Выбрать главу

Następny namiestnik będzie znał swoje miejsce — obiecała sobie. To będzie musiał być ser Kevan. Jej stryj był niestrudzony, roztropny i niezachwianie posłuszny. Będzie mogła na nim polegać, tak jak jej ojciec. Ręka nie sprzecza się z głową. Musiała władać królestwem, ale będzie potrzebowała nowych ludzi, którzy pomogą jej w tym zadaniu. Pycelle był zniedołężniałym lizusem, Jaime utracił całą odwagę wraz z prawą dłonią, a Mace’owi Tyrellowi i jego sługusom Redwyne’owi oraz Rowanowi nie można było ufać. Całkiem możliwe, że mieli w tym udział.

Lord Tyrell z pewnością zdawał sobie sprawę, że nie będzie władał Siedmioma Królestwami, dopóki żył Tywin Lannister.

Będę musiała postępować z nim bardzo ostrożnie — upomniała siebie w duchu. W mieście roiło się od jego ludzi. Udało mu się nawet umieścić jednego ze swych synów w Gwardii Królewskiej, a córkę planował ulokować w łożu Tommena. Nadal doprowadzała ją do furii myśl, że ojciec zgodził się zaręczyć jej syna z Margaery Tyrell. Jest dwa razy starsza od niego i już dwukrotnie owdowiała. Mace Tyrell twierdził, że jego córka nadal jest dziewicą, ale Cersei raczej w to wątpiła. Jofrreya zamordowano, nim zdążył odbyć pokładziny, ale najpierw była żoną Renly’ego... Mężczyzna może woleć smak hipokrasu, lecz jeśli postawi się przed nim kufel ale, osuszy go bez oporów. Będzie musiała poprosić lorda Varysa, żeby dowiedział się czegoś na ten temat.

Stanęła jak wryta. Zapomniała o Varysie. Powinien tu być. Zawsze jest na miejscu. Gdy tylko w Czerwonej Twierdzy wydarzyło się coś ważnego, eunuch zjawiał się, jakby znikąd. Jest tu Jaime i stryj Kevan, Pycelle przyszedł i poszedł... ale Varysa nie ma. Poczuła, że jej kręgosłupa dotknął zimny palec. On był w to zamieszany. Na pewno obawiał się, że ojciec zamierza go ściąć, więc uderzył pierwszy. Lord Tywin nigdy nie darzył miłością mizdrzącego się starszego nad szeptaczami. A jeśli ktokolwiek znał tajemnice Czerwonej Twierdzy, to z pewnością właśnie starszy nad szeptaczami. Na pewno dogadał się z lordem Stannisem. W końcu zasiadali razem w radzie Roberta.

Cersei podeszła do ser Meryna Tranta, który stał na straży przed wejściem do sypialni.

— Trant, przyprowadź tu lorda Varysa. Jeśli będzie się wyrywał i piszczał, przywlecz go siłą, ale nie zrób mu krzywdy.

— Wedle rozkazu, Wasza Miłość.

Gdy tylko jeden z królewskich gwardzistów się oddalił, wrócił drugi. Ser Boros Blount wbiegł na schody i sapał teraz ciężko, a twarz miał czerwoną.

— Zniknął — wydyszał, ujrzawszy królową. Opadł na jedno kolano. — Krasnal... cela jest otwarta, Wasza Miłość... nigdzie go nie ma...

To był proroczy sen.

— Wydałam wyraźne rozkazy — rzekła. — Miał być strzeżony dniem i nocą...

Pierś Blounta falowała ciężko.

— Jeden z kluczników również uciekł. Nazywał się Rugen. Dwaj pozostali zasnęli.

Tylko najwyższym wysiłkiem powstrzymała się od krzyku.

— Mam nadzieję, że ich nie obudziliście, ser Borosie. Niech sobie śpią.

— Śpią? — Spojrzał na nią. Na jego twarzy o obwisłych policzkach malowało się zmieszanie. — Tak jest, Wasza Miłość. A jak długo mają...

— Na wieki. Dopilnuj, żeby już nigdy się nie obudzili, ser. Nie będę tolerowała strażników, którzy zasypiają na służbie.

On się ukrywa w tunelach. Zabił ojca, tak samo jak matkę i Joffa. Królowa wiedziała, że karzeł przyjdzie również po nią, tak jak zapowiedziała starucha w swym mrocznym namiocie.

Roześmiałam się jej w twarz, ale ona miała moc. Ujrzała w kropli krwi moją przyszłość. Moją zgubę. Poczuła, że kolana się pod nią uginają. Ser Boros spróbował złapać ją za ramię, ale królowa wzdrygnęła się przed jego dotykiem. On również mógł służyć Tyrionowi.

— Zostaw mnie — warknęła. — Idź już!

Powlokła się chwiejnym krokiem w stronę krzesła.

— Wasza Miłość? — odezwał się Blount. — Podać ci szklankę wody?

To krwi potrzebuję, nie wody. Krwi Tyriona, krwi valonqara. Pochodnie zawirowały wokół niej. Cersei zamknęła oczy i ujrzała uśmiechającego się do niej karła. Nie — pomyślała.

Nie, już prawie udało mi się ciebie pozbyć. Ale jego palce zamknęły się wokół jej szyi i poczuła, że zaczynają się zaciskać.

BRIENNE

Szukam trzynastoletniej dziewicy — oświadczyła siwowłosej kumoszce u wiejskiej studni. — Jest szlachetnie urodzona i bardzo piękna. Ma niebieskie oczy i kasztanowate włosy.

Podróżuje w towarzystwie zażywnego rycerza około czterdziestki albo może błazna. Widziałaś ją?

— Nie przypominam sobie, ser — odparła kobieta, pocierając czoło kostkami dłoni. —

Ale będę miała oczy otwarte.

Kowal również jej nie widział, podobnie jak septon z wioskowego septu, świniopas ze swymi świniami, dziewczyna wyrywająca cebule w ogrodzie ani nikt z prostych ludzi, których Dziewica z Tarthu znalazła pośród lepianek Rosby. Nie dawała jednak za wygraną. To jest najprostsza droga do Duskendale — powtarzała sobie. Jeśli Sansa tędy przejeżdżała, ktoś musiał

ją zauważyć. Pod bramami zamku zadała to samo pytanie dwóm włócznikom noszącym na tarczach trzy czerwone szewrony na gronostaju — herb rodu Rosbych.

— Jeśli w dzisiejszych czasach wędruje traktem, nie pozostanie dziewicą zbyt długo — stwierdził starszy ze zbrojnych.

Młodszy pragnął się zaś dowiedzieć, czy dziewczyna ma kasztanowate włosy również między nogami.

Tutaj nie znajdę pomocy. Dosiadając klaczy, Brienne zauważyła na skraju wioski chudego chłopaka dosiadającego tarantowatego konia. Nie rozmawiałam z nim — pomyślała, ale chłopak zniknął za septem, nim zdążyła do niego dotrzeć. Nie zadała sobie trudu, żeby go ścigać.

Zapewne nie wiedział więcej od pozostałych. Rosby było niewiele więcej niż miejscem, gdzie trakt stawał się szerszy. Sansa nie miała powodu, by się tu zatrzymywać. Brienne wróciła na szlak i skierowała się na północny wschód, mijając jabłkowe sady i pola jęczmienia. Wkrótce wioska i zamek zostały daleko z tyłu. Powtarzała sobie, że to w Duskendale znajdzie Sansę. Jeśli w ogóle tędy przejeżdżała.

— Znajdę tę dziewczynę i będę jej bronić. Ze względu na jej panią matkę. I na ciebie — oświadczyła Jaimemu w Królewskiej Przystani. To były szlachetne słowa, ale te przychodziły łatwo. Czyny były trudniejsze. Zbyt wiele czasu zmitrężyła w mieście i dowiedziała się tam za mało. Trzeba było ruszyć w drogę wcześniej... ale dokąd? Sansa Stark zniknęła w noc śmierci króla Joffreya i jeśli ktokolwiek od tej pory ją widział albo domyślał się, dokąd mogła się udać, milczał jak zaklęty. Przynajmniej w rozmowie ze mną.

Brienne była przekonana, że dziewczyna opuściła miasto. Gdyby nadal przebywała w Królewskiej Przystani, złote płaszcze z pewnością by ją wytropiły. Musiała gdzieś się ukrywać... ale „gdzieś” to szerokie pojęcie. Co bym zrobiła, gdybym była niedawno zakwitła dziewicą, samotną i przerażoną, uciekającą przed straszliwym niebezpieczeństwem? — zadała sobie pytanie. — Gdzie bym szukała schronienia? Dla niej odpowiedź na to pytanie była łatwa.