Wciąż się uśmiechając, Regan wróciła do swojej sypialni, żeby się ubrać. Miała pewność, ze dzisiaj wreszcie pojawi się Travis i na kolanach będzie ją błagał, żeby za niego wyszła. Niewykluczone, ze wyrazi zgodę, ale jeszcze się zastanowi. Roześmiała się głośno.
Niebieskie karteczki były wszędzie – w butach, w fałdach sukien, w szufladach, zawinięte w jej halki i gorsety, nawet pod poduszką!
Jak on śmiał! Z każdym znalezionym liścikiem Regan wpadała w coraz większy gniew. Jak może tak zakłócać jej spokój, wdzierać się do jej sypialni. Jeśli nawet nie zrobił tego osobiście, to wynajął kogoś, żeby umieścił karteczki wśród jej osobistych rzeczy. Ale kiedy? Niektóre z nich z pewnością zastały podrzucone w nocy, ponieważ nawet w sukni, którą wczoraj miała na sobie, znalazła dwa bileciki. Ze złością wyszła z sypialni i udała się prosto do biura. Z pozoru wyglądało na nietknięte. Na szczęście zawsze zamykała je na noc.
Usiadła za biurkiem. Z początku nie zauważyła, cienkiej nitki, przyczepionej do oprawnej w skórę księgi z rachunkami. Pełna najgorszych przeczuć zauważyła, że nitka przechodzi w poprzek biurka i znika gdzieś pod nim. Regan przykucnęła na podłodze, ale żeby sprawdzić, co jest pod blatem, musiała ułożyć się płasko na plecach. Zobaczyła tam przypięty pinezkami kawałek kartonu, na którym wypisano dużymi literami: „Regan, czy zostaniesz moją żoną? Travis".
Zacisnęła zęby, oderwała kartonik od biurka i właśnie darła go na drobniutkie kawałki, kiedy weszła Brandy, niosąc w rękach kilkadziesiąt niebieskich liścików.
– Widzę, że tutaj też był – oznajmiła pogodnie.
– Tym razem posunął się za daleko. To moje prywatne biuro i nie ma prawa wchodzić tu nieproszony.
– Nie chciałabym rozzłościć cię jeszcze bardziej, ale czy sprawdziłaś w sejfie?
– Jak to… – zaczęła Regan, ale gwałtownie urwała. Tylko ona miała trzy klucze, które otwierały kasę pancerną. Drugi komplet znajdował się w skarbcu bankowym, sto mil na południe od Scarlet Springs. Nawet Brandy nigdy nie otwierała hotelowej kasy i nie wiedziałaby w jakiej kolejności należy użyć kluczy. Te sprawy zostawiała wspólniczce.
Regan szybko podeszła do wielkiego sejfu i rozpoczęła żmudną operację otwierania solidnych zamków. Kiedy uchyliła ostatnie pancerne drzwi, z wnętrza kasy wypadła szeroka błękitna wstążka. Z zaciśniętymi ustami i rozgniewanym spojrzeniem rozwinęła ją i od razu wiedziała, jaki napis zobaczy. Nie zadała sobie trudu, żeby go przeczytać, ale zmięła wstążkę i cisnęła ją do kosza na śmieci.
– Skąd wiedziałaś? – zapytała gniewnie przyjaciółkę.
Brandy wyglądała na trochę zdenerwowani!. Obdarzyła Regan bladym uśmiechem.
– Mam nadzieję, że przyjmiesz to spokojnie. Zdaje się, że wczoraj, kiedy wszyscy byli tu w go spodzie, jakiś człowiek, a może cała armia ludzi, rozłożyła te niebieskie liściki z oświadczynami w całym mieście. Doktor znalazł jedną w swojej torbie i aż cztery w gabinecie. Sklepikarz Will natrafił na sześć a… – Urwała, żeby stłumić chichot. – Kiedy kowal podkuwał konia, znalazł niebieską wstążkę w jego podkowie. Regan usiadła.
– Mów dalej – wyszeptała.
– Niektórzy potraktowali to jako żart, ale inni są wściekli. Prawnik znalazł jeden liścik w swoim sejfie i grozi, że wystąpi do sądu o ukaranie sprawcy. Jednak większość jest tym wszystkim rozbawiona. Ludzie chcą poznać Travisa.
– A ja nie chcę go więcej widzieć – oznajmiła Regan z mocą.
– Nie mówisz poważnie – roześmiała się Brandy. – Być może liściki, które ty znalazłaś, mają jednakową treść, ale inne są bardzo pomysłowe. Niektóre zawierają fragmenty wierszy, sonety Szekspira, a pani Ellison, która gra na pianinie, otrzymała nuty piosenki. Twierdzi, że to bardzo ładny utwór i chciałaby ci ją odegrać.
Regan podniosła głowę.
– Czy jest w gospodzie?
– Wszyscy czują się zamieszani w tę sprawę skrzywiła się Brandy. -Jest tu prawie całe miasto.
– A kto nie przyszedł? – zapytała ponuro.
– Babka pani Ellison, która zeszłego roku miała wylew, pan Watts, ponieważ nie skończył jeszcze dojenia i… – zamilkła z niewyraźną miną, ponieważ nikogo więcej nie brakowało. – Siostra pani Brown przyjechała z wizytą i bardzo chce cię poznać. Przyprowadziła sześcioro swoich dzieci.
Regan położyła ramiona na biurku i ukryła w nich głowę.
– Czy można umrzeć dlatego, że się tego bardzo chce, po prostu sprowadzić śmierć siłą woli? Jak mam tym ludziom spojrzeć w oczy? – Ze zdesperowaną miną spojrzała na Brandy. – Jak Travis mógł mi coś takiego zrobić?
Brandy uklękła obok przyjaciółki i położyła jej rękę na głowie.
– Nie rozumiesz, że on bardzo ciebie pragnie i zrobi dosłownie wszystko, żebyś do niego wróciła? Nie masz pojęcia, ile przecierpiał od czasu, kiedy go opuściłaś. Czy wiesz, że po twoim zniknięciu schudł czterdzieści pięć funtów? Dopiero jego przyjaciel Clay przekonał go, że warto dalej żyć.
– Travis ci to opowiedział?
– Nie bezpośrednio. Przeprowadziłam małe śledztwo. Zabrało mi to trochę czasu, ale wiele się dowiedziałam. W tej chwili ten dzielny człowiek całkowicie odrzucił poczucie dumy. Chce cię odzyskać i nic go nie powstrzyma. Jeśli będzie trzeba, zmobilizuje do pomocy cale miasto. Może sposoby jego działania są trochę… mało delikatne, ale czy wolałabyś jedną różę i mężczyznę takiego jak Farrell, czy… ile to ich było w sumie?…siedemset czterdzieści dwie i Travisa Stanforda?
– Ale czy on musi to wszystko robić? – zapytała błagalnym tonem i pociągnęła za nitkę, która wskazała jej drogę do kartki pod biurkiem.
– Ciągle powtarzałaś, że Travis nigdy cię o nic nie poprosił, tylko stale wydawał ci rozkazy. Jeśli dobrze pamiętam, podczas ceremonii ślubnej powiedziałaś „nie" tylko, dlatego, że ci się przedtem nie oświadczył. Teraz nie będziesz mu mogła tego zarzucić. Mówiłaś też, że chcesz, żeby się do ciebie zalecał. – Brandy wstała i roześmiała się. – Te zaloty chyba przejdą do historii.
Regan uśmiechnęła się mimo woli.
Chciałam tylko paru róż i trochę szampana. Brandy spojrzała na nią wystraszona i położyła palec na ustach.
– Proszę, nic nie mów o szampanie, bo będziemy tu mieli powódź. Przyjaciółka zachichotała.
– Czy on kiedykolwiek zrobi coś zwyczajnie, jak inni ludzie?
– Naprawdę byś tego chciała? – zapytała poważnie Brandy. – Wiele bym dała, żeby się znaleźć na twoim miejscu.
– W każdym moim miejscu jest pełno małych, niebieskich karteczek – odparła Regan z ponurą miną.
Przyjaciółka ze śmiechem ruszyła do drzwi.
– Lepiej się przygotuj. Wszyscy z niecierpliwością czekają na ciebie.
Kiedy ciężkie westchnienie wyrwało się piersi Regan, Brandy wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem i wyszła z biura.
Regan postanowiła spędzić kilka chwil w samotności, żeby się uspokoić. Myślała o słowach wspólniczki. U Travisa wszystko wyrastało ponad przeciętność, począwszy od ciała aż po jego dom i plantację, więc dlaczego jego zaloty miałyby być normalne?
Ostrożnie wyjęła wstążkę z kosza na śmieci i z czułością ją zwinęła. Kiedyś pokaże to wszystko wnukom. Zdecydowanym krokiem, wyprostowana, opuściła biuro i poszła na spotkanie zebranych w gospodzie ludzi.