Ogarnęła go fala żalu i smutku. Że nie mógł pomóc Suzi, że nie był w stanie odmienić przeszłości. Że zgasło na zawsze światło, którym promieniała jego siostra. Była zbyt dobrym człowiekiem, nosiła w sobie zbyt wiele obietnic, by skończyć w ten sposób.
Obudził się z zamyślenia i zapytał młodego agenta:
– Wiecie już, kim był ten mężczyzna?
– Tak, zidentyfikowaliśmy go na podstawie danych z kartotek dentystycznych. Godzinę temu dostaliśmy wyniki. Niejaki Daniel Ford. Wzięty adwokat. Najdziwniejsze w tym wszystkim, że miał jakoby zginąć w katastrofie samolotu lecącego do Chicago.
– Pamiętam ten wypadek. – Connor zmrużył oczy. Czuł pulsowanie adrenaliny. Znajome podniecenie. Wreszcie, po tylu latach, upomni się o sprawiedliwość dla swojej siostry. – Firma ubezpieczeniowa naturalnie wypłaciła polisę?
– Aha. Skasowała ją pogrążona w żałobie wdowa. Weronika Ford.
Dreszcz przeszedł mu po plecach.
– Weronika Ford – powtórzył. Przyjaciółka Melanie. Zastępca prokuratora okręgowego.
– Na razie niewiele o niej wiemy. Panieńskie nazwisko Markharn. Jej stary był przemysłowcem i łożył grubą kasę na różne cele społeczne. Nie było chyba żadnej poważniejszej inicjatywy w Charlestonie, której nie wsparłby swoimi pieniędzmi.
– Był? – zapytał Connor, chociaż znał odpowiedź, zanim padła z ust nieopierzonego agenta. – To znaczy, że nie żyje?
– Zgadza się. Umarł kilka lat temu. Wszystkie gazety się o tym rozpisywały. Zmarł w dość dziwnych…
– Okolicznościach – dokończył Connor. – Niech to jasna cholera! – Wyszarpnął z kieszeni telefon komórkowy i wystukał numer filii Biura w Charlotte, równocześnie rzucając polecenia swojemu młodemu koledze: – Potrzebny mi raport koronera, dotyczący zgonu Markhama, i helikopter. Tak szybko, jak to możliwe.
W aparacie odezwał się głos Rice’a.
– Steve, mówi Connor. Jestem w Charlestonie. Załatw mi nakaz aresztowania zastępcy prokuratora okręgowego Weroniki Ford. Podejrzana o zamordowanie Daniela Forda, Suzi Parks i kilku innych osób. To nasz Mroczny Anioł. Wreszcie ją dostaliśmy, ja ją dostałem.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY DRUGI
Kiedy siostra nie zareagowała na dzwonek, Melanie zaczęła dobijać się z całych sił do drzwi domu Mii.
Weronika była Mrocznym Aniołem, to ona próbowała obciążyć ją winą za swoje zbrodnie.
Ashley dostrzegła to w swoim zmąconym, zachwianym umyśle. Zazdrosna o kontakty Weroniki z siostrami, zaczęła mieć obsesję na jej punkcie. Była przekonana, że z tą kobietą coś jest nie w porządku, że nie jest tym, na kogo wygląda i za kogo chciałaby uchodzić.
Uciekając się do przebieranek i sztuczek, jak choćby ta odegrana w biurze prokuratora okręgowego, Ashley odkryła, że Weronika przyjaźniła się z kilkoma kobietami, których mężowie w dość niezwykły sposób nagle schodzili z tego świata. Było to naprawdę dziwne, ale nikt poza Ashley nie zwrócił na to uwagi.
Śledząc Weronikę, Ashley zaobserwowała jeszcze jedną niezwykłą rzecz. Pani prokurator bywała w nietypowych dla osoby o jej statusie miejscach: barach dla kierowców ciężarówek przy autostradach międzystanowych, tanich całonocnych restauracjach, podrzędnych klubach nocnych.
Chociaż Ashley czasami czekała kilka godzin, mając na oku samochód Weroniki, ta, zdarzało się, przepadała w jednym ze swoich ulubionych tanich klubów czy barów.
Ludzie wchodzili i wychodzili, wśród nich Ash kilka razy zauważyła ostrą blondynę ubraną od stóp do głów w czarne skóry, ale Weroniki wśród nich nie było.
Dopiero kiedy Ash usłyszała, że Melanie jest podejrzewana o zabicie Boyda, zrozumiała.
Wszystko się zgadzało. Melanie i Weronika były tego samego wzrostu i bardzo podobnej budowy. Przez Mię Weronika mogła bez trudu poznać rozkład dnia Melanie, miała dostęp do kluczy do jej domu, mogła nawet dowiedzieć się o ulubionej granoli Stana. Mia często odbierała z pralni chemicznej ubrania Melanie, a wśród nich również mundur policyjny.
Melanie nie przestawała łomotać w drzwi. Mia powinna potwierdzić to, co było już niemal pewne.
Drzwi wreszcie się otworzyły.
– Mia, dzięki Bogu! Gdzieś się podziewała?
– Co się dzieje? Biegałam. Przed chwilą wróciłam od strony ogrodu. Czemu robisz taki raban?
– Musisz mnie wysłuchać… Już wiem, kto mnie obciąża. To nie Ashley. Wiem, kim jest Mroczny Anioł! Musisz mi pomóc… Trzeba się zastanowić… Co dwie głowy…
Mia chwyciła dłonie siostry i pociągnęła ją do wnętrza domu.
– Mówisz jak obłąkana. Przede wszystkim wejdź i siadaj. I opowiadaj wszystko po kolei.
– Tak, Mel – odezwała się Weronika zza jej pleców. – Opowiedz nam wszystko.
Melanie poczuła gęsią skórkę na całym ciele. Obejrzała się powoli. W drzwiach prowadzących do kuchni stała Weronika ubrana w identyczny jak Mia strój do joggingu.
– Zacznij od początku. Od momentu kiedy po raz pierwszy wpadłaś na pomysł, żeby zgładzić swojego byłego męża.
Melanie pomyślała o wszystkim, przez co przeszła w ostatnich dniach: o Caseyu, Connorze, przeszukaniu. Zawrzała gniewem.
– Chciałaś, żeby tak właśnie myślano, prawda, Weroniko? Nic z tego. Wiem o tobie. Wkrótce wszyscy się dowiedzą.
– Powinnaś być pisarką – zauważyła Weronika z chłodnym uśmiechem. Podeszła do stolika, otworzyła niewielką ozdobną kasetkę, a kiedy się odwróciła, Melanie zobaczyła w jej dłoni pistolet. – Jesteś morderczynią, Melanie May. Zabiłaś szwagra i usiłowałaś pozbawić życia swojego byłego męża. Policja dysponuje dowodami.
– Których ty im dostarczyłaś!
– Ilu mężczyzn zamordowałaś? – zapytała Weronika, podchodząc bliżej. – Sukinsynów, którzy zasłużyli na śmierć? Gnojków i łajdaków, którzy wymknęli się sprawiedliwości?
– Dlatego właśnie ich mordowałaś? – Melanie chciała odwrócić się i zobaczyć, jak reaguje Mia, ale wolała nie spuszczać wzroku z Weroniki. Miała tylko nadzieję, że w odpowiednim momencie jej siostra zachowa się tak, jak powinna. – Bo zasługiwali na śmierć? Bo sama byłaś kiedyś ofiarą? Dlatego wcieliłaś się w rolę Mrocznego Anioła?
– Mroczny Anioł! – prychnęła Weronika. – To ty tak ją nazwałaś. Bardzo nieodpowiednie imię. Jej się ono nie podoba. Jest aniołem miłosierdzia. Aniołem sprawiedliwości.
– Czyżby? Ilu mężczyzn zginęło z jej miłosiernej ręki? – Melanie uniosła brwi w przesadnym zdziwieniu. – Sześciu? Dziesięciu? Dwudziestu?
– Powinna może ich żałować? Zastanów się, Melanie. Czy nie lepiej, że po świecie chodzi o kilka ludzkich śmieci mniej? Sama myślisz podobnie, tylko boisz się przyznać przed sobą, że to prawda.
Dwanaście ofiar. Tylu ich dotychczas było. Dokładnie dwunastu.
– Może masz rację. Może się boję. Zbyt się boję, żeby wkroczyć z pomocą. Ona to właśnie robi, prawda? Przychodzi z pomocą bitym i gwałconym kobietom?
Na twarzy Weroniki pojawił się pełen satysfakcji uśmiech.
– Mężczyźni tacy już są. Nigdy się nie zmieniają. Żebyś nie wiem jak ich kochała, jak bardzo chciała ich zadowolić. Dajesz i dajesz, aż nagle okazuje się, że nie masz już nic więcej do zaofiarowania. A oni bezustannie zadają ci ból. Zdradzają i zawodzą twoje zaufanie. Znają wyłącznie okrucieństwo.
– Anioł to rozumiał, ale kobiety, którym pomagał, nie rozumiały. Trzeba było dopiero otworzyć im oczy, uświadomić im ich sytuację – podjęła Melanie.
– Otóż właśnie. Należało sprawić, by wreszcie przejrzały. Należało im pomóc, dać drugą szansę, nowe życie.
Ona i Connor mieli rację. Anioła należało szukać przez kobiety, a nie przez mężczyzn.