Выбрать главу

Człowiekowi, który ma dwie ręce, wiele rzeczy przychodzi łatwo. Na przykład wspinanie się na drabiny. Nawet czołganie się sprawiało mu trudności. Nieprzypadkowo mówi się o chodzeniu na rękach i kolanach. Nie mógł też trzymać pochodni, wchodząc po drabinie, tak jak inni.

I wszystko to nic nie dało. Znaleźli tylko ciemność, pył i szczury. A także czające się pod ziemią smoki — pomyślał. Pamiętał pomarańczowy blask węgielków w paszczy żelaznego smoka. Piec ogrzewał komorę, do której schodził szyb. Spotykało się tam sześć tuneli. Posadzkę zdobiła podrapana mozaika przedstawiająca trojgłowego smoka rodu Targaryenów, ułożona z czarnych i czerwonych płytek. „Znam cię, Królobójco — zdawał się mówić potwór. — Byłem tu przez cały czas. Czekałem, aż do mnie przyjdziesz”. Jaime odnosił wrażenie, że zna ten głos.

Jego żelazne tony należały ongiś do Rhaegara, księcia Smoczej Skały.

Dzień był wietrzny, gdy Jaime żegnał się z Rhaegarem na dziedzińcu Czerwonej Twierdzy. Książę wdział czarną jak noc zbroję, z trójgłowym smokiem z rubinów na napierśniku.

— Wasza Miłość — błagał go Jaime — niech tym razem to Darry zostanie strzec króla albo może ser Barristan. Ich płaszcze są tak samo białe jak mój.

Książę Rhaegar potrząsnął głową.

— Mój królewski ojciec obawia się twego ojca bardziej niż naszego kuzyna Roberta.

Pragnie mieć cię blisko siebie, żeby lord Tywin nie mógł mu zaszkodzić. Nie śmiem odebrać mu tej podpory w takiej chwili.

Jaimego wypełnił gniew, podchodząc mu do gardła.

— Nie jestem podporą. Jestem rycerzem Gwardii Królewskiej.

— W takim razie strzeż króla — warknął ser Jon Dany. — Kiedy wdziałeś ten płaszcz, poprzysiągłeś posłuszeństwo.

Rhaegar położył dłoń na ramieniu Jaimego.

— Po bitwie zamierzam zwołać radę. Zajdą zmiany. Chciałem to zrobić już dawno, ale... no cóż, nie ma sensu mówić o tym, co by było gdyby. Porozmawiamy, kiedy wrócę.

To były ostatnie słowa, jakie wypowiedział do niego Rhaegar Targaryen. Za bramami zebrała się już armia, a druga maszerowała w stronę Tridentu. Książę Smoczej Skały dosiadł rumaka, włożył wysoki czarny hełm i pojechał na spotkanie zguby.

Miał więcej racji, niż mu się zdawało. Po bitwie faktycznie zaszły zmiany.

— Aerys myślał, że nie stanie się mu nic złego, jeśli będzie mnie trzymał blisko siebie — powiedział Jaime trupowi ojca. Czyż to nie zabawne?

Lord Tywin najwyraźniej się z nim zgadzał, gdyż uśmiechał się szerzej niż przedtem.

Chyba dobrze się czuje jako trup — pomyślał Jaime.

To dziwne, ale nie czuł żalu. Gdzie są moje łzy? Gdzie mój gniew? Jaime Lannister zawsze był skory do gniewu.

— Ojcze — mówił dalej — to ty mi powiedziałeś, że u mężczyzny łzy są oznaką słabości, więc nie możesz się spodziewać że będę po tobie płakał.

Rankiem obok mar przeszło tysiąc lordów i dam, a po południu kilka tysięcy prostaczków. Wszyscy włożyli ciemne ubrania i mieli smutne miny, Jaime jednak podejrzewał, że wielu z nich cieszy się skrycie z upadku wielkiego człowieka. Nawet na zachodzie lorda Tywina raczej szanowano, niż kochano, a w Królewskiej Przystani nadal pamiętano o splądrowaniu miasta.

Maester Pycelle sprawiał wrażenie najbardziej przygnębionego ze wszystkich żałobników.

— Służyłem sześciu królom — powiedział Jaimemu po drugim nabożeństwie, obwąchując trupa z niepewną miną — ale tutaj leży największy człowiek, jakiego znałem. Lord Tywin nie nosił korony, był jednak wszystkim, czym powinien być król.

Bez brody Pycelle wydawał się nie tylko stary, lecz również słabowity. Ogolenie było najokrutniejszą rzeczą, jaką mógł mu uczynić Tyrion — pomyślał Jaime, który wiedział, co to znaczy, gdy człowiek straci najistotniejszą część samego siebie, tę, która czyniła go tym, kim był.

Broda Pycelle’a wyglądała wspaniale, biała jak śnieg i miękka jak jagnięca wełna, porastała policzki i podbródek, opadając niemal do pasa. Wielki maester często ją gładził, perorując.

Nadawała mu aurę mędrca i ukrywała wiele odpychających szczegółów: luźną skórę zwisającą na szyi; małe drżące usta i brakujące zęby; brodawki, zmarszczki i starcze plamy tak liczne, że nie sposób ich było zliczyć. Pycelle próbował zapuścić ją na nowo, lecz z mizernym rezultatem.

Z pomarszczonych policzków i słabego podbródka wyrastały tylko luźne kępki i kosmki, między którymi widać było plamistą, różową skórę.

— Ser Jaime, widziałem w swoim czasie straszliwe rzeczy — powiedział starzec. —

Wojny, bitwy, plugawe morderstwa... gdy byłem chłopcem w Starym Mieście, szara zaraza zabrała połowę jego mieszkańców i trzy czwarte ludzi w Cytadeli. Lord Hightower spalił wszystkie statki w porcie, zamknął bramy i rozkazał swym strażnikom zabijać wszystkich, którzy będą próbowali ucieczki, mężczyzn, kobiety czy małe dzieci. Zamordowano go, kiedy zaraza się skończyła. Tego samego dnia, gdy otworzył bramy, ludzie ściągnęli go z konia i poderżnęli mu gardło. Tak samo potraktowano jego małoletniego syna. Po dziś dzień ciemni ludzie w Starym Mieście spluwają, gdy słyszą jego imię, ale Quenton Hightower uczynił to, co było konieczne.

Twój ojciec również był tego rodzaju człowiekiem. Czynił to, co było konieczne.

— Czy dlatego ma taką zadowoloną minę?

— Ciało... — zaczął Pycelle. Oczy łzawiły mu od waporów bijących od trupa. — Gdy ciało wysycha, mięśnie się napinają i unoszą kąciki ust ku górze. To nie jest uśmiech, tylko... wysychanie, to wszystko. — Usunął łzy mruganiem. — Musisz mi wybaczyć. Jestem bardzo zmęczony.

Pycelle opuścił powolnym krokiem sept, wspierając się ciężko na lasce. On również niedługo umrze — uświadomił sobie Jaime. Nic dziwnego, że Cersei uważała go ze bezużytecznego.

Co prawda, jego słodka siostra uważała połowę ludzi na dworze za bezużytecznych albo za zdrajców. Pycelle’a, Gwardię Królewską, Tyrellów, samego Jaimego... a nawet ser Ilyna Payne’a, niemego rycerza, który pełnił funkcję kata. Był on odpowiedzialny za wymierzanie królewskiej sprawiedliwości i w związku z tym sprawował nadzór nad lochami. Ponieważ nie miał języka, z reguły zdawał się w tej sprawie na podwładnych, ale Cersei i tak winiła go za ucieczkę Tyriona. Mało brakowało, by Jaime jej powiedział: „To była moja wina, nie jego”.

Zamiast tego obiecał jej, że dowie się, czego tylko zdoła, od głównego podklucznika, starego garbusa nazwiskiem Rennifer Longwaters.

— Widzę, że zastanawiasz się, co to za nazwisko? — zapytał z chichotem staruszek, gdy Jaime zaczął go wypytywać. — Jest stare. Nie lubię się przechwalać, ale w moich żyłach płynie królewska krew. Pochodzę od księżniczki. Ojciec opowiedział mi o tym, gdy byłem jeszcze małym chłopczykiem. — Sądząc po pokrytej starczymi plamami łysinie oraz białych włosach porastających podbródek, Longwaters nie był małym chłopczykiem już od bardzo wielu lat. —

Była najpiękniejszym ze skarbów Krypty Dziewic. Wielki admirał, lord Oakenfist, stracił dla niej serce, choć był już żonaty z inną kobietą. Nadała ich synowi bękarcie nazwisko Waters, by uhonorować ojca. Kiedy chłopiec dorósł, został wielkim rycerzem, podobnie jak potem jego syn.

To właśnie on dodał „Long” do „Waters”, żeby ludzie wiedzieli, że nie jest nieprawo urodzony.

Mam w sobie odrobinę smoka.

— Aha, o mało nie wziąłem cię za Aegona Zdobywcę — odparł Jaime. „Waters” było nazwiskiem z reguły nadawanym bękartom nad Czarną Zatoką. Stary Longwaters zapewne pochodził od jakiegoś ubogiego rycerza z czyjejś straży domowej, nie od księżniczki. — Tak się jednak składa, że chcę porozmawiać o sprawach pilniejszych niż twój rodowód.