Выбрать главу

— Grozisz mi?

— Doradzam ci.

— Powinnam cię zamknąć w ciemnicy.

— Nie. Powinnaś oddać mi tytuł regenta. Ale ponieważ nie chcesz tego zrobić, mianuj mnie kasztelanem Casterly Rock, a królewskim namiestnikiem zrób Mathisa Rowana albo Randylla Tarly’ego.

Obaj są chorążymi Tyrellów. Cersei zaniemówiła na tę sugestię. Czy go przekupili? — zadała sobie pytanie. — Czy przyjął złoto od Tyrellów w zamian za zdradę rodu Lannisterów?

— Mathis Rowan jest rozsądny, ostrożny i lubiany — ciągnął ser Kevan, nie zważając na jej minę. — A Randyll Tarly to najlepszy żołnierz w królestwie. W czasach pokoju byłby kiepskim namiestnikiem, ale po śmierci Tywina nikt nie zakończy tej wojny skuteczniej od niego. Lord Tyrell nie będzie mógł się obrazić, jeśli wybierzesz na namiestnika jednego z jego chorążych. Tarly i Rowan to zdolni ludzie... i lojalni. Jeśli mianujesz któregoś z nich, będzie należał do ciebie. Wzmocnisz siebie i osłabisz Wysogród, a mimo to Mace zapewne ci za to podziękuje. — Wzruszył ramionami. — Tak brzmi moja rada, możesz z niej skorzystać lub nie.

Równie dobrze możesz mianować swoim namiestnikiem Księżycowego Chłopca. Nic mnie to nie obchodzi. Mój brat nie żyje, kobieto. Muszę go zabrać do domu.

Zdrajca — pomyślała. — Sprzedawczyk. Zastanawiała się, ile zapłacił mu Mace Tyrell.

— Opuszczasz swojego króla w chwili, gdy najbardziej cię potrzebuje — powiedziała mu. — Opuszczasz Tommena.

— Tommen ma matkę. — Zielone oczy ser Kevana spojrzały bez mrugnięcia wprost na nią. Pod jego podbródkiem ostatnia kropelka wina zadrżała i spadła. — Zaiste — dodał cicho po chwili — i ojca też, jak sądzę.

JAIME

Ser Jaime Lannister, od stóp do głów obleczony w biel, pełnił straż przy marach swego ojca, zaciskając pięć palców dłoni na rękojeści złotego miecza.

O zmierzchu wnętrze Wielkiego Septu Baelora wypełnił niesamowity półmrok. Ostatnie promienie słońca wpadały ukośnymi snopami przez wysoko umieszczone okna, oświetlając wysokie posągi Siedmiu posępnym, czerwonym blaskiem. Wokół ołtarzy paliły się wonne świece, a w transeptach gromadziły się głębokie cienie pełznące powoli po marmurowej posadzce. Echa wieczornego nabożeństwa ucichły, gdy ostatni żałobnicy opuszczali sept.

Balon Swann i Loras Tyrell zostali na miejscu, gdy wszyscy poza nimi już poszli.

— Nikt nie może bez przerwy stać na straży przez siedem dni i siedem nocy — stwierdził ser Balon. — Kiedy ostatnio spałeś, lordzie dowódco?

— Gdy mój pan ojciec jeszcze żył — odparł Jaime.

— Pozwól, bym cię dziś zastąpił — poprosił ser Loras.

— Nie był twoim ojcem. — Nie zabiłeś go. Ja go zabiłem. Tyrion mógł wypuścić bełt, który pozbawił go życia, ale to ja wypuściłem Tyriona — pomyślał. — Zostawcie mnie.

— Wedle rozkazu, lordzie dowódco — zgodził się Swann. Wydawało się, że ser Loras ma ochotę spierać się dalej, ale ser Balon wziął go za ramię i odciągnął. Jaime słuchał ech oddalających się kroków. Potem znowu został sam ze swym panem ojcem pośród świec, kryształów i słodkiego, mdłego zapachu śmierci. Plecy bolały go od ciężaru zbroi, a nogi miał niemal całkowicie odrętwiałe. Przesunął się lekko, zaciskając palce na rękojeści. Nie potrafił już władać mieczem, ale nadal mógł go trzymać. Czuł pulsujący ból w brakującej ręce. To było niemal zabawne. Miał więcej czucia w odciętej ręce niż w całym ciele, które mu zostało.

Moja ręka jest spragniona miecza. Muszę kogoś zabić. Na początek Varysa, ale najpierw trzeba będzie znaleźć kamień, pod którym się ukrył.

— Kazałem eunuchowi zaprowadzić go na statek, nie do twojej sypialni — tłumaczył trupowi. — Twoja krew splamiła jego ręce w równym stopniu jak... jak ręce Tyriona.

Chciał powiedzieć „w równym stopniu jak moje”, ale słowa uwięzły mu w gardle.

Cokolwiek uczynił Varys, ja go do tego zmusiłem — dodał w duchu.

Czekał owej nocy w komnatach eunucha, gdy w końcu zdecydował, że nie pozwoli, by jego mały brat zginął. Podczas oczekiwania ostrzył jedną ręką sztylet. Zgrzyt stali o kamień dziwnie dodawał mu otuchy. Gdy usłyszał kroki, stanął obok drzwi. Varys wszedł do środka, otoczony zapachem pudru i lawendy. Jaime podążył za nim, kopnął go w kolano od tyłu, obalił, klęknął na jego klatce piersiowej i wsunął sztylet pod miękki, biały podbródek, zmuszając eunucha do uniesienia głowy.

— No proszę, lord Varys — odezwał się miłym tonem. — Kto by się spodziewał, że cię tu spotkam?

— Ser Jaime? — wydyszał eunuch. — Przestraszyłeś mnie.

— Miałem taki zamiar. — Obrócił sztylet i po klindze spłynął strumyczek krwi. —

Pomyślałem sobie, że mógłbyś mi pomóc w uwolnieniu brata z celi, zanim ser Ilyn zetnie mu głowę. Przyznaję, że jest brzydka, ale Tyrion ma tylko jedną.

— Tak... hmm... gdybyś zechciał... zabrać ten sztylet... tak, delikatnie, jeśli łaska, delikatnie, och, skaleczyłeś mnie... — Eunuch dotknął szyi i gapił się na krew na swych palcach.

— Zawsze brzydziłem się widoku własnej krwi.

— Zaraz będziesz mógł się nią pobrzydzić do syta, chyba że mi pomożesz.

Varys usiadł z wysiłkiem.

— Twój brat... gdyby Krasnal zniknął w niewytłumaczalny sposób z celi, zaczęto by zadawać p... pytania. Obawiałbym się o swe ż... życie.

— Twoje życie jest w moich rękach. Nic mnie nie obchodzi, ile tajemnic znasz. Jeśli Tyrion zginie, zapewniam, że nie przeżyjesz go długo.

— Ach. — Eunuch oblizał krew z palców. — Prosisz mnie o straszną rzecz... wypuścić Krasnala, który zabił naszego pięknego króla... a może wierzysz w jego niewinność?

— Czy jest winien czy nie — odparł Jaime, dowodząc, jakim jest głupcem — Lannister zawsze płaci swe długi.

Te słowa przyszły mu z wielką łatwością.

Od tego czasu nie zasnął nawet na chwilę. I teraz widział twarz brata w blasku pochodni, usta rozciągnięte w uśmiechu pod kikutem nosa.

— Ty nieszczęsny, durny, ślepy, kaleki głupcze — warknął Tyrion przepojonym złośliwością głosem. — Cersei jest kurwą i kłamczucha. Pierdoliła się z Lancelem, Osmundem Kettleblackiem, a całkiem możliwe, że również z Księżycowym Chłopcem. A ja jestem potworem, za którego wszyscy mnie uważają. Tak, zabiłem twojego obmierzłego syna.

Ale nie powiedział, że ma zamiar zabić też ojca. Gdyby to zrobił, powstrzymałbym go.

Wtedy to ja byłbym zabójcą krewnych, nie on.

Jaime zastanawiał się, gdzie się teraz ukrywa Varys. Starszy nad szeptaczami rozsądnie nie wrócił do swych komnat. Przeszukano Czerwoną Twierdzę, ale nie udało się go nigdzie znaleźć. Niewykluczone, że eunuch wsiadł na statek razem z Tyrionem, by uniknąć niewygodnych pytań, na które musiałby odpowiedzieć, gdyby tu został. Jeśli tak się stało, obaj zapewne byli już na morzu i siedzieli w kajucie galery nad dzbanem złotego arborskiego.

Chyba że mój brat zamordował również Varysa i ukrył jego trupa gdzieś w podziemiach pod zamkiem. W takim przypadku mogą minąć lata, nim uda się odnaleźć jego kości. Jaime zszedł do lochów z kilkunastoma strażnikami wyposażonymi w pochodnie, sznury i lampy. Przez długie godziny łazili krętymi korytarzami, czołgali się przez wąskie tunele, przechodzili przez ukryte drzwi, wspinali się na tajne schody i schodzili w dół szybów opadających w nieprzeniknioną ciemność. Rzadko zdarzało mu się odczuwać kalectwo aż tak dotkliwie.