Выбрать главу

— Sola. Przybyłam tu z Solanek nad Tridentem.

Choć nie widziała jego twarzy, w jakiś sposób wyczuła, że się uśmiechnął.

— Nie — rzekł kapłan. — Powiedz mi, jak się nazywasz.

— Gołąbek — odpowiedziała tym razem.

— Jak się naprawdę nazywasz, dziecko.

— Matka mówiła na mnie Nan, ale przezwali mnie Łasicą...

— Jak się nazywasz? Przełknęła ślinę.

— Arry. Jestem Arry.

— To już bliżej. A naprawdę?

Strach tnie głębiej niż miecze — powiedziała sobie.

— Arya — za pierwszym razem wymówiła swe imię szeptem. Za drugim rzuciła mu je prosto w twarz. — Jestem Arya z rodu Starków.

— To prawda — zgodził się. — Ale w Domu Czerni i Bieli nie ma miejsca dla Aryi z rodu Starków.

— Proszę — powiedziała. — Nie mam dokąd pójść.

— Boisz się śmierci?

— Nie. Przygryzła wargę.

— Przekonamy się.

Kapłan opuścił kaptur. Pod spodem nie miał twarzy, a tylko pożółkłą czaszkę. Do policzków przylegało jeszcze kilka pasemek skóry, a z pustego oczodołu wyłaził biały robak.

— Pocałuj mnie, dziecko — wychrypiał kapłan głosem suchym jak grzechot samej śmierci.

Wydaje mu się, że mnie przestraszy? Arya pocałowała go w miejsce, gdzie powinien być nos i przy okazji wyciągnęła mu z oka cmentarnego robaka, żeby go zjeść. Robak jednak rozpuścił się w jej dłoni niczym cień.

Żółta czaszka również się już rozpuszczała. Do Aryi uśmiechał się najmilszy staruszek, jakiego w życiu widziała.

— Nikt jeszcze nie próbował zjeść mojego robaka — powie dział jej. — Na pewno jesteś głodna, dziecko.

To prawda — pomyślała. — Ale to nie jedzenia pragnę.

CERSEI

Padał zimny deszcz, nadający murom i wałom Czerwonej Twierdzy ciemną barwę krwi.

Królowa wzięła króla za rączkę i poprowadziła go stanowczo ku lektyce, która czekała już na nich z eskortą strażników.

— Wujek Jaime powiedział, że będę mógł pojechać konno i rzucać pieniądze prostaczkom — sprzeciwił się chłopiec.

— Chcesz się przeziębić? — Nie mogła podejmować takiego ryzyka. Tommen nigdy nie był taki zdrowy jak Joffrey. — Dziadek chciałby, żebyś podczas czuwania przy jego zwłokach wyglądał jak przystało królowi. Nie możemy przyjść do Wielkiego Septu cali mokrzy.

Wystarczy mi, że znowu muszę nosić żałobę — pomyślała. W czerni nigdy nie było jej do twarzy. Ze swoją jasną cerą wyglądała w czarnych strojach prawie jak trup. Cersei wstała godzinę przed świtem, żeby się wykąpać i uczesać włosy, nie zamierzała teraz pozwolić, by deszcz zmarnował jej wysiłki.

Gdy tylko Tommen znalazł się w lektyce, usiadł na poduszkach i zaczął wyglądać na deszcz.

— Bogowie płaczą po dziadku. Lady Jocelyn mówi, że krople deszczu to ich łzy.

— Jocelyn Swyft jest głupia. Gdyby bogowie mogli płakać, płakaliby po twoim bracie.

Deszcz to deszcz. Zasuń kotarę, żeby nie padał do środka. To futro jest z soboli. Chcesz, żeby przemokło?

Tommen wykonał polecenie. Niepokoiła ją jego potulność. Król musiał być silny.

Joffrey sprzeczałby się ze mną. Zawsze trudno go było zastraszyć.

— Nie garb się tak — powiedziała Tommenowi. — Siedź jak król. Trzymaj plecy prosto i popraw koronę. Chcesz, żeby ci zleciała z głowy na oczach wszystkich lordów?

— Nie, mamo.

Chłopiec wyprostował się i uniósł rękę, żeby poprawić koronę. To była ta sama, którą nosił Joff, i była dla niego za duża. Zawsze miał skłonności do tycia, ale teraz jego twarz wydawała się chudsza. Czy dobrze się odżywia? Musi zapytać o to zarządcę. Nie mogła ryzykować, że Tommen zachoruje, ponieważ Myrcella była w rękach Dornijczyków. Z czasem dorośnie do korony Joffreya. Dopóki to się nie stanie, mogą potrzebować mniejszej, która nie będzie groziła pochłonięciem jego głowy. Trzeba pomówić o tym ze złotnikami.

Lektyka posuwała się powoli w dół, zjeżdżając z Wielkiego Wzgórza Aegona. Przed nią jechało dwóch gwardzistów królewskich — biali rycerze na białych koniach i z mokrymi, białymi płaszczami na ramionach. W tyle szło pięćdziesięciu lannisterskich gwardzistów obleczonych w złoto i czerwień.

Tommen wyglądał przez szparę między zasłonami na puste ulice.

— Myślałem, że będzie więcej ludzi. Kiedy umarł ojciec, wszyscy wyszli na ulice i patrzyli, jak przejeżdżamy.

— Boją się deszczu.

W Królewskiej Przystani nigdy nie kochano lorda Tywina. Ale też on nigdy nie pragnął

miłości. Słyszała kiedyś, jak mówił Jaimemu: „Miłości nie można zjeść, kupić za nią konia ani ogrzać nią swych komnat w zimną noc”. Jej brat miał wówczas nie więcej lat niż Tommen teraz.

W Wielkim Sepcie Baelora, wspaniałej marmurowej budowli wznoszącej się na szczycie wzgórza Visenyi, maleńka garstka żałobników ustępowała liczbą złotym płaszczom, które ser Addam Marbrand ustawił na placu. Później przyjdzie ich więcej — powiedziała sobie królowa, gdy ser Meryn Trant pomagał jej wysiąść z lektyki. Na ranne nabożeństwo wpuszczano tylko szlachetnie urodzonych i ich świty. Po południu odbędzie się drugie, dla gminu, a wieczorne modlitwy będą otwarte dla wszystkich. Cersei musi na nie wrócić, żeby prostaczkowie ujrzeli jej żałobę. Tłum pragnie zobaczyć przedstawienie. To było irytujące. Zajmowała się sprawami państwowymi, wygrywała wojnę, władała królestwem. Jej ojciec z pewnością by to zrozumiał.

Wielki Septon czekał na nich u szczytu schodów. Zgarbiony staruszek z siwą, kosmatą brodą garbił się tak mocno pod ciężarem zdobnych, haftowanych szat, że jego oczy znajdowały się na wysokości piersi królowej... ale korona, ażurowa ozdoba z ciętego kryształu i złotych nici dodawała do jego wzrostu dobre półtorej stopy.

Lord Tywin podarował mu tę koronę, by zastąpić tamtą, która zaginęła, gdy tłum zabił poprzedniego Wielkiego Septona. Wywlekli spasionego durnia z lektyki i rozerwali na strzępy tego samego dnia, gdy Myrcella odpłynęła do Dorne. Był wielkim żarłokiem i łatwo nim było kierować. Ale ten... Cersei przypomniała sobie nagle, że ten Wielki Septon zawdzięczał pozycję Tyrionowi. To była niepokojąca myśl.

Pokryta starczymi plamami dłoń duchownego wyglądała jak kurza łapka stercząca z rękawa ozdobionego złotą ślimacznicą oraz drobnymi kryształami. Cersei uklękła na mokrym marmurze i pocałowała jego palce, a potem kazała Tommenowi zrobić to samo. Co on o mnie wie? Ile powiedział mu karzeł? Wielki Septon uśmiechnął się do królowej, odprowadzając ją do septu... ale czy był to groźny uśmiech, pełen niewypowiedzianej wiedzy, czy tylko pozbawiony znaczenia tik rozciągający pomarszczone usta starca? Królowa nie mogła być tego pewna.

Przeszli przez Komnatę Lamp, oświetloną kulami z różnobarwnego szkła. Cały czas trzymała Tommena za rączkę. Po obu ich bokach szli Trant i Kettleblack. Z ich mokrych płaszczy ściekała woda, tworząca kałuże na posadzce. Wielki Septon szedł powoli, wspierając się na lasce z czardrewna, zakończonej kryształową kulą. Towarzyszyło mu siedmiu spośród Najpobożniejszych, odzianych w szaty ze srebrnogłowia. Tommen pod sobolowym futrem miał złotogłów, a królowa włożyła starą suknię z czarnego aksamitu, obszytą gronostajami. Nie było czasu na uszycie nowej, a nie mogła wdziać tej samej, którą nosiła dla Joffreya, ani tej, w której pochowała Roberta.

Przynajmniej nie będę musiała nosić żałoby po Tyrionie. Na tę okazję włożę karmazynowy jedwab i złotogłów, a we włosy wepnę rubiny — pomyślała. Obwieściła, że człowiek, który przyniesie jej głowę karła, otrzyma w nagrodę tytuł lordowski, bez względu na to, jak podłe będzie jego urodzenie i jak niska pozycja. Kruki zaniosły jej obietnicę do najdalszych części Siedmiu Królestw. Wkrótce wiadomość przekroczy wąskie morze i dotrze do Dziewięciu Wolnych Miast oraz do dalej położonych krain. Krasnal nie umknie przede mną, choćby czmychnął na sam kraniec ziemi.