Weronika chciała coś powiedzieć, poruszała ustami, ale nie mogła dobyć głosu z gardła.
– Nie słuchaj go! – krzyknęła Mia, widząc, że traci kontrolę nad sytuacją.
– Myślałem – szybko mówił dalej Connor – że Mrocznemu Aniołowi zależało na tym, by naprawiać krzywdy i przywracać sprawiedliwość. Czy zabicie niewinnej dziewczyny jest w twoim przekonaniu sprawie…
– Milcz! – krzyknęła Mia.
– Sprawiedliwe – dokończył Connor. – Teraz zamierzasz zabić mnie i Melanie. Dlaczego? Bo tego chce twoja przyjaciółka tak zazdrosna o siostrę, że nie potrafi spoj…?
– Powiedziałam, milcz! – Mia wyrwała Weronice pistolet z dłoni i wycelowała w Connora. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że posunął się za daleko. Zamknął oczy i zaczął odmawiać cichą modlitwę za Melanie.
W chwilę później poczuł eksplodujący w głowie ból.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SZÓSTY
Melanie stłumiła krzyk, kiedy Mia zdzieliła Connora kolbą pistoletu w głowę. W tej samej chwili zrozumiała, że jej siostra, którą znała, nie istnieje i nigdy nie istniała. Była jedynie wytworem jej wyobraźni.
Teraz musiała zapomnieć o własnych projekcjach i spojrzeć na nią zupełnie inaczej.
Prawdziwa Mia była zimna, bezwzględna i żądna zemsty.
Boyd. Oczywiście.
Gdy w szpitalu powiedział jej, że nie uderzył Mii, mówił prawdę!
Tak!
Spojrzała na kobietę, którą kiedyś nazywała siostrą, i odezwała się z udanym podziwem:
– Boyd nigdy cię nie tknął nawet palcem, prawda? Wymyśliłaś to wszystko.
– Bingo, siostrzyczko. Ten żałosny zboczeniec nigdy na coś takiego by się nie zdobył – zaśmiała się Mia. – Tak, był żałosny, ale zarabiał mnóstwo pieniędzy. Dzięki niemu mogłam żyć tak jak zawsze chciałam. Nie zamierzałam rezygnować z luksusu tylko dlatego, że nieopatrznie podpisałam intercyzę.
Connor jęknął i Melanie zmówiła krótką modlitwę dziękczynną. Żyje! Teraz powinna zrobić wszystko co w jej mocy, żeby uratować ich oboje. Jednak miała na to rozpaczliwie mało czasu.
– Teraz zaczynam rozumieć – mówiła dalej Melanie, zerkając na zdumioną Weronikę.
– Ułożyłaś sobie historyjkę o domowej przemocy: trochę łez, kilka siniaków dla uwiarygodnienia niegodziwości męża. Powiedz mi, co chciałaś przez to zyskać? Bo przecież nie chodziło ci o rozwód.
Mia prychnęła ze wzgardą wobec podobnej niedomyślności.
– Jasne, że nie. Nasza intercyza dotyczyła tylko rozwodu, natomiast w wypadku śmierci Boyda dziedziczyłam wszystko.
Widząc, że siostra nadal nic nie rozumie, pokręciła głową.
– Jesteś pozbawiona wyobraźni, Melanie. Rusz głową. Wszyscy wiedzieli, jaka porywcza potrafi być moja dzielna siostrzyczka. Jaka opiekuńcza. Gotowa zrobić dla mnie wszystko, nawet poderżnąć gardło własnemu ojcu. Postanowiłam wykorzystać te piękne cechy charakteru, żeby pozbyć się męża. Wydawało się to całkiem proste – opowiadała dalej Mia. – Miałam nałożyć twój mundur, zabić go z twojego pistoletu służbowego, gdyby udało mi się go podkraść, a jeśli nie, to z własnego. Potem należało tylko zadbać, by ktoś cię zauważył w pobliżu miejsca zbrodni. Tym sposobem pozbyłabym się was obojga. – Mia napuszyła się, dumna ze swojej przebiegłości.
– Zamierzałam to zrobić, kiedy byłabyś w domu z Caseyem i nie miałabyś alibi.
– I wtedy pojawiła się Weronika – mruknęła Melanie.
– Nie mogłam mieć lepszego sprzymierzeńca niż prokurator. Zrobiła to dla mnie. – Mia zaśmiała się, bardzo zadowolona z siebie. – Nie znaczy to, że naprawdę potrzebowałam, by ktoś mnie w tym wyręczał. – Znów roześmiała się triumfalnie. – No cóż, bardzo mi pomogłaś, Melanie, grożąc publicznie Boydowi. Zawsze wierzyłaś w to, co ci mówię.
– Ja też uwierzyłam – szepnęła Weronika.
– Okłamałaś mnie, Mia. Cały czas kłamałaś… Jak mogłaś?
Mia posłała jej wzgardliwe spojrzenie.
– Trochę więcej rozsądku, Weroniko. Takie jest życie.
– Byłam gotowa zrobić dla ciebie wszystko… Wszystko! Kochałam cię… a ty… – Załamał jej się głos. – A ty cały czas mnie okłamywałaś. Wykorzystałaś mnie.
– Rozwiązałaś moje problemy i naprawdę to doceniam. Zamierzałam zatrzymać cię przy sobie jeszcze przez pewien czas, jeśli to cię miało pocieszyć, ale teraz to już niemożliwe. Musisz jednak przyznać, że było całkiem miło. Niestety, się skończyło.
– Skończyło się. – Weronice łzy napłynęły do oczu. – Ale my… ja… nie rozumiem.
– Przecież to oczywiste. Policja już wie o tobie, a o mnie nie wiedzą nic. I nigdy się nie dowiedzą. – Mia westchnęła. – To naprawdę fatalnie, że zabiłaś Melanie i Connora. Usiłowałam cię powstrzymać, próbowałam ich ratować… – Mia zaczęła wczuwać się w rolę i mówiła drżącym, zrozpaczonym głosem – ale niestety nie zdołałam. Sama ledwie uszłam z życiem.
Weronika wydała mrożący krew w żyłach okrzyk i zaatakowała. W tym samym momencie Mia wypaliła z pistoletu Connora. Kula trafiła Weronikę, ale jej nie zatrzymała. Mia wypaliła ponownie.
Dopiero teraz Weronika zachwiała się i upadła na plecy, chwytając się za brzuch. Jej biały T-shirt zabarwił się krwią. Mia odwróciła się z uśmiechem do Melanie.
Rozległ się strzał i krzyk Melanie.
Miała wrażenie, że osuwa się w czarną czeluść. Cale życie przesunęło się jej przed oczami, najlepsze chwile: narodziny Caseya, jego pierwszy uśmiech, spacery z matką po plaży, dotyk dłoni Connora.
Krzesło upadło na podłogę. Mel czuła piekący ból w ramieniu, ale żyła. Ani jej, ani Connorowi nic się nie stało.
Dopiero teraz zobaczyła siostrę leżącą w kałuży krwi, z szeroko otwartymi oczami. Były martwe i puste.
Melanie przesunęła wzrok. Weronika opierała się ciężko o blat kuchenny. Zdołała się podciągnąć do niego siłą woli i sięgnąć po pistolet Mii. Patrzyła bez słowa na Melanie, w jej spojrzeniu był żal, rozpaczliwa prośba o wybaczenie. I ostateczna rezygnacja.
Podniosła pistolet i włożyła go do ust.
Po czym pociągnęła za spust.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SIÓDMY
Tak jak przewidywał Connor, ktoś w FBI przypomniał sobie o przyjaźni Weroniki i Mii, a Bobby zaniepokoił się, że od chwili, kiedy Melanie i Connor znikli w domu Mii, nikt ich już nie widział.
Zjawiły się posiłki. Znaleziono ich w kuchni skrępowanych taśmą.
Po oględzinach lekarskich przewieziono ich do FBI, gdzie złożyli zeznania. Był Greer, Lyons, Harrison, Stemmons i Rice. Lyons gratulował Melanie sukcesów w obu sprawach: Mrocznego Anioła i Joli Andersen. Rice napomknął, że miałby dla niej miejsce w Biurze. Szef FBI pospieszył z podobną ofertą.
Po złożeniu wyjaśnień byli wolni. Mogli teraz zastanowić się nad własnym jutrem.
Mia.
Melanie zatrzymała się w pół kroku, próbując przezwyciężyć grozę minionych godzin. Connor wziął ją w ramiona i przytulił do piersi.
– Wiem, jak to boli, kochanie. Wiem.
– Jak mam się z tym uporać? – zapytała łamiącym się głosem. – Jak… zapomnieć?
– Nigdy nie zapomnisz, ale pewnego dnia obudzisz się i stwierdzisz, że już tak strasznie nie boli. – Ujął jej twarz w dłonie. – Będę przy tobie tego dnia, Melanie. Będę przy tobie już zawsze.
– Kocham cię, Connor.
– Ja też cię kocham.
– Mamusiu!
Melanie odwróciła się. Jej synek stał kilka kroków od niej.
– Casey! – Przykucnęła i szeroko otworzyła ramiona. Stan puścił synka i chłopiec z szerokim uśmiechem na buzi rzucił się pędem do matki.