Выбрать главу

– Może nie cały. – Bobby uśmiechnął się szeroko, nachylił się ku Melanie i zniżył głos. – Jak już uporasz się z listą, złożymy wizytę twojemu szwagrowi bokserowi i odbędziemy z nim sympatyczną, niezobowiązującą rozmowę.

Melanie uniosła głowę.

– Wreszcie jakiś jasny punkt.

W oczach Bobby’ego zabłysły diabelskie iskierki.

– Żyję po to, by sprawiać przyjemność innym, moja droga.

W kilka godzin później Melanie i Bobby weszli do holu Queen’s City Medical Center. Zostawili sobie tę wizytę na sam koniec dnia, jako nagrodę za czas zmarnotrawiony na sprawdzaniu zgłoszeń telefonicznych.

Podeszli do informacji.

– Dzień dobry – zaczęła Melanie, zwracając się do siedzącej za kontuarem dziewczyny. – Porucznik May i porucznik Taggerty z policji miejskiej. – Pokazała swoją blachę. – Chcieliśmy rozmawiać z doktorem Donaldsonem. Jest w pracy?

Na twarzy dziewczyny odmalowało się zdumienie.

– Nie ma pani chyba na myśli doktora Boyda Donaldsona?

Tego wspaniałego, pełnego uroku, zachwycającego Donaldsona?

Melanie uśmiechnęła się słodko.

– Ależ tak. Jego właśnie mam na myśli. Zastaliśmy go?

Dziewczyna z wahaniem skinęła głową.

– Zadzwonię do niego. – Wystukała numer, chwilę czekała, wreszcie odłożyła słuchawkę. – Nie odpowiada. – Chce pani, żebym posłała mu wiadomość na pager?

Melanie powiedziała, że, owszem, chce i moment później Boyd oddzwonił do informacji. Dziewczyna odwróciła się plecami do intruzów i zaczęła coś cicho szeptać do słuchawki. Bez wątpienia informowała wielkiego doktora Donaldsona, z należnym ma się rozumieć szacunkiem, że chce się z nim widzieć dwoje policjantów.

– Doktor Donaldson zaraz zejdzie – oznajmiła, skończywszy rozmowę.

– Dziękuję. – Melanie odwróciła się plecami do wind, udając, że z wielkim zainteresowaniem obserwuje osoby przemieszczające się po holu. Nie chciała, żeby Boyd od razu ją rozpoznał. Postanowiła go zaskoczyć, nie dać mu nawet kilku sekund na przygotowanie się do konfrontacji.

Nie musieli czekać długo. Boyd podszedł i zwrócił się Bobby’ego.

– Dzień dobry. Donaldson. W czym mogę pomóc?

Melanie odwróciła się z rozkosznym uśmiechem na ustach.

– Z miejsca potrafisz nawiązać kontakt z policją. Skąd to doświadczenie?

Boyd stropił się na moment i poczerwieniał jak piwonia.

– To jakiś żart?

– Żart? Nie wiem, co masz na myśli.

– Powiedziałaś Nancy, że jesteś tu służbowo.

– Skądże. – Melanie z udawaną skruchą spojrzała na recepcjonistkę. – Przepraszam, jeśli odniosła pani takie wrażenie.

Widząc niepewną minę dziewczyny, Boyd uśmiechnął się do niej, jakby chciał powiedzieć, że nie jest niczemu winna.

– Nancy, to moja szwagierka. Lubi płatać ludziom figle. – Tu zwrócił się do Melanie. – Nie mam czasu na rodzinne wizyty. Zadzwoń do mojej sekretarki i umów z nią termin spotkania.

Melanie ani trochę nie zaskoczyło zachowanie Boyda. Nigdy za sobą nie przepadali. Od samego początku była przeciwna małżeństwu siostry i wprost błagała ją, żeby zerwała z narzeczonym. Boyd rewanżował się jej, utrudniając po ślubie kontakty z Mią. Wyraźnie powiedział, że nie chce widzieć Melanie w swoim domu.

Już zamierzał odejść, ale zatrzymała go, kładąc mu dłoń na ramieniu.

– Znajdź chwilę czasu. Teraz.

Spojrzał wymownie na rękę szwagierki.

– Przepraszam?

– Chodzi o Mię.

Zawahał się i zerknął na zegarek.

– Dobrze – powiedział zniecierpliwionym tonem, po czym wskazał cichy kąt w holu. – Pospiesz sie, z łaski swojej. Za czterdzieści minut mam operację. Muszę się przygotować.

Ledwie usiedli, Melanie dała upust powściąganej dotąd złości.

– Twoja troska o zdrowie mojej siostry jest doprawdy wzruszająca, Boyd. Wprost nie mogę się nadziwić, jak dbasz o Mię.

– Nie wiem, co cię tak dziwi. Widziałem ją dzisiaj rano. Czuła się zupełnie dobrze. Chyba nie miała wypadku ani nagle się nie rozchorowała, bo już byś mi o tym powiedziała, prawda?

W Melanie krew zawrzała na tę arogancję.

– Ty sukinsynu. – Nachyliła się ku Boydowi i wpiła w niego wściekłe spojrzenie. – Wiem o wszystkim, doktorze Donaldson, i radzę ci, wyhamuj.

Miała wrażenie, że chociaż wyraz twarzy Boyda nie zmienił się ani na jotę, w jego oczach dostrzegła panikę.

Nachyliła się bardziej.

– Jeszcze raz uderzysz moją siostrę, a będziesz miał ze mną do czynienia – oznajmiła głośno.

Gdy kilka osób spojrzało w ich stronę, Boyd poczerwieniał.

– Jeśli mówisz o podbitym oku, to Mia była sama sobie winna. Ta kobieta ma dwie lewe nogi. Przez to, że jest takim niezgrabiaszem, musiałem sam iść na doroczne przyjęcie lekarzy. Nic przyjemnego.

Czując, że Melanie za chwilę gotowa eksplodować, Bobby ostrzegawczym gestem położył jej dłoń na ramieniu. Zdołała się opanować i mówiła dalej:

– Takie historyjki możesz wciskać swoim partnerom od golfa i kumplom ze szpitala, ale nie mnie. Doskonale wiem, co się dzieje u was w domu, i obiecuję ci: jeszcze raz dotkniesz Mii…

Zbliżył się strażnik.

– Wszystko w porządku, doktorze Donaldson?

– Tak. – Boyd uśmiechnął się beztrosko. – Moja szwagierka ma problemy, ale właśnie wychodzi. Prawda, Melanie?

Zignorowała słowa Boyda.

– Spróbuj jeszcze raz zrobić krzywdę Mii, a nie ręczę za siebie – oznajmiła, zniżając głos. – Zrozumiałeś?

W kącikach ust Boyda pojawił się ironiczny uśmieszek.

– To brzmi jak groźba. – Zerknął na strażnika, a potem na Bobby’ego. – Obydwaj słyszeliście, co powiedziała. Jesteście świadkami. – Zwrócił się na powrót do Melanie. – Radzę ci, naucz się panować nad sobą, droga siostrzyczko, bo kiedyś możesz napytać sobie biedy.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Boyd odprowadził Melanie rozbawionym spojrzeniem. Podziękował strażnikowi, przeprosił go za zachowanie szwagierki i ruszył ku windom, prawdziwe uosobienie spokoju, opanowania i pewności siebie.

Zdradzał go tylko nerwowy tik prawej powieki.

Zaklął cicho i wciągnął głęboko powietrze. Niech szlag trafi tę cholerną babę. Świętoszkowata wiedźma, wściubiająca nos w nie swoje sprawy. Jak śmiała mu grozić? Przyjść do szpitala i prawić mu kazania? Tutaj, gdzie był bogiem. Gdzie wszyscy słuchali bez szemrania jego poleceń, gdzie nikt nie śmiał mu się sprzeciwić.

Nic o nim nie wiedziała. Nic.

Mijając recepcję, zauważył, że Nancy przygląda mu się uważnie. Tik nasilał się z każdą chwilą. Tak się to zaczyna. Badawcze spojrzenia, szepty, plotki, podejrzenia. Aż wreszcie pada oskarżenie.

Posłał dziewczynie krzywy uśmiech. Natychmiast spuściła głowę, zażenowana, że przyłapał ją na wgapianiu się w jedną z najważniejszych osób w Queen’s City Medical Center. Powinna czuć się speszona, pomyślał. W każdej chwili może ją zwolnić, choćby nawet dzisiaj. Jeden telefon i nie będzie tu pracowała.

Przez moment zastanawiał się, czy nie powinien tak właśnie postąpić, jednak w końcu machnął ręką. Wywołałoby to przeciwny skutek do zamierzonego. Dziewczyna stałaby się obiektem zainteresowania, zaczęłyby się spekulacje i domysły. Najlepiej zignorować Nancy, potraktować ją jak powietrze, udać, że dzisiejszy epizod w ogóle nie miał miejsca.

Szedł spiesznie do swojego gabinetu, odkłaniając się po drodze kolegom. Rozkoszował się widokiem respektu, jaki malował się w ich oczach. Tak, tu był naprawdę kimś, ważną figurą, człowiekiem, z którym wszyscy się liczyli.

I tak powinno pozostać.