Jennifer, której obca była nieśmiałość, otwarcie przyglądała się Farrellowi.
– Kto to jest? – zapytała scenicznym szeptem.
– Farrellu, pozwól, że ci przedstawię moją córkę. Jennifer, to jest mój stary przyjaciel, pan Batsford.
– Dzień dobry panu – zawołała pośpiesznie dziewczynka i wybiegła z pokoju równie szybko, jak się zjawiła.
Regan spojrzała z uwielbieniem na drzwi, które z hukiem zatrzasnęła za sobą jej córka i odwróciła wzrok na Farrella.
– Jennifer nigdzie nie zatrzymuje się dłużej, dlatego tak krótko mogłeś ją oglądać. Pozwalamy jej swobodnie biegać po całej gospodzie i otaczającym ją terenie. To takie żywe dziecko.
– Kto jest jej ojcem? – zapytał Farrell, nie marnując czasu.
Regan jak zwykle w takim wypadku uciekła się do kłamstwa i szybko odparła, że jest wdową. Jednak zdradził ją wyraz oczu, być może dlatego, że tak wiele myślała dzisiaj o Travisie. Zauważyła szybkie spojrzenie Farrella, ale nic więcej nie mówiła, ponieważ wiedziała, że zbyt gorliwe wyjaśnienia zdemaskują ją jeszcze bardziej.
– Nie będę ci dłużej przeszkadzał – oświadczył cicho gość. – Może zjadłabyś dziś ze mną kolację? Wciąż zmieszana rym, że Farrell przyłapał ją na kłamstwie, chętnie się zgodziła.
– A więc do zobaczenia wieczorem – pożegnał ją i wyszedł z biura.
Prosto stamtąd udał się do kuchni, żeby zamówić u głównej kucharki szczególnie wystawny posiłek. Kiedy przedstawiono go Brandy i spostrzegł w jej oczach wrogość, odgadł, że kobieta zna losy Regan. Natychmiast przywołał cały swój urok i zapytał ją, czy nie zechciałaby oprowadzić go po mieście. Nie wiedząc, jak się od tego wykręcić, Brandy mu uległa i w ten sposób przeżyła jeden z najprzyjemniejszych dni w życiu. Jeśli Farrell nauczył się czegoś w ciągu wielu lat poszukiwania bogatej żony, to właśnie tego, jak oczarować kobietę. Wspólna wyprawa pozwoliła mu przekonać Brandy, że to on był niewinną ofiarą chciwości Jonatana Northlanda. Opowiedział jej długą, powikłaną historię o tym, ile trudu sobie zadał, żeby odnaleźć Regan i jak bardzo przez te wszystkie lata zżerało go poczucie winy. Kiedy wrócili do hotelu, Brandy była gotowa śpiewać hymny pochwalne na jego cześć. Uzyskał też coś jeszcze. Dowiedział się od niej, jak się nazywa i gdzie mieszka mąż Regan. Zanim zasiadł do kolacji, wysłał człowieka do Wirginii, aby sprawdził, co się dzieje z Travisem Stanfordem.
16
Travis opierał się o szklaną gablotę w sklepie z sukniami w Richmond i zniecierpliwiony czekał, aż Margo skończy mierzyć kolejną toaletę.
– A jak ta ci się podoba, kochanie? – zapytała wyłaniając się zza kotary przymierzalni. Rdzawy muślin ledwie przykrywał jej bujne piersi, nie pozostawiając wiele dla wyobraźni. – Czy nie jest zbyt śmiała? – dopytywała się niskim głosem. Podeszła bliżej i otarła się o niego.
– Niezła – odparł niecierpliwie. – Może wystarczy już tych zakupów? Chciałbym wrócić do domu przed zachodem słońca.
– Do domu! – wydęła zalotnie usta. – Ostatnio prawie nie opuszczasz tej okropnej plantacji. Dawniej zabierałeś mnie na bale. Kiedyś… robiliśmy razem wiele różnych rzeczy.
Odsunął jej ręce i popatrzył na nią ze znużeniem.
– Tak było wtedy, gdy jeszcze nie miałem żony.
– Żona! – prychnęła lekceważąco. – Uciekła i zostawiła cię samego. Dowiodła, że cię nie chce. Jaki inny mężczyzna pozostałby wierny żonie, która go opuściła?
– Ja nie jestem taki jak inni – odparł spoglądając na nią ostrzegawczo. Podobne rozmowy odbywali już nieraz.
Brzęk dzwoneczka u drzwi przerwał dalszą rozmowę. Odwrócili się oboje i zobaczyli Ellen Backes, sąsiadkę i przyjaciółkę rodziny Stanfordów.
Tak mi się właśnie wydawało, że cię tu znajdę zwróciła się wesoło do Travisa. – Margo – chłodno skinęła głową na powitanie, dając wyraźnie do zrozumienia, co myśli o kobietach uganiających się za żonatymi mężczyznami. Nie widziała nigdy Regan, ale wiele o niej słyszała, od Nicole, żony Claya. Znała Travisa od lat i domyślała się, dlaczego Regan od niego uciekła.
Zdarzyło się coś dziwnego – ciągnęła Ellen. Byłam właśnie w kościele. Zaniosłam świeże kwiaty na niedzielne nabożeństwo. Jakiś człowiek, taki chudy oberwaniec, wypytywał pastora o ciebie.
Pewnie szuka pracy – odparł Travis bez zainteresowania.
Z początku też tak myślałam i, oczywiście, nie przysłuchiwałam się uważnie, ale mogę przysiąc, że wymienił imię Regan.
Travis natychmiast czujnie nadstawił ucha. Regan? – wyszeptał.
– Chciałam zaczekać, aż pastor skończy rozmowę, ale bałam się, że odjedziesz.
Travis bez słowa wybiegł ze sklepu, wskoczył do pustej bryczki, którą ktoś zostawił na ulicy, i ponaglił konie.
– Do diabła! – wrzasnęła Margo. – Musiałaś tu przyjść i zepsuć mi cały dzień!
– Och, bardzo cię przepraszam – Ellen uśmiechnęła się promiennie, patrząc na biegnącą do przymierzalni Margo. Wyjrzała przez okno i w duchu błagała opatrzność, żeby Travisowi udało się dowiedzieć czegoś o żonie.
Konie nie zdążyły jeszcze stanąć w miejscu, kiedy Travis wyskoczył z bryczki przed kościołem. Z drzwi wychodził właśnie niski człowieczek, który wyglądał tak, jakby nie potrafił wytrzymać bez alkoholu dłużej niż parę godzin.
Travis nigdy nie przywiązywał wagi do formalności, a teraz był tak zdenerwowany, że nie myślał o konsekwencjach swojego zachowania. Chwycił nieznajomego za poły koszuli i cisnął nim o drewnianą ścianę.
– Kim jesteś?
– Nic nie zrobiłem, panie. Nie mam żadnych pieniędzy.
Travis przycisnął go mocniej do ściany.
– To ty o mnie wypytywałeś?
Krzywiąc się z bólu i z wysiłkiem chwytając, powietrze, ponieważ mocna dłoń Travisa zacisnęła się na jego gardle, mężczyzna wysapał: – Miałem się tylko dowiedzieć, czy pan żyje. On mi za to zapłacił.
– Lepiej od razu wszystko mów. Co to za on?
– Jakiś angielski bubek. Nie znam nazwiska. Powiedział, że pan jest jego przyjacielem, ale słyszał, że pan już nie żyje i wysłał mnie, żebym to sprawdził i o wszystkim mu doniósł.
Travis mocniej zacisnął dłoń na szyi nieznajomego.
– Wspominałeś coś o Regan.
Zdziwienie odbiło się na twarzy mężczyzny.
– Mówiłem tylko, że ten Anglik się u niej zatrzymał.
Stanford na chwilę rozluźnił uścisk.
– O jaką Regan ci chodzi? I gdzie ona mieszka?
– W Scarlet Springs, w Pensylwanii. Na nazwisko ma tak samo jak pan, Stanford. Zapytałem pastora, czy jesteście spokrewnieni.
Travis wypuścił mężczyznę, który zachwiał się i niemal przewrócił.
– Wsiadaj do bryczki. Jedziemy do Scarlet Springs, a po drodze wszystko mi opowiesz, zrozumiano?
Zanim człowieczek zdążył się usadowić, Stan ford zaciął konie. Nie zwalniając ani na chwilę przemknęli obok sklepu, przed którym stała Margo. Zatrzymali się dopiero przed stajnią, wynajmującą konie do zaprzęgów.
– Jake! – zawołał Travis. – Znajdź mi jakiś dobry wóz, który wytrzyma długą drogę. I jeszcze to – dodał, rzucając pieniądze na siedzenie bryczki. – Dopilnuj, żeby wróciła do właściciela.
Jake ledwo na niego spojrzał. – Jeśli to coś pilnego, lepiej się pośpiesz. Zdaje się, że zaraz znajdziesz się w samym środku burzy.
Wskazał głową na rozwścieczoną Margo, która szła w ich stronę. Wypuścił z rąk końskie kopyto, które właśnie czyścił i odszedł po wóz dla Travisa.
Stanford spojrzał na człowieczka, siedzącego wciąż na bryczce i ostrzegł go: – Rusz się tylko z miejsca, a będzie to twój ostatni ruch w życiu.
Ledwie skończył mówić, dopadła go Margo. Jak śmiesz przejeżdżać obok, nie zwracając na mnie uwagi! – wysapała, zdyszana po długim biegu.