Выбрать главу

Erica Spindler

Ukarać Zbrodnię

All Fall Down

Przełożyła Klaryssa Słowiczanka

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Charlotte, Karolina Północna

styczeń 2000

Ciasna, duszna garderoba pogrążona była w mroku, rozświetlała ją jedynie strużka mdłego światła, przedostającego się z sypialni. Śmierć zamarła w bezruchu. Z jej ust nie płynęły słowa skargi, tylko cierpliwie czekała.

Niedługo pojawi się tu pewien mężczyzna, który, jak tylu innych, zapłaci.

Zapłaci za nieukarane zbrodnie przeciwko bezbronnym i słabym. Przeciwko tym, do których świat odwrócił się plecami. Śmierć starannie wszystko zaplanowała, nie pozostawiając nic przypadkowi. Kobieta wyjechała, zabrała ze sobą dzieci. Jest daleko stąd, pod czułą opieką kochającej rodziny.

Gdzieś w głębi domu rozległ się jakiś łoskot, zaraz potem posypały się przekleństwa i głośno trzasnęły drzwi. Śmierć patrzyła przez wąską szparę. Widziała rozbebeszone łóżko, stertę brudnej bielizny do prania, śmieci na podłodze.

Do pokoju wtoczył się pijany mężczyzna i niepewnym krokiem ruszył w stronę łóżka. Bił od niego ohydny smród niedomytego ciała, papierosów i alkoholu, który wlewał w siebie przez cały wieczór w towarzystwie podobnych sobie kumpli. Pili i zanosili się śmiechem, rechotliwie kpiąc ze sprawiedliwości.

Mężczyzna stracił równowagę i przewrócił się na małą szafkę. Na podłogę z hukiem spadła lampka nocna i doszczętnie się rozbiła, lecz on nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, bowiem otępiałe od alkoholu zmysły niewiele były w stanie zarejestrować. Jak kłoda zwalił się na łóżko twarzą w poduszkę. Nie miał siły wciągnąć nóg, ręka bezwładnie zawisła nad podłogą.

Mijały minuty. Pijak zasnął, jego oddech stał się ciężki i chrapliwy. Mężczyzna wypił tyle alkoholu, że prawie nie sposób byłoby go teraz obudzić.

A kiedy wreszcie się ocknie i rozejrzy wokół siebie, będzie już za późno.

Śmierć bezszelestnie wyszła z garderoby, stanęła koło łóżka i utkwiła w swej ofierze pełen obrzydzenia wzrok. Tak, nie należy palić w łóżku, to głupie i bardzo niebezpieczne.

Człowiek nie powinien igrać z losem, lecz ten mężczyzna okazał się durniem. Niczego się nie nauczył z własnych błędów, niczego nie przemyślał, nie wyciągnął żadnych wniosków. Należy do tych, bez których świat byłby lepszym miejscem.

Koniuszkiem buta Śmierć podsunęła kosz na śmieci pod rękę pijaka.

Papieros ulubionego przez niego gatunku. Zapałki z klubu, w którym spędził dzisiejszy wieczór. Wszystko musi się zgadzać, nie ma mowy o żadnym niedopatrzeniu.

Zapałka zapaliła się przy pierwszym potarciu, koniuszek papierosa rozjarzył się małym, czerwonym krążkiem.

Z leciutkim, pełnym satysfakcji uśmiechem, Śmierć wrzuciła dymiącego papierosa do kosza pełnego papierów, po czym odwróciła się i powoli wyszła z sypialni.

ROZDZIAŁ DRUGI

Charlotte, Karolina Północna

środa, I marca 2000

Porucznik Melanie May stała w drzwiach motelowego pokoju i spoglądała na ofiarę przywiązaną za nogi i ręce do łóżka.

Dziewczyna była naga. Leżała na plecach, oczy miała otwarte. Jej usta czyjaś dłoń zalepiła srebrną taśmą. Krew spływająca z twarzy zakrzepła w duże, rdzawe plamy. Najwyraźniej zaczął się już rigor mortis* [Rigor mortis (łac.) – stężenie pośmiertne mięśni (przyp. red.)], co oznaczało, że młoda kobieta nie żyła przynajmniej od ośmiu godzin.

Melanie niepewnie postąpiła krok w stronę wejścia. Brała akurat poranny prysznic, kiedy zadzwonił jej szef, Greer. Z ręcznikiem przyciśniętym do piersi prosiła go trzy razy, by powtórzył, o co chodzi.

Od kiedy pracowała w Whistlestop, czyli od trzech lat, nie zetknęła się z ani jednym przypadkiem morderstwa. O ile wiedziała, w tym małym, spokojnym miasteczku, leżącym na obrzeżach Charlotte, nigdy dotąd nie zdarzyła się ani jedna zbrodnia.

Szef polecił jej stawić się w „Sweet Dreams Motel”. Natychmiast.

Najpierw musiała jednak zorganizować opiekę dla swojego czteroletniego synka, Caseya. Kiedy już to załatwiła, wbiła się w mundur, przypięła pas z pistoletem, mokre włosy związała w węzeł. Była prawie gotowa, gdy odezwał się dzwonek przy drzwiach. Przyszła sąsiadka, która zgodziła się zająć Caseyem.

Teraz, po niecałych dwudziestu minutach, spoglądała z przerażeniem na pierwszą ofiarę morderstwa, z jaką się zetknęła, i modliła się w duchu, by nie zwymiotować.

Oderwała wzrok od ciała i rozejrzała się po pokoju. Wnosząc z liczby mrowiących się tu ludzi, musiała przyjechać na miejsce zbrodni ostatnia. Jej partner, Bobby Taggerty – kościsty, wysoki rudzielec przypominający zapałkę – robił dokumentację fotograficzną miejsca zbrodni. Szef stał w kącie i prowadził ożywioną rozmowę z dwoma detektywami z wydziału zabójstw w Charlotte.

Na zewnątrz stało dwóch mundurowych z posterunku w Whistlestop i dwóch innych z Charlotte. Jakiś człowiek, którego nie znała, nachylał się nad ciałem.

Co robią tutaj ci wszyscy ludzie z policji w Charlotte? – zastanawiała się. Dlaczego przyjechało iż aż tylu? Niewielki, słabo obsadzony posterunek w Whistlestop był podporządkowany departamentowi policji hrabstwa Mecklenburg w Charlotte, który zatrudniał w sumie tysiąc czterystu policjantów, dysponował najnowocześniejszym sprzętem oraz specjalistycznymi laboratoriami do badań kryminalistycznych. Nic dziwnego, że na miejscu zbrodni pojawili się ludzie z Charlotte, chociaż zgodnie z wszelkimi zasadami wstępne dochodzenie należało do Whistlestop. Ci z Charlotte powinni wkroczyć dopiero wtedy, gdy posterunek zwróciłby się o pomoc do wyższej instancji.

To nie było zwykłe morderstwo. Chodziło o coś naprawdę poważnego, Melanie postanowiła, że za nic nie da się odsunąć od sprawy tym ważniakom z Charlotte.

Chcąc zaakcentować swoją decyzję, energicznie wkroczyła do pokoju – i natychmiast uderzył ją przykry fetor. Nie rozkładu, bo ten jeszcze się nie zaczął, ale kału i uryny, jak to czasami zdarza się przy gwałtownej śmierci.

Odruchowo zatkała nos, przymknęła oczy i przełknęła ślinę, walcząc z nudnościami. Nie może zwymiotować, nie w obecności facetów z Charlotte, I tak już mieli wystarczająco lekceważącą opinię na temat posterunku w Whistlestop. Uważali, że pracują tu sami prowincjonalni partacze i frustraci, którym nie udało się zaczepić gdzie indziej. Nie zamierzała utwierdzać ich w tym przekonaniu, nawet jeśli w jakimś stopniu zgadzała się z nimi.

– Ej ty, Cukiereczku? – Melanie otworzyła oczy. Facet stojący koło łóżka mierzył ją pogardliwym spojrzeniem i przywoływał skinieniem dłoni. – Masz zamiar rozkleić się, czy też ruszysz dupę i zabierzesz do roboty? Potrzebna mi twoja pomoc.

Kątem oka dostrzegła, że szef i dwóch dochodzeniowców z Charlotte przyglądają się jej uważnie. Rozzłoszczona podeszła do łóżka.

– Nazywam się May. Porucznik May. Żadne „Ej ty” i żadne „Cukiereczku”.

– Wszystko jedno. – Mężczyzna machnął dłonią i podał jej lateksowe rękawiczki. – Nałóż je i pomóż mi.

Wyszarpnęła mu rękawiczki, naciągnęła i przyklękła koło ciała.

– Pan się jakoś nazywa?

– Parks.

Zionął alkoholem. Nieświeży oddech i wymięta twarz wskazywały, że poprzedniego wieczoru musiał sporo wypić.

– Jak rozumiem, z departamentu policji hrabstwa Mecklenburg w Charlotte?

– FBI – prychnął ze zniecierpliwieniem. – Mogłabyś wreszcie zabrać się do roboty, Cukiereczku? Trup ci stygnie.