Выбрать главу

A potem wściekłość, straszliwy bluźnierczy gniew, krzyk w głębi duszy: O mój Nadzorco! Dlaczego na to pozwoliłeś? Jeśli naprawdę jesteś Panem, jednym słowem mogłeś go powstrzymać!

A potem przerażenie: jak można wątpić w moc Nadzorcy? Nie, wybacz mi, szczerze jestem Twym niewolnikiem, Panie! Wybacz mi, utraciłem wszystko, wybacz!

Nieszczęsny Cavil… Wkrótce miał się dowiedzieć, co to znaczy: utracić wszystko.

Wrócił do siebie, skierował konia w długą aleję. Słońce przygrzewało mocno, więc trzymał się w cieniu dębów, po południowej stronie drogi. Może gdyby jechał środkiem, wcześniej by go dostrzeżono. Może wtedy nie usłyszałby krzyku kobiety wewnątrz domu — akurat w chwili, kiedy wynurzył się spod drzew.

— Dolores! — zawołał. — Czy coś się stało?

Żadnej odpowiedzi.

Przeraził się. Oczyma duszy widział już rabusiów czy złodziei, którzy pod jego nieobecność włamali się do domu. Może zabili już Lashmana, a teraz mordują jego żonę… Spiął konia i pognał na tyły budynku.

Zdążył jeszcze zobaczyć wielkiego Czarnego, który pędził od drzwi kuchennych w stronę kwater niewolników. Nie dostrzegł jego twarzy z powodu spodni, których Czarny nie miał na sobie, jak zresztą żadnej innej odzieży. Trzymał te spodnie jak proporzec i biegnąc do baraków, wymachiwał nimi przed twarzą.

Czarny bez spodni, wybiegający z domu, w którym przed chwilą krzyczała kobieta… Przez moment Cavil nie mógł się zdecydować, czy ścigać go, dogonić i zabić gołymi rękami, czy pędzić do Dolores. Czy nic jej nie grozi? Czy wrócił na czas? Czy nie została zhańbiona?

Cavil wbiegł na schody i z rozmachem otworzył drzwi pokoju żony. Dolores leżała w łóżku, z kołdrą podciągniętą pod samą brodę. Patrzyła na niego szeroko otwartymi, przestraszonymi oczami.

— Co się tu działo? — krzyknął Cavil. — Nic ci się nie stało?

— Oczywiście, że nie — odpowiedziała ostro. — Co robisz w domu?

Czy tak się zachowuje kobieta, która przed chwilą krzyczała ze strachu?

— Usłyszałem, że wołasz o pomoc. Nie słyszałaś, że odpowiedziałem?

— Słyszę tutaj wszystko — rzekła Dolores. — Nie mam nic innego do roboty, jak tylko leżeć i słuchać. Słyszę wszystko, co się mówi w tym domu, i wszystko, co się robi. Tak, słyszałam cię. Istotnie.

Cavil zdumiał się: Dolores była zagniewana. Nigdy dotąd to się nie zdarzyło. Ostatnio prawie jej nie słyszał. Zawsze spała, kiedy jadł śniadanie, a ich wspólne kolacje mijały w milczeniu. A teraz gniew… Dlaczego? Dlaczego właśnie dzisiaj?

— Widziałem jakiegoś Czarnego, który uciekał z domu. Myślałem, że może…

— Może co?

Te słowa zabrzmiały jak drwina, jak wyzwanie.

— Może cię skrzywdził.

— Nie. Skrzywdził… nie.

Pewna myśl pojawiła się w głowie Cavila, myśl tak straszna, że aż nie chciał uwierzyć, że ją pomyślał.

— Więc co tu robił?

— Spełniał to samo święte dzieło, którym i ty się zajmujesz, Cavilu.

Na to Cavil nie umiał znaleźć odpowiedzi. Wiedziała. Wiedziała wszystko.

— Zeszłego lata, kiedy odwiedził cię wielebny Thrower, twój przyjaciel, leżałam tutaj w łóżku, a wy rozmawialiście.

— Spałaś. Drzwi były…

— Słyszałam wszystko. Każde słowo, każdy szept. Słyszałam, że wychodzicie. Słyszałam waszą rozmowę przy śniadaniu. Czy wiesz, że chciałam cię zabić? Przez tyle lat wierzyłam, że jesteś kochającym mężem, człowiekiem anielskiej dobroci, a przez cały ten czas zaspokajałeś swoje żądze u czarnych kobiet. A potem własne dzieci sprzedawałeś jako niewolników. Jesteś potworem, pomyślałam wtedy. Tak okropnym, że każda kolejna minuta twego życia jest bluźnierstwem. Ale moje dłonie nie potrafią utrzymać noża ani pociągnąć spustu strzelby. Dlatego leżałam tylko i myślałam. I wiesz, co wymyśliłam?

Cavil milczał. Opowiadała to w taki sposób, że on sam wydawał się sobie bardzo złym człowiekiem.

— To było inaczej, niż myślisz. To zbożne dzieło.

— To cudzołóstwo!

— Miałem wizję!

— Tak, twoja wizja… Doskonale, panie Cavilu Planterze. Miałeś wizję, że robienie półbiałych dzieci jest dobrym uczynkiem. Otóż mam dla ciebie niespodziankę: ze mną też można płodzić półbiałe dzieci!

Wszystko powoli nabierało sensu.

— Zgwałcił cię!

— Nie zgwałcił, Cavilu. Zaprosiłam go tutaj. Powiedziałam, co ma zrobić. Kazałam mu się nazwać jego lisiczką i wcześniej odmówić ze mną modlitwę, żeby to było równie święte, jak twoje dokonania. Modliliśmy się do tego przeklętego Nadzorcy, ale z jakichś powodów nigdy się nie zjawił.

— To niemożliwe!

— To się powtarzało za każdym razem, kiedy wyjeżdżałeś z plantacji. Zimą i wiosną.

— Nie wierzę ci, kłamiesz, żeby mnie zranić. Nie możesz tego robić… doktor tak powiedział… to zbyt bolesne.

— Cavilu, zanim odkryłam, co czynisz tym czarnym kobietom, myślałam, że wiem, co znaczy ból. Ale ten ból był niczym. Słyszysz? Codziennie mogę tak cierpieć i jeszcze ten dzień uważać za święto. Jestem w ciąży, Cavilu.

— On cię zgwałcił. Tak wszystkim powiemy, a jego powiesimy dla przykładu i…

— Jego powiesić? Na plantacji jest tylko jeden gwałciciel i nawet przez moment nie myśl, że o tym nie opowiem. Jeśli ojca mojego dziecka tkniesz choćby palcem, wszyscy w okręgu dowiedzą się o twoich wyczynach. W niedzielę wstanę z łóżka i opowiem o nich w kościele.

— Wszystko to robiłem, służąc…

— Sądzisz, że w to uwierzą? Nie bardziej niż ja. Słowo określające twoje czyny to nie pobożność. To chuć. Cudzołóstwo. Żądza. A kiedy wieść się rozejdzie, kiedy moje dziecko urodzi się czarne, wszyscy zwrócą się przeciwko tobie. Przepędzą cię.

Cavil wiedział, że Dolores ma rację. Nikt mu nie uwierzy. Był zrujnowany. Chociaż… pozostało mu jeszcze jedno proste rozwiązanie.

Wyszedł z sypialni. Dolores leżała w łóżku i naśmiewała się z niego. Drwiła. W swoim pokoju zdjął ze ściany strzelbę, nasypał prochu, ubił, dodał podwójny ładunek śrutu i wszystko dopełnił pakułami.

Kiedy wrócił, już się nie śmiała. Płakała z twarzą zwróconą do ściany. Za późno na łzy, pomyślał Cavil.

Nie spojrzała na niego, kiedy podchodził, kiedy zrywał z niej kołdrę. Dolores pod nią była naga jak oskubany kurczak.

— Przykryj mnie — jęknęła. — Uciekł tak szybko, że nie zdążył mnie ubrać. Zimno! Przykryj mnie, Cavilu…

Wtedy zobaczyła strzelbę.

Zamachała powykręcanymi rękami. Skuliła się. Krzyknęła z bólu, jaki sprawiły jej zbyt szybkie ruchy. I wtedy pociągnął za spust. Ciało opadło na łóżko i ostatnie tchnienie uleciało z miejsca, gdzie była głowa.

Cavil wrócił do siebie i przeładował strzelbę.

Tłusty Lis, całkowicie ubrany, polerował bryczkę. Był kłamcą i myślał, że zdoła oszukać Cavila Plantera. Ale Cavil nie miał ochoty nawet go słuchać.

— Twoja lisica czeka na ciebie na górze — powiedział.

Tłusty Lis wypierał się wszystkiego przez całą drogę, dopóki nie wszedł do sypialni i nie zobaczył w łóżku Dolores. Wtedy zmienił ton.

— Kazała mi! Co mogłem zrobić, panie? To całkiem jak ty i kobiety, panie! Jaki wybór ma czarny niewolnik? Musiałem posłuchać. Jak te kobiety ciebie!

Cavil potrafił rozpoznać diabelskie podszepty, więc nie zwracał na nie uwagi.

— Zdejmij ubranie i zrób to jeszcze raz — rozkazał.

Tłusty Lis jęczał, Tłusty Lis wył, ale kiedy Cavil dźgnął go lufą w żebra, wykonał polecenie. Zamknął oczy, żeby nie widzieć, co zrobiła z Dolores strzelba Cavila, i zrobił, co mu kazano. Wtedy Cavil wypalił po raz drugi.