Выбрать главу

I miał mięśnie jak bawół.

— Nazywam się Mike Fink! — ryknął. — Jestem najwredniejszym, najtwardszym sukinsynem, jaki chodził po wodzie! Gołymi rękami mogę osierocić małe aligatory! Mogę żywego bizona wrzucić na wóz i trzasnąć go w łeb, aż padnie trupem! A kiedy mi się nie podoba zakręt na rzece, łapię jeden koniec i potrząsam, żeby się wyprostował! Każda kobieta, jaką miałem pod sobą, wyszła z trojaczkami, jeśli w ogóle chciała spode mnie wychodzić! Kiedy z tobą skończę, mały, włosy będą ci zwisały prosto po obu stronach głowy, bo nie będziesz miał uszu! Będziesz siadał, żeby się wysikać i już nigdy nie będziesz się musiał golić!

A kiedy Mike Fink tak się popisywał, Alvin spokojnie zdejmował koszulę, odpinał pas z nożem i wszystko to układał na koźle wozu. Potem zaznaczył na ziemi duże koło. Cały czas starał się wyglądać spokojnie i obojętnie, jakby Mike Fink był zarozumiałym siedmiolatkiem, a nie mężczyzną z żądzą mordu w oczach.

Kiedy Fink skończył swoje przechwałki, koło było już wyrysowane. Fink podszedł i starł je nogą, unosząc chmurę kurzu. Przemaszerował dookoła, wymazując linię.

— Nie wiem, kto cię uczył, chłopcze — powiedział. — Ale jak ze mną się bijesz, nie ma takich karkulacji. Żadnych kółek i żadnych reguł.

Dama przemówiła znowu.

— To oczywiste, że nie ma też żadnych reguł w pańskich wypowiedziach. Inaczej wiedziałby pan, że słowo „karkulacja” to pewny dowód głupoty i ignorancji.

Fink odwrócił się do niej, ale chyba zrozumiał, że nie ma nic do powiedzenia, albo domyślił się, że cokolwiek powie, wyda się jeszcze większym ignorantem. Pogarda w jej głosie rozwścieczyła go, ale też sprawiła, że zwątpił w siebie. Z początku Alvin uznał, że wtrącając się znowu, dama tylko pogarsza jego sytuację. Ale zaraz pojął, że stara się zrobić z Finkiem to, czego Alvin próbował z pyskatym — tak go rozzłościć, żeby walczył głupio. Problem w tym — jak podejrzewał — że wściekły Fink pewnie wcale nie walczy głupio. Walczy bardziej zażarcie. Walczy na śmierć. Zechce zrealizować swoje przechwałki o pozbawieniu Alvina niektórych części ciała. To nie będą takie przyjacielskie zapasy, jakie zdarzały się Alvinowi w mieście, kiedy chodziło tylko o to, żeby rzucić przeciwnika na ziemię. Albo — jeśli walka toczyła się na trawie — żeby położyć go na łopatkach.

— Nie jesteś taki mocny — powiedział Alvin. — I wiesz o tym. Inaczej nie chowałbyś w bucie noża.

Fink zdziwił się, ale podciągnął nogawkę i wyjął zza cholewy długi nóż. Rzucił go za siebie.

— Nie potrzebuję noża, żeby z tobą wygrać — oświadczył.

— To dlaczego nie wyjmiesz tego w drugim bucie?

Fink zmarszczył brwi i podwinął drugą nogawkę.

— Nie mam tu żadnego noża.

Alvin wiedział swoje, ale był zadowolony, że Fink obawia się tego pojedynku. Dlatego nie chce się rozstawać z ukrytym nożem. Poza tym nikt pewnie o tym nożu nie wiedział — oprócz Alvina, który potrafił zobaczyć to, czego inni nie widzą. Fink nie chciał zdradzić, że ma taki nóż, bo wieść o tym szybko by się rozniosła wzdłuż rzeki i straciłby przewagę.

Mimo wszystko Alvin nie mógł dopuścić, żeby Fink walczył z nim uzbrojony.

— W takim razie zdejmij buty. Będziemy walczyli na bosaka — zaproponował.

To był dobry pomysł, niezależnie od noża. Alvin wiedział, że w bójkach rzeczne szczury kopią ciężkimi butami jak muły. Walka na bosaka może odebrać Finkowi trochę śmiałości.

Jeśli nawet tak się stało, Fink nic po sobie nie pokazał. Zwyczajnie usiadł w pyle drogi i ściągnął buty. Alvin zrobił to samo. Zdjął też skarpety — Fink ich nie nosił. I teraz obaj mieli na sobie tylko spodnie. Stanęli w słońcu, już teraz spoceni i zakurzeni.

Jednak nie do tego stopnia, żeby Alvin nie wyczuł heksa chroniącego całe ciało Mike'a Finka. Jak to możliwe? Czyżby miał jakiś amulet z heksem w kieszeni? Sieć była najmocniejsza z tyłu, ale kiedy Alvin przeniknął i zbadał jego kieszenie, trafił tylko na szorstkie płótno spodni. Fink nie miał tam nawet monety.

Tymczasem wokół zebrała się już grupka gapiów. Nie tylko rzeczne szczury, które siedziały w cieniu składu, ale cała banda innych. I najwyraźniej wszyscy liczyli na zwycięstwo Mike'a Finka. Alvin uświadomił sobie, że ten człowiek jest nad rzeką czymś w rodzaju legendy. I nic dziwnego, z tym jego tajemniczym heksem. Al wyobraził sobie, jak ktoś próbuje uderzyć Finka nożem i w ostatniej chwili ostrze zbacza albo atakujący upuszcza broń, albo nagle hamuje cios, żeby nie wyrządzić krzywdy. O wiele łatwiej jest zwyciężać w bójkach, kiedy pięść w człowieka nie uderza mocno, a nóż najwyżej lekko kaleczy.

Oczywiście, na początku Fink próbował wszystkich najprostszych chwytów, ponieważ były najbardziej efektowne: ryk, szarża w stylu wściekłego byka, pochwycenie Ala w niedźwiedzim uścisku, złapanie go i zakręcenie jak kamieniem na sznurku. Jednak Alvin w porę odskakiwał. Nie wykorzystywał żadnych sztuczek. Był młodszy i szybszy od Finka, i rzeczny szczur właściwie nawet go nie dotknął, tak zgrabnie Al się odsuwał. Początkowo cały tłumek gwizdał i wykrzykiwał, że Alvin jest tchórzem. Ale po chwili zaczęli się śmiać, gdyż Fink wyglądał głupio, wrzeszcząc tak i atakując, i za każdym razem łapiąc powietrze.

Tymczasem Al poszukiwał ukrytego heksu. Nie mógł wygrać walki, póki się nie pozbędzie tej mocnej sieci ochronnej. I rzeczywiście znalazł — figurę wykreśloną atramentem głęboko pod skórą na pośladku przeciwnika. Nie był to już doskonały heks, ponieważ skóra zmieniała kształt, gdy Fink rósł przez długie lata, ale był to sprytny wzór, z mocnymi powiązaniami i złączami. Nawet zniekształcony wystarczył, by go osłaniać.

Gdyby akurat nie walczyli, Alvin działałby bardziej subtelnie. Pewnie by tylko osłabił trochę heks. Nie chciał całkiem go usuwać. Fink mógł przez to stracić życie, zwłaszcza jeśli stałby się nieostrożny, licząc na magiczną osłonę. Ale czy Alvin miał wybór? Dlatego sprawił, że farba pod skórą zaczęła spływać, przesączać się do krwi, zanikać. Nie wymagało to pełnego skupienia — po prostu zapoczątkował proces, a potem wszystko działo się samo, gdy tymczasem Al odskakiwał i usuwał się Finkowi z drogi.

Po chwili wyczuł, że heks słabnie, znika, wreszcie rozpływa się bez śladu. Fink jeszcze nie wiedział, że teraz można go zranić jak każdego innego człowieka.

Tymczasem zaprzestał bezsensownych szarż. Teraz krążył, próbował chwytów, dążył do zwarcia, w którym mógłby wykorzystać swoją większą masę i rzucić Alvinem o ziemię. Jednak Al mógł sięgnąć dalej i bez wątpienia miał silniejsze ramiona. Za każdym razem, gdy Fink próbował go pochwycić, zbijał mu ręce na bok.

Kiedy wszakże heks zniknął, zaprzestał uników. Sięgnął między rękami Finka, tak że ten złapał go za ramiona, a sam splótł mu dłonie na karku. Szarpnął mocno i ściągnął głowę Finka do swojej piersi. Nie było to trudne — Fink pozwolił mu na to i Alvin domyślał się, dlaczego. I rzeczywiście: Fink przysunął się bliżej ł gwałtownie wyprostował. Liczył, że głową trafi przeciwnika w szczękę. Był tak silny… mógłby nawet złamać Alowi kark… tyle że brody Ala nie było już tam, gdzie się jej spodziewał. Alvin odchylił głowę do tyłu i kiedy Fink wyprostował się nagle z rozpędem, Al pochylił się szybko i zaatakował własnym czołem. Słyszał, jak pod ciosem zachrzęścił Finkowi nos. Trysnęła krew, zalewając im twarze.