Выбрать главу

Ręka dotyka mojej skóry, chłodna i miękka jak głos tej damy. Ta dama to anioł, to Święta Dziewica Matka Boża.

Znowu kroki, ciężkie, potem latarnie, światła i wielcy biali mężczyźni, ale ta dama trzyma mnie za rękę.

— Śmiertelnie przerażona.

— Popatrz na tę dziewczynę. Do cna wykończona.

— Ile dni nie jadła?

Głosy wielkich mężczyzn, jak głos Białego Pana, który dał jej dziecko.

— Zeszłej nocy uciekła z plantacji — tłumaczy dama.

Skąd biała dama to wie? Ona wie wszystko. Ewa, matka wszystkich dzieci. Nie ma czasu na słowa, na modły, ruszać się bardzo szybko, oprzeć o białą damę, iść, iść, iść do łodzi, leży w wodzie czekając, całkiem jak sen! Patrz! To łódź, chłopcze-dziecko, łódź przewiezie nas przez Jordan do Ziemi Obiecanej.

Byli na środku rzeki, kiedy czarna dziewczyna zaczęła się trząść, płakać i bełkotać.

— Ucisz ją — rzucił Horacy Guester.

— Nikogo nie ma w pobliżu — odpowiedziała Peggy. — Nikt nie usłyszy.

— O czym ona gada? — zapytał Po Doggly.

Hodował świnie niedaleko ujścia Hatrack. Przez chwilę Peggy zdawało się, że mówi o niej. Ale nie, miał na myśli czarną dziewczynę.

— Mówi chyba w swojej afrykańskiej mowie — odparła Peggy. — Ta naprawdę odważna dziewczyna. Jak im uciekła…

— Razem z niemowlęciem i w ogóle — zgodził się Po.

— Ach, niemowlę — zawołała Peggy. — Wezmę je.

— A to dlaczego? — zdziwił się tato.

— Bo wy obaj musicie ją nieść. Przynajmniej od brzegu do wozu. Nie ma mowy, żeby to dziecko zrobiło jeszcze choćby krok.

Właśnie tak zrobili, kiedy dotarli do brzegu. Stary wóz Po nie był specjalnie wygodny — jedna derka to wszystko, co mogli zaproponować czarnej dziewczynie. Ale ułożyli ją, i jeśli nawet coś się jej nie podobało, nie powiedziała ani słowa. Horacy uniósł latarnię.

— Miałaś świętą rację, Peggy — stwierdził.

— Dlaczego?

— Dlatego, że nazwałaś ją dzieckiem. Głowę dam, że nie ma jeszcze trzynastu lat. A już jest matką… Jesteś pewna, że to jej dzieciak?

— Jestem pewna — potwierdziła Peggy.

Po Doggly parsknął.

— Wiecie, jak to z nimi jest. Jak króliki, kiedy tylko mogą… — Nagle przypomniał sobie, że jest z nimi Peggy. — Proszę o wybaczenie, panienko. Do tej pory nigdy nie braliśmy ze sobą dam.

— To ją powinniście prosić o wybaczenie — oznajmiła zimno Peggy. — To dziecko jest mieszańcem. Jej właściciel spłodził je bez żadnego „za pozwoleniem”. Chyba mnie rozumiecie.

— Nie życzę sobie, żebyś dyskutowała o takich sprawach — oświadczył Horacy Guester. Był zły, to jasne. — Wystarczy, że poszłaś z nami. Nie wolno ci zdradzać tajemnic tego biedactwa.

Peggy umilkła. W drodze do domu nie odezwała się więcej. Zawsze tak było, kiedy mówiła szczerze; dlatego prawie nigdy sobie na to nie pozwalała. To przez cierpienia tej zbiegłej niewolnicy zapomniała się i powiedziała za dużo. A teraz tato myślał, jak wiele dowiedziała się o czarnej dziewczynie w ciągu paru chwil, i martwił się, ile też wie o nim.

Chciałbyś wiedzieć, tato? Wiem, dlaczego to robisz. Nie jesteś jak Po Doggly, któremu specjalnie na Czarnych nie zależy, ale nie znosi, kiedy trzyma się w klatce dzikie stworzenia. Pomaga niewolnikom przedostać się do Kanady, bo ma w sobie taką potrzebę: żeby wypuścić ich na wolność. Ale ty, tato, robisz to, żeby zapłacić za swój grzeszny sekret. Twoją śliczną tajemnicę. Uśmiechała się do ciebie, a ty mogłeś powiedzieć: „Nie”, ale nie powiedziałeś. Powiedziałeś: „Tak, o tak”. To było wtedy, kiedy mama oczekiwała mnie, a ty wyjechałeś do Dekane po zapasy. Zostałeś tam przez tydzień i miałeś tę kobietę może dziesięć razy w ciągu sześciu dni. Pamiętam każdy z nich wyraźnie, jak ty, czuję, jak śnisz o niej po nocach. Płonący ze wstydu i płonący pożądaniem… Wiem, co czuje mężczyzna, kiedy pragnie kobiety tak bardzo, aż piecze go skóra i nie potrafi leżeć spokojnie. Przez wszystkie te lata nienawidziłeś się za to, co zrobiłeś, i jeszcze bardziej za to, że kochasz to wspomnienie. I płacisz za nie. Narażasz się na więzienie albo że cię powieszą na drzewie, krukom na żer, nie dlatego, że kochasz Czarnych. Dlatego, że masz nadzieję, iż dobre uczynki dla dzieci bożych uwolnią cię od grzechu twej tajemnej miłości.

To zabawne, tato. Gdybyś wiedział, że znam twoją tajemnicę, pewnie byś umarł. Padłbyś trupem na miejscu. A przecież, gdybym tylko mogła ci o tym powiedzieć, mogłabym dodać coś jeszcze. Mogłabym dodać: „Tato, czy nie rozumiesz, że to jest właśnie twój dar? Myślisz, że nie masz żadnego talentu, ale to nieprawda. To dar sprawiania, że ludzie czują się kochani. Przychodzą do twojego zajazdu i jest im jak w domu. Kiedy ją zobaczyłeś, tę kobietę w Dekane, ona była spragniona. Chciała tego uczucia, które budzisz w ludziach. Tak bardzo cię potrzebowała. A to trudne, tato, strasznie trudne, nie kochać kogoś, kto ciebie kocha tak bardzo, kto lgnie do ciebie jak chmury do księżyca. I wie, że odejdziesz, że nie zostaniesz, ale pragnie. Szukałam tej kobiety, tato. Szukałam jej płomienia serca. I znalazłam. Wiem, gdzie jest. Nie jest już młoda, nie taka, jaką pamiętasz. Ale wciąż piękna, tak samo jak w twoich wspomnieniach, tato. I jest dobrą kobietą, a ty nie wyrządziłeś jej krzywdy. Wspomina cię ciepło, tato. Wie, że Bóg wybaczył jej i tobie, wam obojgu. Tylko ty, tato, nie możesz sobie wybaczyć.” To smutne, myślała Peggy, jadąc wozem do domu. Tato robi coś, co w oczach każdej innej córki uczyniłoby go bohaterem. Wielkim człowiekiem. Ale że jestem żagwią, znam prawdę. On nie wychodzi nocą, jak Hektor przed bramy Troi, nie naraża się na śmierć, by ratować życie innych. On czołga się jak zbity pies, bo w głębi duszy jest zbitym psem. Biegnie nad rzekę, żeby ukryć się przed grzechem, który Pan wybaczyłby mu już dawno, gdyby tylko tato uznał, że wybaczenie w ogóle jest możliwe.

Ale po chwili Peggy przestała myśleć, że to smutne dla jej taty. To przecież smutne dla każdego, prawda? A smutni ludzie przeważnie pozostają smutni, trzymają się tej boleści jak ostatniego garnka wody w czasie suszy. Jak Peggy, która wciąż czeka tu na Alvina, chociaż wie, że Alvin nie przyniesie jej radości.

Ale ta dziewczyna leżąca na derce jest całkiem inna. Miało ją spotkać wielkie nieszczęście, miała stracić swojego chłopca-dziecko, ale nie siedziała i nie czekała, aż to się stanie, żeby potem rozpaczać. Powiedziała: „Nie”. Po prostu nie i tyle. Nie pozwolę wam sprzedać mojego chłopca na południe, nawet do dobrej, bogatej rodziny. Niewolnik bogacza jest przecież dalej niewolnikiem. A na południe oznacza, że znajdzie się dalej od miejsca, dokąd może uciec i przebić się na północ. Peggy wyczuwała te decyzje, kiedy dziewczyna przewracała się i jęczała w tyle wozu.

To jeszcze nie wszystko. Ta dziewczyna była bohaterką bardziej niż tato i Po Doggly. Ponieważ znała tylko jeden sposób ucieczki: magię tak silną, że Peggy nigdy o czymś podobnym nie słyszała. Nie śniło jej się nawet, że Czarni znają takie czary. Ale to nie kłamstwo ani nie sen. Dziewczyna leciała. Zrobiła woskową lalkę, ubrała ją w pióra i spaliła. Spaliła bez śladu. To pozwoliło jej frunąć aż tutaj, bardzo daleko — dopóki nie wzeszło słońce. Tak daleko, że Peggy ją dostrzegła i przewieźli ją przez Hio. Ale jakąż cenę miała zapłacić zbiegła niewolnica…