Выбрать главу

— Nie — odparła. — Proszę.

— Kusi mnie, żeby powiedzieć, że to nie gra, córko, ale to oczywiście jest gra. Gra o tron.

Nigdy nie chciałam w nią grać. Ta gra była zbyt niebezpieczna. Jedna pomyłka i czeka mnie śmierć.

— Oswell... panie, Oswell zabrał mnie łodzią z Królewskiej Przystani, tej nocy, kiedy uciekłam. Na pewno wie, kim jestem.

— Zapewne tak, jeśli ma choć tyle rozumu, co pół owczego bobka. Ser Lothor również wie. Ale Oswell służy mi już od dawna, a Brune jest z natury skryty. Kettleblack ma oko na Brunei, a Brune na Kettleblacka. Tłumaczyłem kiedyś Eddardowi Starkowi, żeby nie ufał nikomu, ale on nie chciał mnie słuchać. Jesteś Alayne i musisz nią być przez cały czas. —

Dotknął dwoma palcami jej lewej piersi. — Nawet tutaj. W sercu. Potrafisz tego dokonać? Stać się moją córką również w sercu?

— Nie... — Omal nie powiedziała: „nie wiem, panie”, ale nie to pragnął usłyszeć.

Kłamstwa i złote arborskie. — Jestem Alayne, ojcze. Kim innym mogłabym być?

Lord Littlefinger pocałował ją w policzek.

— Masz bystrość po mnie i urodę po Cat, słodziutka. Cały świat będzie należał do ciebie. A teraz kładź się już spać.

Gretchel rozpaliła ogień na kominku i strzepnęła jej piernat. Sansa rozebrała się i wsunęła pod koce. Dzisiaj nie będzie śpiewał — modliła się. — W zamku jest lord Nestor ze świtą. Nie odważy się. Zamknęła oczy.

Nocą obudziła się, gdy do jej łóżka wgramolił się mały Robert. Zapomniałam dziś powiedzieć Lothorowi, żeby go zamknął — uświadomiła sobie. Nie mogła już nic na to poradzić, objęła go więc ramieniem.

— Słowiczku? Możesz zostać, ale postaraj się nie wiercić. Zamknij oczy i śpij, maleńki.

— Tak zrobię. — Przysunął się do niej i położył głowę między jej piersiami. — Alayne?

Czy jesteś teraz moją mamą?

— Pewnie tak — odpowiedziała. Jeśli kłamstwo płynęło z dobroci serca, nie było w nim nic złego.

CÓRKA KRAKENA

Komnatę wypełniały gromkie głosy pijanych Harlawów. Wszyscy oni byli jej dalekimi kuzynami. Każdy z lordów powiesił swą chorągiew za ławami, na których siedzieli jego ludzie.

Jest ich za mało — pomyślała Asha Greyjoy, spoglądając na galerię. — Stanowczo za mało.

Ławy były w trzech czwartych puste.

To właśnie powiedział jej Qarl Panienka, gdy „Czarny Wicher” zmierzał do portu.

Policzył drakkary cumujące pod zamkiem jej wuja i zacisnął usta.

— Nie przypłynęli — zauważył. — A przynajmniej przypłynęło ich za mało.

Miał rację, ale Asha nie mogła się z nim zgodzić, nie tam, gdzie mogli ją usłyszeć jej ludzie. Nie wątpiła w ich oddanie, ale nawet żelaźni ludzie zawahają się przed oddaniem życia za z góry przegraną sprawę.

Czyżbym miała tylko tylu przyjaciół? Widziała wśród chorągwi srebrne ryby Botleyów, kamienne drzewo rodu Stonetree, czarnego lewiatana Volmarków oraz pętle Myre’ów. Resztę stanowiły kosy Harlawów. Boremund umieścił swoją na jasnoniebieskim polu, Hotho otoczył bordiurą, a czterodzielną tarczę Rycerza kosa dzieliła z barwnym pawiem rodu jego matki. Nawet Sigfryd Srebrnowłosy nosił dwie kosy na polu podzielonym w skos. Tylko sam lord Harlaw miał srebrną kosę na czarnym jak noc polu, tak jak wyglądała ona w zaraniu dziejów; Rodrik, zwany Czytaczem, lord Dziesięciu Wież, lord Harlaw, Harlaw z Harlaw... jej ulubiony wuj.

Ustawiony na podwyższeniu tron należący do lorda Rodrika stał pusty. Nad nim wisiały dwie skrzyżowane kosy z kutego srebra, tak wielkie, że nawet olbrzym miałby trudności we władaniu nimi. Wyściełanego siedzenia poniżej nikt jednak nie zajmował. Asha nie była zaskoczona. Uczta już dawno się skończyła. Na ustawionych na kozłach stołach pozostały tylko kości i zatłuszczone półmiski. Reszta gości piła, a wuj Rodrik nigdy nie przepadał za towarzystwem kłótliwych pijaków.

Asha zwróciła się w stroną Trzyzębej, przeraźliwie starej kobiety, która pełniła funkcją ochmistrzyni wuja od czasów, gdy znano ją jako Dwunastozębą.

— Czy wuj poszedł do swoich ksiąg?

— Ehe, a gdzieżby indziej? — Kobieta była tak stara, że jakiś septon kiedyś powiedział, że na pewno karmiła piersią Staruchę.

To było w czasach, gdy Wiarę jeszcze tolerowano na wyspach. Lord Rodrik trzymał wówczas w Dziesięciu Wieżach septonów, nie dla dobra swej duszy, lecz dla dobra ksiąg.

— Poszedł tam z Botleyem — dodała.

Sztandar Botleya — ławica srebrnych ryb na jasnozielonym polu — również wisiał w sali, choć Asha nie zauważyła wśród drakkarów jego „Szybkiej Płetwy”.

— Słyszałam, że mój stryjaszek Wronie Oko kazał utopić starego Sawane’a Botleya.

— To jest lord Tristifer Botley.

Tris. Zadała sobie pytanie, co się stało ze starszym synem Sawane’a, Harrenem. Na pewno wkrótce się tego dowiem. To może być niezręczna sytuacja. Nie widziała Trisa Botleya od czasu... nie, lepiej o tym nie myśleć.

— A co z moją panią matką?

— Leży w łożu — odparła Trzyzęba. — W Wieży Wdowy.

Ehe, a gdzieżby indziej. Wdową, na cześć której nazwano wieżę, była jej ciotka. Lady Gwynesse zamieszkała tam na znak żałoby po mężu, którego zabito nieopodal Pięknej Wyspy podczas pierwszego buntu Balona Greyjoya.

— Zostaną tam tylko na czas trwania żałoby — brzmiały sławne słowa, które powiedziała bratu — choć zgodnie z prawem Dziesięć Wież powinno należeć do mnie, gdyż jestem od ciebie siedem lat starsza.

Minęło wiele lat, a pogrążona w żalu wdowa nadal tam mieszkała, od czasu do czasu mrucząc pod nosem, że zamek powinien być jej własnością. A teraz lord Rodrik musi gościć pod swym dachem drugą owdowiałą, na wpół obłąkaną siostrę — pomyślała Asha. — Nic dziwnego, że szuka pociechy w księgach.

Wciąż trudno jej było uwierzyć, że krucha, chorowita lady Alannys przeżyła męża, lorda Balona, który wydawał się tak twardy i mocny. Asha odpływała na wojnę z ciężkim sercem, obawiając się, że matka umrze przed jej powrotem. Nawet nie postała jej w głowie myśl, że to ojciec może zginąć. Utopiony Bóg płata nam okrutne figle, ale ludzie są jeszcze gorsi od niego.

Niespodziewany sztorm i zerwana lina kosztowały Balona Greyjoya życie. Tak przynajmniej mówią — dodała w myślach.

Asha ostatnio widziała się z matką, gdy zatrzymała się w Dziesięciu Wieżach po świeżą wodę, płynąc na północ w zamiarze zaatakowania Deepwood Motte. Alannys Harlaw nigdy nie była pięknością, jaką opiewają minstrele, ale córka kochała jej silną, pełną pasji twarz oraz błysk wesołości w oczach. Jednakże podczas tej ostatniej wizyty lady Alannys siedziała na ławeczce w oknie wykuszowym, spowita w liczne futra, i gapiła się na morze. Czy to moja matka, czyjej duch? — pomyślała wówczas Asha, całując jej policzek.

Skóra lady Alannys była cienka jak pergamin, a długie włosy zbielały. Głową nadal trzymała dumnie uniesioną, ale oczy miała mętne i nieprzejrzyste, a gdy zapytała o Theona, usta jej drżały.

— Czy przywiozłaś mojego małego chłopczyka? — dopytywała się. Theon miał dziesięć lat, gdy zabrano go do Winterfell jako zakładnika i wyglądało na to, że dla lady Alannys na zawsze pozostanie dziesięciolatkiem.

— Theon nie mógł przypłynąć — musiała jej powiedzieć Asha. — Ojciec wysłał go na wyprawę na Kamienny Brzeg.