Выбрать главу

– Masz coś? – zapytał.

– Nic konkretnego. – Zerknęła jeszcze w kierunku wyjścia, po czym zwróciła się ponownie do Pete’a: – Mam wrażenie, że ta ostatnia dziewczyna coś ukrywa. Wydawało mi się, że…

Przerwał jej gwałtownie.

– One wszystkie mają coś do ukrycia, May. Taka to już profesja.

– Wiem, ale ta musiała zetknąć się z naszym Enesem, bo kiedy próbowałam ją przycisnąć, nabrała wody w usta. Była wystraszona, Pete.

– Umieść wszystko w raporcie. Przeczytam całość, potem zdecyduję, czy powinniśmy jeszcze raz z nią porozmawiać. – Spojrzał na zegarek. – To już ostatnia. Zostaw mi raport przed wyjściem.

– Słucham?

– Skończyliśmy. Dzięki za pomoc. Spławia ją, dupek jeden, ale ona nie da się odprawić niczym chłopiec na posyłki.

– Twoi chłopcy czegoś się dowiedzieli?

– Mamy kilka tropów. Jeśli okaże się, że to coś ważnego, dowiesz się w swoim czasie.

Owszem, z gazet. Jak reszta mieszkańców Charlotte. Sukinsyn.

Miała już na końcu języka ciętą odpowiedź, ale z pokoju przesłuchań wyszedł Bobby i stanął za plecami Pete’a. Musiał słyszeć ostatnie słowa, bo wykrzywił się paskudnie i wymownym gestem przesunął kantem dłoni po gardle.

Widząc rozbawioną minę Melanie, Pete odwrócił się gwałtownie. Bobby uśmiechnął się niewinnie i najspokojniej w świecie wsunął ręce do kieszeni.

– Rozumiem, że skończyliśmy?

– Owszem – odpowiedziała Melanie, obchodząc Pete’a i stając koło swojego partnera. – Proponuję, żebyśmy się odmeldowali i pojechali gdzieś na śniadanie. Umieram z głodu.

Bobby’emu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Zatrzymali się w przydrożnym barze między Charlotte i Whistiestop. Zanim usiedli przy stoliku w głębi sali, Bobby wziął ze stojaka przy wejściu poranną gazetę.

Po chwili pojawiła się kelnerka z dzbankiem kawy i kartami dań. Nie zaglądając do menu, zamówili jajka na bekonie i grzanki dla Bobby’ego, a sałatkę dla Melanie.

Kiedy dziewczyna odeszła, Melanie pogroziła partnerowi palcem. Chociaż był wręcz chudy, miał niebezpiecznie wysoki poziom cholesterolu we krwi. Jego żona, Helen, wzięła sobie do serca wyniki badań i z domowego jadłospisu Taggertych znikły tłuszcze nasycone.

– Jajka na bekonie nie figurują chyba w twojej diecie? Ciekawe, co powiedziałaby Helen?

Bobby skrzywił się.

– Kpisz sobie? Karmi mnie jak królika: zielona sałata, ryby, chuda pierś kurczaka. Prawdziwy mężczyzna nie może jeść takich świństw. Prawdziwy mężczyzna musi od czasu do czasu pochłonąć kilka plastrów bekonu. To prawda, że mam wysoki poziom cholesterolu, ale nie przekroczył jeszcze niebezpiecznej granicy, a to pewna różnica.

Kiedy Melanie za całą odpowiedź uniosła tylko brwi, Bobby mruknął coś o kobiecej zmowie. Melanie parsknęła śmiechem i upiła łyk wody.

– Dowiedziałeś się czegoś dzisiaj w nocy?

– Jasne. – Posłodził kawę, dolał mleka i oznajmił głosem Willy’ego Nelsona: – Mamo, mamo, uważaj, żeby ci córeczka nie wyrosła na dziwkę.

– Bardzo śmieszne.

Bobby spoważniał.

– Wcale nie śmieszne, tylko smutne. – Zamilkł i podjął po chwili: – Żadna z dziewczyn, z którymi rozmawiałem, nie potwierdziła, że zetknęła się kiedykolwiek z facetem, który by odpowiadał profilowi Parksa.

– Moje też tak twierdziły, a jedna z nich zapytała mnie, dlaczego niby miałyby nam pomagać?

– Może z poczucia obywatelskiego obowiązku?

– Zejdź na ziemię. – Melanie uniosła kubek z kawą i zaraz go odstawiła. – A właśnie, co się dzieje z Parksem? Myślałam, że będzie brał udział w przesłuchaniach.

– Nie słyszałaś? Został zawieszony.

Nie słyszała, ale też specjalnie nie zdziwiła się tą nowiną.

– Nastąpił na odcisk panu Andersenowi. O to chodzi?

– Owszem.

– Najpierw odsunęli nas, a teraz Parksa.

– W głosie Melanie dało się słyszeć poirytowanie.

– Nie jest moim ulubieńcem, ale zna się na swojej robocie, w przeciwieństwie do tych bubków z FBI.

– To dobrzy gliniarze. Fachowcy. Gadasz tak, bo im zazdrościsz.

W tej samej chwili pojawiła się kelnerka z zamówieniami. Kiedy odeszła, Melanie nachyliła się do Bobby’ego.

– Co chciałeś przez to powiedzieć?

– To żadna tajemnica, Mel. Chciałabyś grać z nimi w jednej lidze i tyle. Mnie to nie kręci, ale rozumiem. Musisz czuć się sfrustrowana, kiedy widzisz, że robią robotę, za którą tęsknisz. A kiedy wreszcie trafiła się poważna sprawa… zwinęli ci ją sprzed nosa. Myślę, że też miałbym zadrę za skórą.

– Nie mam zadry za skórą.

– Nie, pewnie. – Posolił jajko i włożył do ust wielki kęs. – Pozwolisz, że przejrzę gazetę?

– Przeglądaj, ale ludzie zaczną się śmiać. Będziemy wyglądać jak stare małżeństwo.

Bobby pierwszy parsknął śmiechem, po czym otworzył lokalny dziennik, a Melanie zajęła się swoją sałatką. Myślała o tym, co powiedział Bobby. Czy rzeczywiście miała, jak to określił, zadrę za skórą i dlatego niesprawiedliwie oceniała gliniarzy z FBI?

Nie podobało jej się to.

Już miała zapytać Bobby’ego, czy naprawdę tak strasznie się zachowuje, lecz nagłe otworzyła usta i gwałtownie zamrugała. Patrzyła na tytuł krzyczący z pierwszej strony „Charlotte Observera”:

Oczyszczony z podejrzeń o gwałt mężczyzna nie żyje.

Nachyliła się i przebiegła wzrokiem artykuł.

– Chryste – mruknęła. – Widziałeś tę notatkę o Jimie McMillianie, Bobby?

– O kim?

– Jim McMillian. Głośna sprawa sprzed siedmiu czy ośmiu miesięcy. Był oskarżony o gwałt. Pamiętasz?

Bobby skinął głową.

– Facet miał forsę i wynajął najlepszych prawników z Nowego Jorku. Uniewinniony, chociaż wszyscy uważali, że powinien dostać wyrok.

– Bo powinien. Daj mi gazetę, chcę dokładnie przeczytać ten artykuł – poprosiła Melanie.

Bobby podał jej dziennik. „Observer” donosił, że Jim McMillan zmarł na zawał wywołany przedawkowaniem digitaliny.

Melanie przeczytała raz jeszcze ostatnie zdanie, nie wierząc własnym oczom.

– To niemożliwe.

– Co takiego? – Bobby wyciągnął szyję, usiłując dojrzeć, co tak bardzo zaskoczyło Melanie.

– Tak umarł mój ojciec.

– Na zawał?

– Tak. Miał zbyt wysoki poziom digitaliny we krwi. Serce nie wytrzymało.

Bobby zmarszczył czoło.

– Mówisz o tym lekarstwie?

– Owszem. Tak jak mój ojciec, Jim McMillian zażywał digitaline.

– I przedawkował?

– Wszystko na to wskazuje. Tak działa ten lek – tłumaczyła Melanie. – Wystarczy potroić dawkę regulującą rytm serca. Niewielka zmiana w chemii organizmu może sprawić, że poziom digitaliny we krwi gwałtownie się podnosi, powodując śmierć. Dlatego pacjenci, którzy ją zażywają, muszą być cały czas pod stałą kontrolą lekarza i tylko wtedy są bezpieczni. Ashley mi to wyjaśniła.

– Naprawdę zdarzają się takie rzeczy? – przeraził się Bobby. – Mój ojciec bierze digitaline.

– Mnóstwo ludzi ją zażywa, ale to nie znaczy, że digitalina zabija. Śmierć mojego ojca była dla wszystkich absolutnym zaskoczeniem i dlatego tak zdziwiła mnie ta informacja w „Observerze”.

Bobby skończył swoje jajko na bekonie, wytarł usta i rzucił papierową serwetkę na talerz.

– Biorąc pod uwagę stan zdrowia McMilliana, to dość zaskakujące, że lekarz przeprowadził dokładną sekcję. Mógł przecież z góry założyć, że to zawał. Rzadko przeprowadza się szczegółowe analizy chemiczne w przypadku zmarłych na serce.

Melanie zacisnęła usta.

– Tak. Mój ojciec był u swojego lekarza na kilka dni przed śmiercią i badanie wypadło świetnie. Nie było żadnych powodów do niepokoju.