– Wstawaj, ubierz się i zobacz, czy Brandy przy gotowała wystarczająco obfite śniadanie.
W tej samej chwili na jego twarzy wylądowała poduszka.
– Przed chwilą się dowiedziałeś, że jestem obrzydliwie bogata i w ogóle na to nie zareagowałeś. Inni mężczyźni chcieliby położyć rękę na moich pieniądzach.
Spoglądając na jej nagie ciało, uśmiechnął się leniwie.
– Właśnie patrzę na to, na czym chciałbym położyć rękę. A jeśli już mowa o twoich pieniądzach, to możesz zapłacić za ten cyrk, na którym tak ci zależało, a resztę daj naszym dzieciom.
– Mnie zależało na cyrku? – prychnęła. – To był twój pomysł.
– Domagałaś się, żebym się do ciebie zalecał.
– Ładne mi zaloty! To było najbardziej żałosne, nudne i nieudane widowisko, jakie kiedykolwiek widziałam. Pierwszy lepszy Anglik zrobiłby to lepiej.
Travis leniwie rozparł się na poduszkach.
– Ale to ty przyszłaś do mnie nocą, ubrana w przejrzystą szmatkę i błagałaś mnie, żebym się z tobą kochał, więc może te moje zaloty nie były wcale takie nieudane.
Przez chwilę parskała z gniewu, ale w końcu ze śmiechem zaczęła się ubierać.
– Jesteś nieznośny. Mam ci podać śniadanie do łóżka, czy wolałbyś zjeść w przytulnej, małej jadalni?
– Dobra dziewczynka. Takie podejście mi się podoba, nie zmieniaj go. Zjem w kuchni, dopilnuj tylko, żeby podali mi mnóstwo jedzenia.
Roześmiana Regan wyszła, a Travis zastanawiał się, jak każe mu zapłacić za te słowa. Cokolwiek by zrobiła, życie z nią będzie dla niego radością. Z pewnością była warta bólu, który przez ostatnie kilka lat wycierpiał.
Wolno, z zadowoleniem, zaczął się ubierać.
Większość mieszkańców Scarlet Springs odwiedziła tego dnia gospodę, żeby złożyć Regan najlepsze życzenia z okazji zbliżającego się ślubu i po-żegnać ją, ponieważ łatwo było odgadnąć, że wkrótce wyjedzie. Wbrew temu, co twierdziła Margo, nikt nie uważał Travisa za durnia. Kobiety uznały, że jest niesłychanie romantyczny, a mężczyznom podobał się jego upór w dążeniu do celu,
Wczesnym przedpołudniem Regan była całkowicie pochłonięta obowiązkami. Pokojówka skarżyła się, że ktoś pobrudził prześcieradło atramentem w jakimś dziwnym kolorze. Nie tylko ona jedna była tego dnia niezadowolona. Wszyscy mieli jakieś skargi i przybiegali z nimi do właścicielki A może tylko tak się Regan zdawało, bo sama była zasmucona tym, że musi opuścić wielką gospodę, którą zbudowały razem z Brandy.
– Smutno ci, prawda? – zapytał Travis, stając za jej plecami.
Wciąż ją zaskakiwała spostrzegawczość tego człowieka. Przed rozstaniem nie miała pojęcia, że on dobrze zna jej potrzeby i rozumie trudności. Jego wrażliwość była zdumiewająca.
– Kiedy przyjedziemy do domu, natychmiast poczujesz się lepiej. Potrzeba ci nowego wyzwania.
– A co będzie, kiedy poznam wszystkie tajniki zarządzania plantacją? – zapytała i odwróciła się do niego.
– To niemożliwe, bo ja również jestem częścią plantacji, a o mnie nigdy wszystkiego się nie dowiesz. Gdzie jest moja córka?
– O tej porze zwykle przebywa z Brandy. Nie sprawdzałam, bo myślałam, że ty się nią zająłeś. – Po chwili namysłu uśmiechnęła się. – Gdzie jest jej kucyk? Jestem pewna, że kręci się gdzieś koło niego.
– Sprawdzałem w stajni, ale Jennifer tam nie ma. Brandy też jej dzisiaj nie widziała.
– Nie zeszła nawet na śniadanie? – zdumiała się Regan, marszcząc brwi. – Travis! – zawołała z niepokojem.
– Zaczekaj – uspokoił ją. – Nie denerwuj się. Może poszła do koleżanki.
– Ależ ona zawsze mi mówi, gdzie idzie. Zawsze! Tylko w ten sposób mogę wiedzieć, gdzie jest moja córka, kiedy ja pracuję.
– No, dobrze – odparł cicho Travis. – Przeszukaj gospodę, a ja się przejdę po mieście. Zaraz ją znajdziemy. Idź już! – ponaglił ją z uśmiechem.
Pierwszą myślą, jaka przyszła Regan do głowy było to, że z powodu wczorajszych atrakcji Jennifer rozbolał brzuch i dziewczynka, nie mówiąc nic nikomu, wróciła do łóżka. Zaniepokojona przebiegła przez sypialnię i ostrożnie otworzyła drzwi do pokoju córki. Spodziewała się zastać małą w łóżku, pogrążoną we śnie, więc z początku nie mogła zrozumieć, dlaczego w sypialni dziecka panuje taki bałagan. Ubranka leżały w nieładzie, szuflady stały otworem, pościel na łóżku była wymięta a buty porozrzucano po całej podłodze.
– Ona się pakowała! – powiedziała głośno Regan, uspokojona tym widokiem.
Dopiero, kiedy się pochyliła, żeby podnieść bucik z dywanu, spostrzegła na poduszce jakąś kartkę. Ktoś napisał, że Jennifer nie wróci, jeśli za dwa dni suma pięćdziesięciu tysięcy dolarów nie zostanie umieszczona przy starej studni na południe od miasta.
Rozpaczliwy krzyk Regan słychać było w całej gospodzie.
Pierwsza nadbiegła Brandy, z rękami i fartuchem. ubrudzonymi mąką. Objęła ramieniem wstrząsane szlochem plecy Regan, posadziła ją na łóżku i wyjęła jej kartkę z rąk. Przeczytała ją i spojrzała na stojących w progu ludzi.
Niech ktoś odszuka Travisa – poleciła. – Po wiedzcie mu, żeby natychmiast tu przyszedł. Regan wstała, ale Brandy chwyciła ją za rękę. – Dokąd idziesz?
Muszę sprawdzić, ile mam pieniędzy w sejfie oznajmiła półprzytomnie. – Wiem, że będzie za mało. Jak myślisz, czy uda mi się coś sprzedać w ciągu dwóch dni?
Usiądź i zaczekaj na Travisa. On będzie wiedział, skąd wziąć pieniądze. Może nawet ma trochę przy sobie.
Oszołomiona Regan nie bardzo wiedziała, co się z nią dzieje. Mechanicznie usiadła na łóżku, zaciskając w jednej ręce kartkę z żądaniem okupu, a w drugiej but Jennifer.
Chwilę później do pokoju wpadł Travis Na ten widok Regan skoczyła na równe nogi i podbiegła do niego.
– Ktoś porwał moją córkę! – zawołała. – Masz jakieś pieniądze? Możesz zdobyć pięćdziesiąt tysięcy dolarów? Na pewno będziesz tyle miał.
– Zaraz, niech no spojrzę na ten list – powiedział i otoczył ją mocno ramieniem. Przeczytał wiadomość kilka razy i rozejrzał się po pokoju.
– Travis – odezwała się Regan. – Co mamy zrobić, żeby zebrać te pieniądze?
– Nie podoba mi się to – mruknął pod nosem i zwrócił się do Brandy. – Czy cały ranek byłaś w kuchni?
Brandy skinęła głową.
– I nic nie słyszałaś? Może widziałaś tu kogoś obcego? – wypytywał, wskazując na korytarz, prowadzący do kuchni i biura Regan.
– Nikogo nie widziałam. Nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego.
– Zwołaj cały personel. Niech wszyscy natychmiast tutaj przyjdą – polecił jej.
– Travis, błagam cię, musimy zacząć gromadzić pieniądze.
Usiadł i przyciągnął do siebie Regan.
– Wysłuchaj mnie. Coś mi się tu nie zgadza. Do twoich pokoi można wejść tylko dwiema drogami: korytarzem obok kuchni, w której bez przerwy była Brandy, i przez tylne wejście. Brandy i kucharki stale krążą po tym holu między kuchnią i spiżarnią. Nikt nie mógł wyjść tamtędy z Jennifer niezauważony. Zostają więc tylne drzwi, Które jak wiem, są zawsze zamknięte. Zamek nie jest wyłamany, więc Jennifer musiała otworzyć je sama, od wewnątrz.
– Nigdy by tego nie zrobiła! Wie, że to zabronione.
– Właśnie o to mi chodzi. Otworzyłaby tylko komuś, kogo znała i darzyła zaufaniem, kogo uważała za przyjaciela. I jeszcze jedno. Kto wie, że jesteś w stanie zapłacić pięćdziesiąt tysięcy dolarów? W mieście nikt mnie nie zna, a do wczoraj ja sam nie wiedziałem, że masz jakiś majątek. Żądanie tak wysokiego okupu świadczy o tym, że ten ktoś jest o wiele dokładniej poinformowany niż przeciętny mieszkaniec Scarlet Springs.
– Farrell – szepnęła Regan. – Wie lepiej ode mnie, ile mam pieniędzy.
W tej samej chwili zjawiła się Brandy z całym personelem. Wszyscy pracownicy milczeli przerażeni. Za nimi ukazał się Farrell Batsford.
– Usłyszałem tę okropną wieść – oznajmił. Czy mogę ci jakoś pomóc?
Travis minął go obojętnie i zaczął przesłuchiwać służbę. Pytał, czy tego ranka nie zauważyli czegoś szczególnego i czy nie widzieli Jennifer w towarzystwie drugiej osoby.
Wszyscy zaczęli się zastanawiać, ale nic nie mogli sobie przypomnieć. Nagle Travis chwycił za rękę jedną z pokojówek.
Co to za plamy na twoich palcach? Skąd się wzięły?
Dziewczyna cofnęła się przerażona. To atrament – wyjaśniła.- Prześcieradła z pokoju numer dwanaście były nim zabrudzone.
Travis jakby oczekiwał takiej odpowiedzi.
– To pokój Margo – zwrócił się do Regan ponurym głosem.
Bez słowa wybiegł z sypialni i pomknął do stajni. Regan podążyła za nim. Kiedy go dogoniła siodłał właśnie konia.
– Dokąd się wybierasz? – zapytała zdenerwowana. – Travis! Musimy zebrać pieniądze!
Zatrzymał się na moment i dotknął jej policzka
– Margo porwała Jennifer – oznajmił, nie przestając siodłać konia. – Wiedziała, że znajdziemy plamy z atramentu. Spodziewa się, że za nią ruszę. O to jej naprawdę chodzi. Wydaje mi się, że nie zrobi Jennifer krzywdy.
– Tak ci się wydaje! Twoja dziwka porwała moją córkę i…
Travis położył jej palec na ustach.
– Jennifer to również moja córka. Jeśli będę musiał oddać Margo ostatni akr ziemi, żeby odzyskać dziecko całe i zdrowe, zrobię to bez wahania. Chcę, żebyś tu została. Sam lepiej wszystko załatwię. – Wskoczył na siodło.
– Mam tu bezczynnie czekać? I skąd wiesz, gdzie szukać Margo?
– Ona zawsze wraca do domu – oznajmił ponuro. -Tam się najlepiej czuje, otoczona pamiątkami po swoim przeklętym ojcu.
Zebrał wodze, uderzył piętami boki wierzchowca i zniknął w chmurze pyłu.