Выбрать главу

To, co ją czekało, przerosło najśmielsze oczekiwania. Jako pierwszą zobaczyła babkę pani Ellison, rozpartą w fotelu. Staruszka uśmiechała się do niej połową twarzy, bo drugą jej część sparaliżował wylew.

Tak się cieszę, że pani przyszła – odezwała się Regan swobodnym, opanowanym głosem, jakby witała gościa zaproszonego na przyjęcie.

Siedemset czterdzieści dwie! – wołał jakiś człowiek. – I ostatnia, wykonana ze szkła, sprowadzona z samej Europy.

Ciekawe, jak udało mu sieją tu dowieźć w całości?

– Jeszcze ciekawsze, w jaki sposób wszedł na poddasze mojej stodoły? Drabina się złamała dwa dni temu i dotąd nie miałem czasu jej naprawić, ale mimo to ktoś tam zawiązał wstążkę wokół beli siana. A zgadnijcie, co na tej wstążce było wypisane? Oczywiście, prośba, żeby Regan wyszła za niego za mąż.

Jakiś człowiek wymalował bukiety róż na ścianie za barem, a obok nich napisy: 5 – jedna róża, 5.30 – dwie róże i tak dalej aż do trzydziestu ośmiu róż o 11.30 wieczorem i jednej szklanej róży o północy. Na samym dole umieścił całkowitą liczbę róż otrzymanych przez Regan. Nie zainteresowało jej nawet, kim jest ten człowiek i kto dał mu pozwolenie na malowanie jej ściany. Była zbyt zajęta odpowiadaniem na pytania.

Regan, czy to prawda, że ten Travis to ojciec Jennifer, ale ty nie jesteś jego żoną?

Kiedy urodziła się Jennifer, byliśmy małżeństwem – usiłowała tłumaczyć. – Okazało się jednak, że nie miałam skończonych osiemnastu lat i…

Następne pytanie przerwało jej wyjaśnienia.

– Słyszałem, że do niego należy połowa Wirginii.

Nie całkiem, tylko jedna trzecia. Złośliwa ironia nie powstrzymała nikogo przed zadawaniem dalszych pytań.

Regan, nie podoba mi się, że ten człowiek podrzuca jakieś karteczki do mojego prywatnego sejfu. Znajdują się tam poufne dokumenty, a jako prawnik jestem zobowiązany dochowywać tajemnic moich klientów.

Zgromadzeni ludzie nie przestawali domagać się wyjaśnień, aż po paru godzinach uśmiech na twarzy Regan stał się sztuczny i wymuszony. Ożywił ją dopiero cieniutki głosik, który odezwał się tuż przy jej boku. – Mamusiu! – Spojrzała w dół i zobaczyła twarzyczkę córeczki. Dziewczynka wyraźnie była czymś zmartwiona.

– Chodź – powiedziała Regan, wzięła małą na ręce i zaniosła ją do kuchni. – Zobaczymy, czy Brandy przygotowała dla nas obiad, a potem pojedziemy na piknik.

Godzinę później siedziały same na brzegu małego strumienia płynącego na północ od Scarlet Springs. Zjadły cały koszyk pieczonego kurczaka i kilkanaście babeczek z wiśniami.

– Dlaczego tatuś nie wraca? – zapytała Jennifer. – I dlaczego nie napisał do mnie żadnego listu?

Po raz pierwszy Regan zdała sobie sprawę, że w całym zamieszaniu, spowodowanym zalewem róż i liścików, całkowicie zapomniano o jej córce. Po zastanowieniu uświadomiła sobie, że w pokoju Jennifer nie znalazła ani jednego bileciku, od Travisa. Posadziła sobie dziewczynkę na kolanach.

– To wszystko pewnie, dlatego, że tatuś stara się o moją rękę i wie, że kiedy wyjdę za niego za mąż, ty również z nami zamieszkasz.

– A ze mną nie chce się ożenić?

– Pragnie, żebyś z nim mieszkała. Myślę, ze połowa tych róż była przeznaczona dla ciebie, żebyś również zdecydowała się z nami wyjechać.

– Tak bym chciała, żeby i mnie przysłał kwiaty. Timmie Watts mówi, że tatusiowi chodzi tylko o ciebie, a ja będę musiała zostać z Brandy, kiedy wy już pojedziecie do domu.

– To bardzo brzydko, że tak mówi! I całkowicie się myli. Tatuś bardzo cię kocha. Przecież sam ci powiedział, że kupił dla ciebie kucyka i wybudował domek na drzewie. Zrobił to, kiedy jeszcze cię nawet nie widział na oczy. Pomyśl tylko, co jeszcze dla ciebie zrobi teraz, kiedy cię już poznał.

– Myślisz, że mnie też poprosi o rękę?

Regan nie miała pojęcia jak odpowiedzieć na to pytanie.

– Jeśli prosi mnie o rękę, to znaczy, że zależy mu również na tobie.

Jennifer westchnęła i przytuliła się do matki.

– Kiedy tatuś wreszcie do nas wróci? Szkoda, że w ogóle wyjeżdżał. Chciałabym, żeby i mnie przysyłał kwiaty i listy.

Regan kołysała w ramionach córkę i głaskała ją po głowie. Widziała rozpacz dziewczynki. Travis czułby się bardzo źle, gdyby wiedział, jak ją zasmucił. Może jutro Regan zdoła jakoś naprawić to przeoczenie. Znajdzie kilka róż, jeśli jeszcze jakieś uchowały się w okolicy po spustoszeniu dokonanym przez niego, i da je córce, żeby myślała, że przysłał je ojciec.

Kiedy pomyślała o dniu jutrzejszym, przebiegł ją dreszcz. Co jeszcze Travis zaplanował?

19

Nazajutrz Jennifer obudziła matkę. W rączkach ściskała bukiecik róż. – Myślisz, że to od taty? – zapytała.

– Z pewnością mógłby być od taty – odparła Regan. Nie było to przecież kłamstwo, a w ten sposób mogła poprawić dziecku humor. Wcześnie rano sama położyła kwiaty na poduszce córki.

– One nie są od tatusia – zrozpaczonym głosem stwierdziła dziewczynka. – Ty mi je dałaś. – Z rozmachem rzuciła róże na łóżko i uciekła do swojego pokoju..

Upłynęło trochę czasu, zanim Regan udało się uspokoić córeczkę. Kiedy dziecko przestało szlochać, sama była bliska łez. Gdyby tylko znalazła jakiś sposób, żeby powiadomić Travisa o rozpaczy Jennifer.

W końcu ubrały się i w nie najlepszych humorach zeszły na dół trzymając się za ręce. Z niepokojem oczekiwały, co przyniesie im nowy dzień – i Travis.

W głównym holu zgromadzili się ludzie z miasteczka, ale ponieważ od wczoraj nie zaszło nic nowego, przeważnie tylko jedna osoba z każdej rodziny zjawiła się w gospodzie. Regan sztywno odpowiadała na pytania. Trzymając córkę blisko przy sobie, sprawdziła wszystkie pokoje i starała się zachowywać tak, jakby to był normalny dzień pracy. Od kilku dni stała się przedmiotem publicznego zainteresowania, wszyscy śledzili każdy jej krok i miała już tego dosyć.

Do południa nie zdarzyło się nic interesującego, więc większość rozczarowanych gapiów rozeszła się do domów. W jadalni znajdowało się sporo gości, ale nie tylu, co wczoraj. Regan spostrzegła Farrella i Margo, którzy siedzieli przy jednym stole i nachyliwszy ku sobie głowy tak blisko, że niemal się stykały, o czymś szeptali. Ze zmarszczoną brwią zastanawiała się, co też mają sobie do powiedzenia.

Nie miała jednak czasu dłużej nad tym rozmyślać, ponieważ z ulicy dobiegał stale narastający hałas. Zdesperowana wzniosła oczy do nieba i miała ochotę się rozpłakać.

– Co on znowu wymyślił? – mruknęła. Jennifer ścisnęła dłoń matki.

– Czy to tatuś wraca do domu? – zapytała.

– Jestem pewna, że ten hałas ma z nim wiele wspólnego – stwierdziła Regan i ruszyła do frontowych drzwi.

Kiedy tylko opuściły jadalnię, wyraźnie usłyszały głośną muzykę. Tętent kopyt, turkot wozów i inne dźwięki, których nie potrafiła określić, rozbrzmiewały coraz bliżej.

– Co to jest? – dopytywała się Jennifer. Jej oczy z sekundy na sekundę otwierały się coraz szerzej.

– Nie mam pojęcia – odparła Regan.

Ludzie z gospody wyglądali na ulicę, i we wszystkich sześciu oknach i otwartych drzwiach widać było nieruchome głowy zadziwionych gości.

– Jennifer! – zawołał ktoś i tłum nagle ożył.

– To jest cyrk!

– I menażeria! Widziałem kiedyś coś takiego w Filadelfii.

Jeszcze kilka razy wykrzykiwano imię Jennifer, zanim Regan z córką przecisnęły się przez tłum gapiów na ganek.

Zza rogu ulicy, przy szkole, wyłonili się trzej mężczyźni z dziwacznie pomalowanymi twarzami. Mieli na sobie połyskliwe stroje, zszyte z kawałków materiału w krzykliwych barwach. Tańczyli i robili salta w powietrzu, przeskakując sobie wzajemnie nad głowami.