Выбрать главу

– Zaraz u ciebie będę – obiecała Mia i odwiesiła słuchawkę.

I rzeczywiście zjawiła się w ciągu kilkunastu minut.

Melanie rzuciła się jej na szyję.

– Dzięki. Gdybyś nie przyjechała… Nie wiem, co mam robić, Mia. Dziś nad ranem ktoś próbował zabić Stana i teraz oni myślą… myślą, że to ja zrobiłam.

– Jezu! – Mia odsunęła siostrę na odległość ramienia. – Uspokój się i opowiedz mi, co dokładnie się stało.

Melanie zaczęła opowiadać łamiącym się głosem, z trudem powstrzymując łkanie.

– Myślą, że zabiłam Boyda i teraz próbowałam zabić Stana – skończyła swoją relację. – Uważają, że to ja jestem Mrocznym Aniołem.

– To niebywałe!

– Powiedz im to – westchnęła ciężko. – Spodziewam się, że jeszcze przed południem pojawią się tutaj… z nakazem przeszukania. Normalnie przyjęłabym ich z uśmiechem… Proszę bardzo, dowiodę wam swojej niewinności. Ale jeśli ktoś mnie w to wplątał… Bóg jeden wie, co mogą znaleźć… – Głos odmówił jej posłuszeństwa i chwilę trwało, zanim znowu mogła mówić. – Nie chcę, żeby Casey był przy tym. Możesz się nim zaopiekować do wieczora?

– Oczywiście, Mellie. Pomogę ci, jak tylko będę potrafiła.

– Muszę cię prosić o coś jeszcze, Mia. To bardzo ważne. – Ujęła dłonie siostry. – Pomóż mi znaleźć Ashley. Ona jest zamieszana w tę sprawę.

– Nie rozumiem. Jak Ashley…?

Melanie w skrócie opowiedziała Mii o swoich podejrzeniach.

– Pomyśl tylko, kiedyś w podróży służbowej do Charlestonu podszywała się pode mnie. Mogła to robić i przy innych okazjach.

– Mel, przecież ja miliony razy udawałam, że jestem tobą, co wcale nie oznacza, że…

– To były dziecinne wygłupy, ale w Charlestonie sprawa miała się inaczej. Miała mundur i fałszywy identyfikator. Poza tym jako reprezentantka firmy farmaceutycznej ma dostęp do różnych wiadomości przydatnych Mrocznemu Aniołowi. Wiele podróżowała, miała okazję znajdować nowe ofiary. Nie dość, że ja jestem gliną, to Ash przez pewien czas spotykała się z jakimś policjantem. W ostatnich tygodniach zachowywała się jak osoba o zachwianej równowadze psychicznej. To wszystko zgadza się z profilem. W piątek wieczorem zadzwoniła do mnie, a tej samej nocy ktoś zatruł granolę Stana. Mówiła coś bez sensu i bardzo chaotycznie… Przepraszała, błagała mnie o wybaczenie.

Mia podniosła dłoń do ust w geście zgrozy.

– Boże wielki. Ashley… Mroczny Anioł. Nie mogę w to uwierzyć.

– Ja też nie chcę w to wierzyć, ale nie wiem już, co myśleć. Wszystko się zgadza: jej wiedza, podobieństwo między nami, dziwne zachowanie ostatnimi czasy.

– Znajdę ją – obiecała Mia. – Weronika mi pomoże.

– Nie. – Melanie chwyciła siostrę za rękę. – Ona nie powinna. Nie może. Pracuje przecież w biurze prokuratora okręgowego.

Mia pokręciła głową.

– Znam Weronikę. Na pewno nam pomoże. Mnie pomoże. Jesteśmy…

– Ciocia Mia!

Mia odwróciła się gwałtownie, by przywitać Caseya.

– Cześć, tygrysku. Chodź, uściskaj swoją ciotkę Mię.

Chłopiec przegalopował przez pokój i rzucił się jej na szyję.

– Przyjechałaś pobawić się z nami?

– Jeszcze lepiej, kolego. Zabieram cię zaraz do siebie i spędzimy cały dzień razem. Tylko we dwoje. Ty i ja.

Caseyowi buzia się wydłużyła.

– Bez mamy?

– Trudno, kochanie. Mama musi jechać dzisiaj do pracy. – Mała bródka zaczęła niebezpiecznie drżeć, ale Mia była szybsza od łez. – Dzisiaj jest okropnie gorąco, więc pomyślałam sobie, że może… wybralibyśmy się popływać?

Łzy zostały szybko zażegnane i Casey wydał głośny okrzyk zachwytu. Zerknął na matkę, oczekując jej aprobaty, a kiedy Melanie skinęła głową, wybiegł z pokoju szukać swoich gogli i płetw. Melanie patrzyła za nim przez chwilę z uśmiechem, po czym zwróciła się do pani Saunders, która stała w progu. Melanie podziękowała jej i odprowadziła do wyjścia.

– Spakuję torbę Caseya – powiedziała do Mii, odprawiwszy sąsiadkę.

– Na wszelki wypadek spakuj mu trochę więcej rzeczy. – Mia wskazała dłonią w stronę kuchni. – Pozwolisz, że wezmę jedną colę light na drogę?

Melanie skinęła głową i poszła do pokoju Caseya. Razem zaczęli pakować torbę, pilnując, by mały zabrał wszystkie swoje ukochane zabawki.

Torba została szybko spakowana, a Mia czekała już przy drzwiach frontowych.

Melanie nachyliła się i uściskała synka.

– Kocham cię – szepnęła ze ściśniętym gardłem. – Baw się dobrze i bądź grzeczny. Słuchaj cioci Mii.

– Aha. – Casey oddał uścisk. – Ja też cię kocham… – Cofnął się i szeroko rozłożył pulchne rączki. – Taaaak bardzo!

Mia, czując że Melanie zaraz się rozpłacze, klepnęła lekko siostrzeńca i podała mu jego torbę. Drugi raz już tego dnia zapobiegła łzawej rodzinnej scenie.

– Biegnij szybko do auta i wrzuć swoje rzeczy. Masz tam przecież sprzęt do pływania. Co by było, gdybyś o nim zapomniał?

Z głośnym „ojej!” Casey wystartował do samochodu, a Melanie rozszlochała się. Ostatni raz tak płakała na pogrzebie matki.

– To wszystko jest takie niewiarygodne.

Mia objęła ją serdecznie.

– Wybrniemy z tego, siostrzyczko. Obiecuję ci, że wybrniemy.

– Proszę cię, nie dopuść, żeby Casey cokolwiek usłyszał…

– Oczywiście.

– Uważaj na telewizor…

– Wiem. Nie będę go w ogóle włączała. Stały przez chwilę oparte czołami, dopóki Melanie się nie uspokoiła. Już sama obecność siostry działała na nią kojąco. Nie potrafiła nawet wyrazić, jak bardzo.

– Musimy odnaleźć Ashley, Mia. Ona jest w to uwikłana. Wiem, że jest.

– Zajmę sie tym. Znajdę ją na pewno. Melanie spojrzała w stronę wielkiego lexusa, gdzie siedział już gotowy do drogi Casey.

– Ciągle nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Jak Ashley mogła… zrobić mi coś takiego? – Głos się jej załamał. – Dlaczego?

– Już są – szepnęła Mia. – Policja przyjechała.

Melanie natychmiast się wyprostowała i wytarła oczy. Przed domem zatrzymały się dwa wozy patrolowe i ford bez żadnych oznakowań. Z tego ostatniego wysiedli Harrison i Stemmons.

– Jedź już. Zabieraj Caseya.

Mia jeszcze przez moment się ociągała, patrząc w znękaną twarz siostry.

– Wierzę w ciebie, Mel. Wszystko będzie dobrze.

Ruszyła do samochodu, pozdrawiając mijanych detektywów. Melanie pokiwała do Caseya. Stała tak jeszcze, dopóki samochód siostry nie zniknął jej z oczu. Wtedy odwróciła głowę do Pete’a i Rogera, jakby dopiero teraz ich zauważyła.

– Wiedziałaś, że przyjedziemy. – Pete wręczył jej nakaz przeszukania.

– Tak. – Spojrzała na sześciu policjantów, którzy czekali przed domem. – Nie chciałam, żeby mój syn był przy tym.

– Rozumiem.

Melanie szerzej otworzyła drzwi.

– Nic nie znajdziecie, chłopcy – oświadczyła z fałszywą butą, śmiechu wartą, zważywszy na jej czerwony nos i mokre od łez policzki. – Róbcie, co macie robić, a potem niech każdy z nas wraca do swoich zajęć.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY SZÓSTY

Tak jak się obawiała, znaleźli całkiem sporo. Żadnej z tych rzeczy nigdy wcześniej nie widziała w swoim domu.

Taśmę samoprzylepną, identyczną jak ta, którą morderca zakleił usta Boyda, znaleźli pod przednim siedzeniem jeepa. Na regałach stały książki na temat alergii, trucizn i medycyny sądowej. W biurku pod papierami kilka par chirurgicznych rękawiczek.

Detektywi i dwóch techników przeczesywało dom, dwóch innych garaż, szukając mikrośladów. Adwokat, jeden z najlepszych obrońców w sprawach kryminalnych, którego polecił Melanie Greer, utrzymywał, że w samochodzie, w tym samym miejscu, gdzie ukryta była taśma, znaleźli coś, co miało być ponoć włosem łonowym. Wysłali go do laboratorium FBI do analizy.