– Nie mam teraz czasu na awantury. Za pięć minut ruszam w drogę.
– Wyjeżdżasz? Skończyłam już zakupy, więc przedtem będziesz musiał odwiedzić cztery sklepy, zabrać moje paczki i odwieźć mi je do domu
– Jake! – zagrzmiał Travis. – Czy wóz już gotowy? – Nie wracam do domu – oznajmił Margo. – Znajdź sobie kogoś innego, kto zgodzi się cię podwieźć. Poproś o to Ellen i po drodze zawiadom Wesa, że przez jakiś czas będę nieobecny.
Zobaczył, że Jake zajechał ciężkim wozem przed bramę stajni.
– Wsiadaj! – rozkazał zdenerwowanemu człowieczkowi na bryczce.
– Travis – zasyczała Margo. – Nie odpowiadam za siebie, jeśli natychmiast nie… – Urwała, kiedy zobaczyła, że Stanford wskakuje na wóz. – Dokąd jedziesz? – krzyknęła za odjeżdżającym.
– Do Scarlet Springs, w Pensylwanii, żeby sprowadzić Regan – zawołał i gwałtownie ruszył, wzbijając w powietrze żwir i kurz.
Kaszląc i przeklinając, Margo spojrzała na Jake'a, który uśmiechał się szeroko. Wiedziała, że całe miasto drwi sobie z jej starań o Travisa, i im bardziej ludzie się śmiali, rym większa złość ją ogarniała. Jednak mimo wzburzenia w jej głowie zaczął rodzić się plan. A więc ta miejscowość nazywa się Scarlet Springs. Biedny, kochany Travis wyruszył w podróż bez jednej zmiany bielizny. Chyba powinna sama się spakować i zabrać dla niego kilka niezbędnych rzeczy. Przecież z pewnością będzie potrzebował czystych ubrań.
Regan siedziała za biurkiem i sprawdzała rachunki, kiedy do pokoju weszła Brandy.
– No i jak się sprawy mają? – zapytała wspólniczka.
Całkiem nieźle – odparła Regan i spojrzała na księgi. – W przyszłym roku będziemy mogły sobie pozwolić na postawienie kilku nowych budynków. Myślałam o warsztacie meblarskim. Nie sądzisz, że Scarlet Springs potrzebuje własnego stolarza?
Przecież wiesz, że nie pytałam o finanse. Co się dzieje między tobą i Farrellem? Wczoraj wieczorem znowu jedliście razem kolację, prawda?
Dobrze wiesz, że tak było. Jeśli chcesz wiedzieć, Farrell to bardzo miły kompan. Prowadzi ciekawe rozmowy, ma nienaganne maniery i wie, co robić, żeby kobieta czuła się przy nim jak księżniczka.
A poza tym nudzisz się z nim na śmierć, zgadłam? – dodała Brandy i z westchnieniem usiadła. Krótko mówiąc, masz rację. Nic nie może mnie w nim zaskoczyć. Jest… sama nie wiem… Chyba zbyt doskonały. Jennifer go lubi. Regan parsknęła śmiechem. Jennifer lubi prezenty. Wyobraź sobie, że podarował takiemu ruchliwemu dziecku francuską porcelanową lalkę. Chciała jej użyć jako celu do strzelania z łuku, który dostała od ciebie. Brandy zdusiła chichot. Farrell uważa, że małe dziewczynki, tak samo jak duże, powinny zachowywać się jak damy. Regan podniosła się zza biurka. Czy mamy jakichś nowych gości? Jeszcze nie zdążyłam tego sprawdzić.
Kilka minut temu jakiś mężczyzna wysiadał z wozu przed frontowymi drzwiami. Przystojny i dobrze zbudowany.
Brandy, ty się nigdy nie zmienisz – roześmiała się przyjaciółka. -Wyjdę go przywitać. Na korytarzu natknęła się na Farrella. Dzień dobry – powitał ją i złożył pocałunek na jej dłoni. – Jesteś piękniejsza niż poranne słońce, odbijające się w kroplach rosy na płatku róży.
Regan nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać.
– Dziękuję za uroczy komplement, ale muszę już iść.
– Najdroższa, za ciężko pracujesz. Poświęć ten dzień dla mnie. Weźmiemy Jennifer i pojedziemy na piknik, jakbyśmy byli rodziną.
– To kusząca propozycja, ale ja naprawdę nie mam czasu.
– Tak łatwo mi się nie wymkniesz. – Z uśmiechem wziął ją pod ramię i poszli razem do recepcji.
Regan wyczuła obecność Travisa, zanim jeszcze go zobaczyła. Stał w drzwiach, a jego potężna sylwetka rzucała cień na cały hol. Kiedy ich oczy się spotkały, Regan cała zesztywniała.
Żadne z nich się nie poruszyło. Stali i spoglądali na siebie. Przez duszę Regan przelewały się fale gwałtownych uczuć, i przez chwilę słyszała w uszach tylko szum. Po kilku minutach, które wydały się jej godzinami, odwróciła się na pięcie i furkocząc suknią umknęła z powrotem do biura. Farrell nie wiedział, co łączy Regan z tym nieznajomym mężczyzną, ale mógł się tego domyślić. Nie podobała mu się reakcja dawnej narzeczonej. Nie tracąc czasu ruszył za nią i wkrótce ją dogonił. – Regan, kochanie – odezwał się i położył jej ręce na ramionach. Drżała tak nieopanowanie, że ledwie trzymała się na nogach.
Stał blisko niej, ale ona nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Słyszała tylko bicie własnego serca i odgłos powolnych, ciężkich kroków, które podchodziły coraz bliżej. Krew odpłynęła jej z głowy i rąk. Nie mogła opanować dreszczy, więc chwyciła się brzegu biurka i wsparła na Farrellu. Pchnięte brutalnie drzwi otworzyły się gwałtownie i uderzyły o ścianę.
– Czemu mnie opuściłaś? – zapytał Travis niskim i szeptem, przeszywając ją wzrokiem.
Kiedy podszedł bliżej, nie mogła wydusić słowa, i tylko patrzyła na niego spłoszona. Zadałem ci pytanie – nalegał. Farrell stanął między nimi. O co tu chodzi? Nie wiem, kim jesteś, ale nie masz prawa tak traktować Regan.
Nie zdążył powiedzieć wszystkiego, bo Travis niedbale chwycił mniejszego rywala za ramiona i rzucił go w przeciwległy kąt pokoju.
Regan nie zwróciła uwagi na tę scenę. Była świadoma tylko tego, że Travis podchodzi coraz bliżej.
Gdy znalazł się tuż obok, czule dotknął palcami jej skroni, a Regan poczuła, że miękną jej kolana. Zanim upadła, mąż chwycił ją w ramiona, podniósł do góry i ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi. Bez słowa wyniósł ją z biura, skręcił w prawo i poszedł do jej apartamentu przy końcu korytarza. Po dwóch dniach rozmów z człowiekiem wynajętym przez Farrella, znał rozkład pokoi w gospodzie Pod Srebrnym Delfinem jak własną kieszeń.
Zbyt wzburzona, żeby myśleć, Regan nie zastanawiała się, co się z nią dzieje. Wiedziała tylko, że Travis trzyma ją w objęciach i bardziej, niż czegokolwiek pod słońcem pragnęła, żeby ją kochał, tu i teraz.
Ostrożnie, jakby się bał, że ją złamie, położył żonę na łóżku i usiadł obok. Objął dłońmi jej twarz i pieścił palcami skronie i policzki.
– Prawie zapomniałem, jaka jesteś piękna wyszeptał. – Taka delikatna i urzekająca.
Dotknęła jego ramion. Wspaniale było znowu czuć jego siłę i bliskość. Ponownie zaczęła drżeć, kiedy nadeszło pożądanie i krew zawrzała jej w żyłach.
– Travis – zdołała jeszcze wyszeptać, zanim jego usta spoczęły na jej wargach.
Podnieceni, rozgorączkowani i niespokojni rzucili się na siebie. Nie było czasu na czułości, istniała tylko gwałtowna potrzeba, którą musieli zaspokoić. Zdzierali z siebie ubranie, aż oderwane guziki przelatywały przez pokój, pękały koronki i darły się cienkie pończochy Regan. Połączyli się jak błyskawica rozdzierająca niebo, po której uderza grom. Wczepieni w siebie, łączyli się coraz ciaśniej, pragnąc zaspokoić zniewalającą potrzebę wzajemnej bliskości.
Razem wygięli się w łuk, jak rażeni piorunem. Ich ciałami wstrząsały dreszcze. Na długie minuty przywarli do siebie bez tchu. W końcu mięśnie się rozluźniły i oboje wrócili do przytomności. Patrzyli na siebie, jakby chcieli pochłonąć się wzrokiem.
Regan pierwsza przerwała tę zaczarowaną chwilę. Wybuchnęła śmiechem widząc, że Travis jest niemal całkiem nagi, ale ma na sobie jeden rękaw od koszuli.
Kiedy zobaczył, co ją tak rozbawiło, również wybuchnął śmiechem.
– Przyganiał kocioł garnkowi – oświadczył i wskazał na postrzępione resztki jej własnego ubrania.