Выбрать главу

Jego spojrzenie spoczęło na blondynce, starszej niż dziewczyny, które zwykle wybierał, ale intrygującej. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, wreszcie na ustach kobiety pojawił się porozumiewawczy uśmiech.

Odpowiedział uśmiechem i ruszył w jej stronę.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Melanie nie znosiła kancelarii adwokackich, wręcz nienawidziła ich atmosfery. Ściszonych głosów, puszystych dywanów, skórzanych mebli, zapachu wosku i zakurzonych książek prawniczych. Nienawidziła, bo przypominały jej Stana, a także dlatego, że wizyty w takich miejscach nigdy nie zwiastowały niczego dobrego.

Miała nadzieję, że dzisiaj to się odmieni.

Wypuściła powietrze z płuc. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że tak długo wstrzymywała oddech. To z winy Stana siedziała tutaj w piękne piątkowe popołudnie, zaciskając nerwowo spocone dłonie i wsłuchując się w przyspieszone bicie własnego serca. Stan spełnił swoją groźbę i złożył pozew o przejęcie opieki nad Caseyem. Jego adwokat skontaktował się z Melanie w ostatni poniedziałek, prawie trzy tygodnie po pierwszym telefonie w tej sprawie, który odebrała od byłego męża.

Jeszcze miała nadzieję, że się rozmyślił. Niepoprawna optymistka, łudziła się, że Stan przemyślał swoją decyzję. Że w czasie wyprawy do Disnelandu zrozumiał jednak, iż Casey powinien zostać z matką.

– Pani May?

Melanie drgnęła.

– Tak?

– Pan Peoples panią prosi.

– Dziękuję. – Wstała i ruszyła za sekretarką korytarzem zastawionym regałami pełnymi książek. Jedna z wychowawczyń, pracujących w przedszkolu Caseya, poleciła jej tego właśnie adwokata. Prowadził sprawę jej przyjaciółki, która walczyła z eksmężem o opiekę nad dwójką ich dzieci. I wygrał.

Melanie nie potrzebowała lepszej rekomendacji i jeszcze tego samego dnia zadzwoniła do kancelarii mecenasa Peoplesa.

Odbyli długą rozmowę. Adwokat zrobił na niej wrażenie człowieka kompetentnego i serdecznego. Zrelacjonowała mu swój problem, po czym podała nazwisko i numer telefonu pełnomocnika Stana.

– Proszę, to tutaj. – Recepcjonistka zatrzymała się przed drzwiami gabinetu pana Peoplesa. – Ma pani ochotę na kawę?

– O, tak. Dziękuję.

Dziewczyna zapukała i otworzyła drzwi. Adwokat wstał zza biurka i wyciągnął rękę na powitanie. Ależ wielkolud, przemknęło Melanie przez myśl.

– Witam, pani May. John Peoples.

Wymienili uścisk dłoni.

– Miło mi.

– Proszę siadać. – Peoples wskazał jeden ze skórzanych foteli, stojących koło biurka.

Melanie usiadła i złożyła dłonie na kolanach.

– Przejdźmy od razu do sprawy, dobrze?

Skinęła głową.

– Udało się panu skontaktować z pełnomocnikiem mojego byłego męża?

– Rozmawiałem z nim – przytaknął. – To dobry prawnik, jeden z najlepszych w mieście. Gładki i śliski. Bardzo skuteczny.

– Spodziewałam się tego. Stan jest partnerem w jednej z najbardziej znanych firm prawniczych w mieście.

– Powiem wprost. Trudno nam będzie wygrać z pani eksmężem.

– Słucham? – A gdy Peoples powtórzył to jeszcze raz, Melanie pokręciła głową, z trudem panując nad sobą. Minęła długa chwila, zanim odzyskała głos. – Naprawdę pan tak uważa? – wykrztusiła wreszcie.

– Przykro mi, pani May. Wiem, że nie to chciała pani usłyszeć, ale tak wyglądają fakty. Nie mamy wielkich szans.

Pan Peoples odchrząknął. Kołnierzyk koszuli wrzynał się w jego tłustą szyję. Jak on może oddychać? – pomyślała bez związku.

– Przyjrzymy się sprawie – zaproponował Peoples. – Pani eksmąż może zapewnić synowi stabilny dom i opiekę dwojga rodziców. Ma normalną pracę, która nie wymaga absolutnej dyspozycyjności przez dwadzieścia cztery godziny na dobę i która nie łączy się ze śmiertelnym zagrożeniem. Natomiast pani zawód łączy w sobie te dwa mankamenty.

Melanie wpatrywała się ze zdumieniem w pana Peoplesa. Miała wrażenie, że słucha adwokata Stana, nie zaś swojego.

Wyprostowała się w fotelu.

– Pracuję w policji w Whistlestop, panie Peoples. Czy wie pan, jak ta praca wygląda? Zdaje pan sobie sprawę, że jest pozbawiona wszelkiego ryzyka? Ściągam wystraszone koty z drzew, łapię małolaty okradające sklepy. Wysłuchuję skarg mieszkańców na uciążliwe zwierzaki sąsiadów. Wystawiam mandaty za niewłaściwe parkowanie. O czym pan mówi?

– A sprawa Andersen?

– Coś, co zdarza się policjantowi z Whistlestop może raz w życiu. Poza tym nie biorę już udziału w dochodzeniu. Zostaliśmy od niego odsunięci.

– Tak czy inaczej, pani eksmąż postara się to wykorzystać.

Nie mogła uwierzyć, że poważna sprawa, za którą tak tęskniła, miałaby pozbawić ją opieki nad Caseyem. Łzy napłynęły jej do oczu. Zamrugała gwałtownie. Jest policjantką i samotną matką, nie będzie się mazać.

– Pani były mąż mieszka w jednej z najdroższych dzielnic Charlotte, w obszernym, wygodnym domu z basenem. Okoliczne szkoły uchodzą za najlepsze w całym stanie.

– Ale…

Adwokat podniósł rękę, nie dając jej dokończyć.

– Syn w przyszłym roku idzie do zerówki. Wspólna opieka nad nim nie wchodzi w grę, bo mieszkacie państwo zbyt daleko od siebie, a pani były mąż nie zamierza się przeprowadzać. Pytałem o to jego pełnomocnika. Pani z kolei związana jest pracą z Whistlestop. Gdyby zdecydowała się pani zrezygnować…

– Mam odejść z policji? – Zacisnęła dłonie w poczuciu zupełnej bezradności. – I co bym robiła? Jestem gliną. Kocham to, co robię. Skończyłam studia, zdobyłam praktykę. Nie zrezygnuję ze swojego zawodu.

Pan Peoples poczerwieniał.

– To tylko luźna sugestia.

– I bardzo zła. Stan może się przeprowadzić. Kod pocztowy nie odgrywa szczególnej roli w jego pracy.

– Mówiłem już, że się nie zgadza.

– Ja również.

– Zatem wspólna opieka nie wchodzi w rachubę. Jeśli przegra pani sprawę, będzie mogła widywać syna w każdy weekend, albo, jak w tej chwili mąż, co drugi weekend.

Melanie zaczęła drżeć.

– To niemożliwe.

– Przykro mi.

– Tak? – Uniosła brodę. Z każdą chwilą czuła coraz większą antypatię do tego człowieka. – Mam panu przypomnieć, że jestem matką Caseya? Że go kocham? Że jestem dobra, czuła i opiekuńcza? Czy to ma dla pana jakieś znaczenie?

– Oczywiście. – Pan Peoples usiłował przywołać uśmiech na twarz, co skończyło się jakimś dziwnym grymasem. – Jednak pani eksmąż jest jego ojcem. Dobrym ojcem, jak zapewnia pełnomocnik pana Maya. Chyba pani nie będzie podważała tej opinii?

– To zależy, co pan rozumie pod pojęciem „dobry ojciec” – zauważyła zgryźliwie.

– Powiem to inaczej. Czy pani zdaniem jej były mąż kocha syna? Czy dobro dziecka leży mu na sercu?

– Tak – szepnęła Melanie, żałując, że nie może zaprzeczyć.

Adwokat ponownie odchrząknął.

– Więc powinna pani zadać sobie pytanie, czy dla syna nie będzie lepiej, kiedy zamieszka z ojcem, zważywszy, jak niebezpieczną i czasochłonną wykonuje pani pracę.

Melanie spojrzała panu Peoplesowi prosto w oczy. Nie wierzyła własnym uszom.

– Słucham?

– Powinna pani zastanowić się, z kim chłopcu będzie lepiej.

Podniosła się na te słowa, z trudem tłumiąc wściekłość.

– Nie muszę się zastanawiać. Powinien mieszkać ze mną. Ze swoją matką. Jak pan śmie proponować inne rozwiązanie? Jak ma pan czelność namawiać mnie, żebym oddała syna?

Twarz pana mecenasa pokryła się czerwonymi plamkami, zaczął coś mamrotać, przywoływać odpowiednie artykuły i paragrafy. Tym razem to Melanie mu przerwała. Uniosła dłoń stanowczym gestem.

– Czy znakomity pełnomocnik mojego męża poinformował pana, że Stan pracuje do późnej nocy? Że ciągle wyjeżdża gdzieś służbowo? Że w każdą sobotę gra cztery godziny w golfa, niezależnie od tego, czy ma się właśnie spotkać z Caseyem, czy też nie? – Przerwała dla zaczerpnięcia oddechu. – Być może nie przyszło panu do głowy, że w razie uzyskania opieki nad synem to nie on będzie go wychowywał, tylko jego druga żona. A to ja jestem matką Caseya, panie Peoples. I ja będę go wychowywać.