Zadzwoniła Jen.
– Weroniko, porucznik Melanie May chce się z tobą widzieć – oznajmiła.
– Melanie May – powtórzyła Weronika.
Natychmiast skojarzyła sobie nazwisko, tym bardziej że wzięła dzisiaj dyżur za Ricka, który brał udział w porannym zebraniu dotyczącym śmierci Joli Andersen. Wiedziała już, że Cleve Andersen wyznaczył sto tysięcy nagrody za informacje, które doprowadziłyby do ujęcia zabójcy. Całe biuro prokuratora ekscytowało się tą wiadomością i tylko o tym rozmawiano.
– Ona pracuje w policji miejskiej – dodała Jen.
– Wiem. Powiedz, żeby weszła.
W chwilę później Melanie stanęła w progu gabinetu.
– Witam, witam. – Weronika skinęła dłonią.
– Proszę, niech pani siada.
Melanie uśmiechnęła się i usiadła przy biurku naprzeciwko Weroniki.
– Skądś znam pani twarz – zaczęła. – Spotkałyśmy się kiedyś?
Weronika wskazała na całą kolekcję zamykanych kubków do kawy od Starbuck’sa, stojących na pomocniku pod ścianą.
– Obydwie nałogowo pijamy kawę.
– Oczywiście. Chodzimy do tego samego baru – zaśmiała się Melanie. – Ja jestem zdeklarowaną dziewczyną cappuccino, a pani?
– Latte. – Weronika oparła się wygodnie o zapiecek fotela. – Kiedy recepcjonistka panią zaanonsowała, od razu sobie skojarzyłam nazwisko z osobą. Zapamiętałam panią z baru. Przychodzi pani zawsze w mundurze, z identyfikatorem na piersi. Trudno byłoby pani nie zauważyć.
– Jest pani spostrzegawcza.
– Jestem zastępcą prokuratora rejonowego i powinnam znać ludzi pracujących w policji, bo to część mojej pracy. Poza tym mam dobrą pamięć.
Melanie spojrzała na kubki.
– Nie mogę się powstrzymać od pytania: dlaczego akurat sześć?
Weronika z rozbawieniem pokręciła głową.
– Zaczęło się niewinnie. Któregoś dnia zapomniałam wziąć swój kubek z domu, więc kupiłam drugi. Pomyślałam, dlaczego nie? Będę miała zapasowy. Nienawidzę pić kawy z tych papierowych surogatów.
– I tak się stało, że tego też pani zapomniała przynieść?
– Właśnie, i w ten sposób urodziła się kolekcja. – Znowu pokręciła głową. – Za nic bym się nie przyznała, że jest to zachowanie kompulsywne, zwyczajna obsesja, irracjonalny przymus gromadzenia kubków. Tłumaczę sobie, że chronię środowisko, nie używając jednorazowych naczyń z papieru. Ratuję drzewa. Człowiek jest w stanie wszystko usprawiedliwić.
– Prawnik posiadający sumienie. – Melanie uśmiechnęła się szeroko. – To rzecz niespotykana.
Weronika parsknęła śmiechem.
– Oho. Zabrzmiało to tak, jakby prawnicy nieźle zaszli pani za skórę.
– Przeciwko prokuratorom nic nie mam. Mój były mąż jest adwokatem, specjalistą od prawa korporacyjnego.
Weronika nachyliła się ku Melanie.
– Czterysta pięćdziesiąt dolarów za godzinę. Garnitury od Armaniego. Nos do góry. Nie, dziękuję bardzo. Proszę go do mnie przysłać któregoś dnia. Lubię studzić takich gości.
Teraz Melanie parsknęła śmiechem.
– Mam dla pani kogoś. Drań pierwszej wody.
– Nie mogę się doczekać.
– Niejaki Thomas Weiss. – Melanie położyła przed Weroniką raport policyjny. – Bokser amator. Tak zbił swoją dziewczynę, z którą mieszka, że trafiła do szpitala, i nie zrobił tego po raz pierwszy. Wreszcie miarka się przebrała i dziewczyna chce wnieść sprawę.
Weronika przejrzała raport. Zapisała w notesie nazwiska poszkodowanej i oskarżanego, oraz adresy domowe i miejsca pracy.
Kiedy skończyła, podniosła wzrok na Melanie.
– Rozumiem, że ten człowiek jest właścicielem restauracji.
– „Blue Bayou” w Dilworth.
– Byłam tam kiedyś. Miłe miejsce i dobre jedzenie.
– Ten sam.
– Ona jest u niego barmanką. – Weronika ściągnęła brwi. – Bił ją wcześniej?
– Tak.
– Ale nigdy nie wniosła sprawy?
– Wnosiła, po czym wycofywała. Tym razem jest zdecydowana na proces.
– Skąd ta pewność?
– Groził, że ją zabije. Jest przerażona.
Weronika odsunęła raport.
– Przykro mi, ale nic z tego – powiedziała z żalem.
– Nic z tego? – powtórzyła ze zdumieniem Melanie. – Sprawa jest przecież oczywista.
– Z tym, co pani tu ma, nie wygramy. Nie będę angażowała się w coś, co nie rokuje najmniejszych szans. Brak nam dowodów procesowych, a przede wszystkim nie mamy żadnego świadka. Dysponujemy tylko zeznaniami przerażonej dziewczyny, a dla sądu to stanowczo za mało.
Melanie nachyliła się.
– Tym razem na pewno się nie wycofa – przekonywała. – Ręczę za nią. Tym razem…
Weronika gwałtownym gestem podniosła dłoń, przerywając Melanie.
– Jeśli chociaż na moment się zawaha, przysięgli pomyślą: „o co w tym wszystkim chodzi?”. Facet ma czystą kartotekę i jest właścicielem popularnej w okolicy restauracji. Wręcz uosobienie zamożnego, porządnego obywatela.
– I dlatego może bezkarnie maltretować swoją dziewczynę?
Weronika spojrzała na Melanie.
– Tak – odpowiedziała spokojnie.
Melanie wzięła raport i wstała.
– Żałosne.
– Owszem. – Weronika też wstała. – Melanie, bardzo bym chciała dostać w swoje ręce tego faceta, wierz mi. Znajdź coś więcej, a wtedy go załatwimy. Przede wszystkim daj mi wiarygodnego świadka. Kogoś z sąsiedztwa, choćby małolata. Jeśli ci się uda, dobiorę się draniowi do tyłka. Masz moje słowo.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Ashley dostała się do domu Mii, używając klucza, który dała jej siostra. Zamknęła za sobą drzwi i przekręciła zamek. Spojrzała na zegarek i zmarszczyła czoło. Piąta po południu. O tej porze Mia powinna być w domu.
Pewnie niedługo wróci, pomyślała, idąc przez wielki hol do kuchni. Poczeka na nią. Tymczasem napije się drogiego importowanego piwa, które Boyd tak lubił. Uprzyjemni sobie czekanie.
Stukanie jej obcasów o marmurową posadzkę rozlegało się głośnym echem w pogrążonym w ciszy domu. Nie słyszała nawet tykania zegara, nie zamruczał kot. Z salonu nie dochodziły dźwięki włączonego telewizora ani stłumione śmiechy rozbawionych dzieci. Żadnego odgłosu, nic. Martwa cisza. Zawsze czuła się w rezydencji Mii trochę jak w mauzoleum. Pięknym, ale zimnym. Nieprzytulnym niczym złota klatka.
Teraz, kiedy Melanie opowiedziała jej, co się dzieje w małżeństwie Mii, zdała sobie sprawę, jak trafne były jej odczucia.
Może jeszcze nie wszystko przegrała.
Może jeszcze hołubi nadzieję.
Od kłótni z Melanie minął dokładnie tydzień, ale Ashley nie była w stanie zapomnieć gniewnych i gorzkich słów, które wówczas padły.
Nie rozumiała, dlaczego Melanie wzbrania się przed spojrzeniem prawdzie w oczy, dlaczego nie chce uznać, że siostra z dystansu potrafi lepiej ocenić sytuację. Nigdy nie należała do klubu bliźniaczek, stała zawsze z boku.
Skończona idiotka. Niezrealizowana i niepewna swego. Oto kim jest.
Siostry były dla niej najważniejszymi osobami w życiu. Tylko one się liczyły. Oraz Casey.
Ale one miały swoje życie, swoje ambicje. Liczyła się dla nich mniej, niż chciałaby przyznać. Nie potrzebowały jej. Gdyby nagle zniknęła z powierzchni ziemi, nawet by tego nie zauważyły.
Wciągnęła głęboko powietrze, próbując otrząsnąć się z ponurych myśli. Ponurych i nieprawdziwych. Przecież Melanie i Mia kochały ją, a na odosobnienie sama się zdecydowała. To był jej wybór… a może tylko urojenie? To nie ludzie się od niej odsuwali, tylko ona wybierała samotność. Pogrążała się w zgorzknieniu.