.