Mąż i obaj goście spojrzeli na nią, ale nie powiedzieli ani słowa o tym, że najpierw wybiega wściekła, a potem wściekła przybiega z powrotem. Peg wiedziała, co gadają ludzie: że lepiej chwytać trąby powietrzne, niż stanąć na drodze starej Peg Guester. Ale nie szkodzi, niech taki Whitley Physicker i Pauley Wiseman trochę się poboją.
Odczekali sekundę czy dwie, aż usiądzie wygodnie, po czym wrócili do rozmowy.
— Jak już mówiłem, Horacy, poważnie rozważyliśmy waszą propozycję — rzekł Physicker. — Bardzo by nam odpowiadało, aby nauczycielka zamieszkała w tym zajeździe, zamiast błąkać się tu i tam, jak to zwykle bywa. Ale nie chcemy was prosić, żebyście przyjęli ją za darmo. Zapisało się dość uczniów i dość spływa pieniędzy z podatków. Możemy ofiarować wam za tę usługę skromne stypendium.
— Ile pieniędzy warte jest takie sto pendium? — spytał Horacy.
— Szczegóły pozostają jeszcze do omówienia, ale wspomniano o dwudziestu dolarach rocznie.
— Hmm… Niezbyt wiele, jeśli sądzicie, że ma mi to zwrócić koszty…
— Wręcz przeciwnie. Wiemy, że płacimy o wiele za mało. Ale że proponowaliście gościnę za darmo, to znaczna poprawa.
Horacy już miał się zgodzić, ale Peg nie mogła wytrzymać tej przewrotności.
— Sami wiecie, doktorze Physicker, co to takiego. Na pewno nie poprawa. Nie chcieliśmy gościć tu za darmo nauczycielki. Chcieliśmy za darmo gościć nauczycielkę Arthura Stuarta. A jeżeli się wam wydaje, że dwadzieścia dolarów mnie przekona, to lepiej wracajcie do siebie i wymyślcie coś lepszego.
Physicker zrobił zbolałą minę.
— Spokojnie, pani Guester. Proszę się nie denerwować. W radzie szkolnej nie znalazł się ani jeden człowiek, który osobiście miałby coś przeciwko przyjęciu Arthura Stuarta.
Kiedy Physicker to powiedział, Peg spojrzała surowo na Pauleya Wisemana. Oczywiście, zaczął się wiercić na stołku, jakby zaswędziało go nagle w miejscu, gdzie dżentelmen się nie drapie. Zgadza się, Wiseman. Whitley Physicker może sobie mówić, co mu się podoba, ale ja wiem swoje. Był tam przynajmniej jeden człowiek, który miał bardzo wiele przeciwko Arthurowi.
Whitley Physicker mówił dalej. Nie mógł przecież zauważyć zakłopotanej miny szeryfa, ponieważ udawał, że wszyscy bardzo kochają Arthura Stuarta.
— Wiemy, że Arthur Stuart został wychowany przez parę najstarszych osadników i najczcigodniejszych obywateli Hatrack River. Całe miasto lubi tego chłopca. Po prostu nie sądzimy, żeby edukacja szkolna przyniosła mu jakąś korzyść.
— Przyniesie takie same korzyści, jak wszystkim innym chłopcom i dziewczętom.
— Doprawdy? Czy umiejętność czytania i pisania zapewni mu posadę w kantorze? Czy wyobrażacie sobie, że przyjmą go do palestry i ława przysięgłych zechce słuchać przemowy czarnego adwokata? Społeczeństwo uznało, że czarne dziecko wyrasta na czarnego mężczyznę, a czarny mężczyzna, jak biblijny Adam, zdobywać będzie swój chleb powszedni w pocie czoła, a nie pracą umysłu.
— Arthur Stuart jest mądrzejszy od wszystkich dzieci, jakie trafią do tej szkoły. I wiecie o tym dobrze.
— Tym bardziej nie powinniśmy rozbudzać w nim nadziei tylko po to, by potem jej go pozbawić. Mówię o rzeczywistym świecie, pani Guester, nie o naszych pragnieniach.
— A niby dlaczego ci wszyscy mędrcy z rady szkolnej nie powiedzieli: do diabla ze światem, zrobimy to, co słuszne! Nie zmuszę was do zmiany zdania, ale przynajmniej nie udawajcie, że to dla dobra Arthura!
Horacy skrzywił się. Nie lubił, kiedy Peg przeklinała Zaczęła całkiem niedawno, kiedy zrobiła publiczną awanturę Millicent Mercher. Millicent życzyła sobie, żeby zwracać się do niej „pani Mercher” zamiast zwyczajnie, „moja Millicent”. Horacy nie był zadowolony, że Peg używa takich słów. Ale Peg doszła do wniosku, że jeśli nie można zrobić awantury kłamliwemu hipokrycie, to po co w ogóle ludzie wymyślili awantury?
Pauley Wiseman zaczerwienił się i z trudem powstrzymał wiązankę własnych ulubionych brzydkich słów. A Whitley Physicker był teraz dżentelmenem, więc tylko na moment pochylił głowę, jakby się modlił. Peg Guester odgadła jednak, że raczej czeka, aż ona się uspokoi, gdyż odezwał się bardzo uprzejmie.
— Racja, pani Guester. Dopiero po podjęciu decyzji wymyśliliśmy tę historię, że to dla dobra samego Arthura.
Ta szczerość odebrała jej mowę. Nawet szeryf Pauley tylko stęknął. Whitley Physicker nie trzymał się uzgodnionej wcześniej wersji, a to, co mówił, było nieprzyjemnie bliskie prawdy. A szeryf Pauley nie lubił, kiedy ludzie zaczynają na prawo i lewo opowiadać o prawdzie, wolnej i niebezpiecznej. Peg bawiła się świetnie patrząc, jak szeryf wychodzi na durnia, do czego zresztą miał wyjątkowy talent.
— Chcielibyśmy, żeby ta szkoła działała jak należy. Naprawdę byśmy chcieli — mówił dalej Physicker. — Sama idea szkół publicznych jest nieco niezwykła. Szkoły w Koloniach Korony tak są zorganizowane, że uczęszczają do nich ludzie z tytułami i pieniędzmi, więc biedni nie mają żadnej możliwości awansu. W Nowej Anglii wszystkie szkoły są kościelne, więc nie wypuszczają bystrych umysłów, lecz doskonałych małych purytan, którzy już zawsze pozostaną na miejscach, które Bóg im przeznaczył. Ale szkoły publiczne w stanach holenderskich i w Pensylwanii dowodzą, że w Ameryce możemy postąpić inaczej. Każde dziecko z każdej leśnej chaty możemy nauczyć pisać i czytać, aby całe społeczeństwo zyskało dostateczne wykształcenie, mogło głosować, obejmować urzędy i sprawować rządy.
— Wszystko to bardzo dobrze — przerwała mu Peg. — Pamiętam, jak żeście niecałe trzy miesiące temu taką samą mowę wygłaszali w naszej sali gościnnej. Nie mogę tylko zrozumieć, Whitleyu Physicker: dlaczego waszym zdaniem mój syn ma być wyjątkiem?
W tym momencie szeryf uznał, że pora się wtrącić. A że tak beztrosko używano tu prawdy, przestał nad sobą panować i także przemówił prawdziwie. Było to nowe doświadczenie i trochę uderzyło mu do głowy.
— Proszę o wybaczenie, Peg, ale przecież ten chłopak nie ma ani kropelki waszej krwi. A więc w żaden sposób nie może być Waszym synem. A jeśli nawet Horacy miał swój udział w jego narodzinach, to nie wystarczy, żeby dzieciaka zrobić białym.
Horacy podniósł się wolno, jakby zamierzał poprosić szeryfa Pauleya na zewnątrz i tam wbić mu do głowy trochę rozsądku. Pauley Wiseman musiał wiedzieć, że ściąga na siebie kłopoty, kiedy sugerował, że Horacy może być ojcem tego czarnego mieszańca. A gdy Horacy wstał, szeryf przypomniał sobie, że nie jest dla niego przeciwnikiem. Horacy Guester nie był drobnym człowieczkiem, a Pauley nie był wielkoludem. Dlatego zrobił to co zawsze, kiedy tracił kontrolę nad sytuacją: wypiął pierś, żeby wyraźnie pokazać swoją odznakę. Spróbuj mnie uderzyć, a czeka cię proces o obrazę urzędnika.
Peg i tak wiedziała, że Horacy nie uderzy człowieka z powodu kilku słów. Nie powalił nawet tego rzecznego szczura, który zarzucał mu niewymowne występki ze zwierzętami. Po prostu Horacy nie należał do tych, co tracą nad sobą panowanie. Peg widziała, że jej mąż zapomniał już o przyczynie swego gniewu i że myśli o czymś innym.
I rzeczywiście. Horacy zwrócił się do Peg, jakby szeryf Pauley w ogóle nie istniał.
— Może naprawdę powinniśmy zrezygnować, Margaret? Wszystko w porządku, póki Arthur jest małym chłopcem, ale…
Horacy patrzył prosto w twarz żony. Dlatego od razu zrozumiał, że lepiej nie kończyć tego zdania. Szeryf Pauley nie był tak rozsądny.
— On się robi coraz czarniejszy.
I co można na coś takiego odpowiedzieć? Przynajmniej było jasne, o co chodzi: to kolor skóry, nic innego, nie pozwalał Arthurowi Stuartowi uczęszczać do szkoły publicznej w Hatrack River.