Znękana podniosła rękę i zaczęła masować napięte mięśnie karku. Po pierwszej rozmowie odczekała kilka dni i zadzwoniła do Stana. Potrzebowała czasu, by ochłonąć i przemyśleć argumenty. Zamierzała przemówić mu do rozsądku, była przygotowana na spokojną wymianę zdań, na zawarcie porozumienia. Tymczasem tak wytrącił ją z równowagi, że zaczęła krzyczeć i w końcu rzuciła słuchawkę.
Co się z nią działo? Dlaczego pozwoliła się sprowokować? Stłumiła westchnienie. W taki właśnie sposób, to znaczy awanturami, kończyły się wszystkie spory, gdy jeszcze była żoną Stana. Ona wybuchała, natomiast on pozostawał zimny jak lód. Ją ponosiła pasja, on odwoływał się do wyrozumowanej logiki. Zawsze tak było, a kłócili się nieustannie. Im bardziej się zacietrzewiała, tym bardziej racjonalnych argumentów używał Stan i spirala rozkręcała się w nieskończoność. W końcu zrozumiała, że nieludzki spokój Stana i jego umiejętność dystansowania się wobec emocji jest niczym innym, jak formą manipulacji i próbą dowiedzenia żonie wyższości nad nią.
Stosował tę metodę z powodzeniem. Po każdej kłótni czuła się chora i wyczerpana niczym po ataku histerii.
Przyrzekała sobie, że nigdy więcej nie da mu się sprowokować, że już nigdy Stan nie wyprowadzi jej z równowagi. Tymczasem znowu wpadła w zastawioną przez niego pułapkę.
– … pozostaje nam jeszcze omówić kilka szczegółów natury administracyjnej. Pierwsza kwestia dotyczy zakresu kompetencji FBI i policji miejskiej.
Melanie podniosła głowę na te słowa i spojrzała na Bobby’ego. Obydwoje doskonale wiedzieli, do czego zmierza burmistrz.
– Trzeba dokonać zmiany. Nie może być tak, że dochodzenie prowadzą równocześnie dwa posterunki, bo w ten sposób nie osiągniemy żadnych wymiernych efektów. Od tej chwili sprawę przejmuje policja w Charlotte. Naszych detektywów będą oczywiście wspierać FBI i SBI, ale główny ciężar zadania spocznie na FBI.
– To idiotyzm! – Melanie zerwała się z fotela z wypiekami na twarzy i natychmiast się zreflektowała. – Przepraszam za ten wybuch, ale morderstwo zostało popełnione w Whistlestop. Jesteśmy gotowi doprowadzić śledztwo do końca i zrobimy wszystko, by ująć zabójcę Joli Andersen.
– Zapewne, zapewne – przytaknął burmistrz protekcjonalnie. – Niech mi pani wierzy, wasz szef długo mnie przekonywał, żeby nie odbierać sprawy policji miejskiej. Cóż, kiedy tu potrzebne jest doświadczenie.
– Ale…
– Decyzja została już podjęta – uciął Pinkston niby pełnym zrozumienia, ale tak naprawdę poirytowanym tonem. – Mamy jednak dla policji miejskiej ważne zadanie, które przedstawi państwu mecenas Braxton. Bob?
Adwokat wstał.
– Pan Andersen wyznaczył wysoką nagrodę dla osoby, która będzie w stanie udzielić wskazówek umożliwiających ujęcie mordercy. Zespół kapitana Greera będzie prowadził telefoniczny bank danych.
– Co?! – krzyknęli równocześnie Melanie i Bobby. Gliniarze z FBI zaczęli chichotać. Czerwona ze złości Melanie miała już na końcu języka ostrą ripostę, ale Bobby, który też słyszał parskania Harrisona i Stemmonsa, kopnął swoją porywczą partnerkę pod stołem, żeby się nie awanturowała.
Głos zabrał Steve Rice:
– Z całym szacunkiem i respektem dla pana Andersena, muszę was ostrzec, że zwykle zachęty w postaci nagród nic nie dają, poza tym, że człowiek zaczyna tracić głowę od nawału fałszywych informacji. Zamiast prowadzić dochodzenie swoim trybem, będziemy musieli, sprawdzać każdą napływającą wiadomość, każdy wskazany trop, by ostatecznie stwierdzić, że prowadzi donikąd. – Tu zwrócił się do adwokata: – Niech pan porozmawia z Andersenem i spróbuje go przekonać, że nagroda to naprawdę zły pomysł.
– Przecież może zachęcić do mówienia świadków, którzy dotąd woleli się z jakichś powodów nie ujawniać – bronił Andersena adwokat. – Sto tysięcy dolarów to silny argument, który niejednego potrafi przekonać.
Melanie jęknęła. Przy stole zapanował kompletny chaos. Obietnica stu tysięcy przyciągnie różnych oszustów, kłamców i świrusów z całego hrabstwa. Andersen nie mógł. wymyślić nic gorszego. A tkwienie przy telefonie było upokarzające dla każdego przyzwoitego policjanta.
Reszta spotkania minęła Melanie jak we mgle. Osiągnęli tylko jedno: Braxton obiecał w końcu przekonać swojego mocodawcę, by ten w znacznym stopniu obniżył wysokość nagrody.
Zaraz po wyjściu z sali Melanie podeszła do swojego szefa.
– Dlaczego nic pan nam nie powiedział? – napadła na niego niczym furia. Głos drżał jej z ledwie tłumionej wściekłości. – Zrobili z nas kompletnych idiotów. Tak przynajmniej się czuję.
– Sam o niczym nie wiedziałam, – Greer był równie poirytowany jak ona. – Usłyszałem, co planują, na kilka minut przed zebraniem.
– Oto co zrobił nasz prześwietny burmistrz dzisiaj rano - syknęła Melanie przez zaciśnięte zęby. – Schował się w mysiej dziurze.
– Pieprzyć polityków – mruknął Bob by przez zaciśnięte zęby.
Greer westchnął.
– Nie czepiajcie się go. Miał związane ręce. Nie mógł nic poradzić. Za duże naciski z góry.
– Założę się, że to robota Andersena – powiedział Bobby, wsuwając ręce do kieszeni spodni.
– Facet pewnie dotarł do samego gubernatora.
Greer nawet nie próbował zaprzeczać. – Zawsze ta sama śpiewka. Znowu nas załatwili jednym ruchem. – W głosie Melanie zabrzmiała gorycz.
– Będziemy siedzieli całymi dniami przy telefonie i wysłuchiwali rewelacji kolejnych pomyleńców – zżymał się Bobby. – Pieprzyć polityków – powtórzył.
– Wiem, że czujecie się zawiedzeni – powiedział Greer. – Ja również. Mam coś dla was na pocieszenie. Po pierwsze nadal bierzemy udział w dochodzeniu, mimo że nie będziemy go prowadzić. Po drugie kilku chłopców z FBI będzie wam pomagało przy odbieraniu telefonów. – Uśmiechnął się nieznacznie. – Biedne skurczybyki.
Bobby ożywił się nieco na te słowa, ale Melanie nadal miała fatalny humor. Ta sprawa stanowiła dla niej ogromną szansę, mogła pomóc jej wyrwać się z Whistlestop. Teraz mogła pożegnać się z marzeniami.
Życie jest czasami naprawdę wredne, pomyślała zrezygnowana.
– Spróbuj spojrzeć na to od dobrej strony, Mel – pocieszał ją Bobby, kiedy w chwilę później szli przez parking do jej jeepa. – Przynajmniej nikt nie będzie mógł mieć do nas pretensji, że spieprzyliśmy dochodzenie, jeśli skończy się klapą.
– Jakie „jeśli” – burknęła Melanie. – Już skończyło się klapą. Jedyną dobrą stroną całej sprawy było to, że mogliśmy ją prowadzić. Niech to szlag.
– Wiem, partnerko. Też czuję się wydymany. – Kiedy spojrzała na niego, zaczął się śmiać i trącił ją łokciem. – No dobrze, może nie tak wydymany jak ty, ale moja duma też cierpi. Telefoniczna baza danych? To jakieś kpiny.
– Dzięki. Bardzo podniosłeś mnie na duchu. Czuję się o niebo lepiej, wprost nie posiadam się z zachwytu – warknęła Melanie.
ROZDZIAŁ ÓSMY
W środy oskarżyciel z zespołu Persona, działającego przy biurze prokuratora okręgowego, był do dyspozycji policji. Służył radą i pomocą, konsultował trudne problemy związane z dochodzeniami.
Większość członków zespołu traktowała dyżury jako zło konieczne, jednak prokurator Ford była innego zdania. Lubiła je, bo dawały orientację w działaniach policji, możliwość zapoznania się z najnowszymi sprawami, i wzmacniały w Weronice poczucie, że trzyma rękę na pulsie.
Czasami na dyżurze nic się nie działo, kiedy indziej, jak dzisiaj, drzwi się nie zamykały. Można by pomyśleć, że gwałty, przemoc i bójki stały się ulubionym zajęciem zacnych mieszkańców hrabstwa Mecklenburg. Weronika doszła do wniosku, że albo dzieje się tak pod wpływem pełni księżyca, albo z powodu nadchodzącej recesji. Jedno i drugie potrafiło zamienić ład świata w kompletny chaos.