Ashley słuchała z wypiekami na twarzy.
– Sukinsyn! Co Mia ma zamiar zrobić?
– Zgadnij.
– Nic, tak? Boi się.
– Trafiłaś – przytaknęła Melanie przygnębionym głosem i podeszła do okna. Przez chwilę patrzyła na nocne niebo, po czym odwróciła się do siostry. – W takim razie co my z tym zrobimy?
– A co my możemy? – Ashley bezradnie uniosła ramiona. – To jej małżeństwo, Mel.
– Nie możemy przecież pozwolić, żeby ten drań ją bił!
– Skoro ona na to pozwala…
– Jak możesz tak mówić? – Zaskoczona postawą Ashley, Melanie gniewnie pokręciła głową. – Doskonale wiesz, jakie to dla niej niebezpieczne. Dla każdej z nas, jeśli pomyśleć o naszej przeszłości. Wszystkie trzy stanowimy znakomity materiał do badań dla wiktymologa, bo mamy mentalność ofiar. Kogoś takiego łatwo można zastraszyć i bezkarnie się nad nim znęcać.
– Mów za siebie. – Ashley wyciągnęła z sałatki kolejny kawałek ogórka. – Nasz ojciec był potworem, ale leży już w grobie. Mnie udało się uwolnić od niego i od wspomnień.
– A jakże. Dlatego szerokim łukiem omijasz wszystkich mężczyzn.
Ashley zmrużyła oczy.
– Nie mówimy teraz o mnie i o moim stosunku do facetów.
– To prawda, bo mówimy o tym, jak pomóc naszej siostrze. Ale ciebie to najwyraźniej nie interesuje.
Ashley zamarła na moment, po czym wstała ze stołka. Drżała na całym ciele.
– Kocham Mię tak samo jak ty, Melanie, ale nie próbuj mnie namawiać, żebyśmy…
– Nie zamierzałam…
– Owszem, zamierzałaś. Na swój sposób. – Ashley spojrzała jej prosto w oczy. – Chcesz usłyszeć prawdę? Uzależniłaś Mię od siebie. Opiekujesz się nią, chuchasz na nią i dmuchasz. Tak było, od kiedy sięgam pamięcią. Czego tym razem oczekuje od ciebie? Że ją rozwiedziesz? Aresztujesz Boyda? Zastrzelisz go? A potem znajdziesz jej nowego, tym razem czułego i opiekuńczego męża?
– Bardzo śmieszne, Ash.
– Wcale nie żartuję. Pozwól jej wreszcie stać się dorosłym człowiekiem.
Melanie z trudem panowała nad wzbierającą w niej wściekłością.
– Uważasz, że powinnam stać z boku i patrzeć, jak ten bydlak się nad nią znęca?! Uroczo, Ash. Prawdziwie siostrzana postawa.
– Żebyś wiedziała. Mia sama musi podjąć decyzję, sama musi zacząć się bronić. Tak, stój z boku. Służ radą, kiedy poprosi, ale nie próbuj ratować jej na siłę, bo to bez sensu.
– Może ty tak potrafisz, ale ja nie.
Ashley wciągnęła gwałtownie powietrze.
– Skończ z tą świętoszkowatością. Jesteś wobec niej taka opiekuńcza, bo czujesz się winna.
– Winna? – Melanie uniosła brwi w przesadnym niedowierzaniu. – Niby dlaczego miałabym czuć się winna?
– Głupie pytanie, Mel. Czujesz się winna, bo Mia była dla naszego tatusia dziewczynką do bicia.
– Opowiadasz straszne bzdury. Z jakiej racji miałabym…
– Mimo że byłyście identyczne, on zawsze znęcał się nad nią.
Melanie mimo woli cofnęła się o krok, jakby ktoś zdzielił ją pięścią między oczy. Odwróciła się plecami do Ashley, podeszła do drzwi na uginających się nogach, chwilę nasłuchiwała, czy z pokoju Caseya nie dochodzą żadne odgłosy, wreszcie przymknęła drzwi, pozostawiając niewielką szparę.
– To nie była moja wina. Nie mogę odpowiadać za bestialstwo ojca. Nie mam powodów czuć się winna.
– Ale się czujesz. Ciągle usiłujesz zadośćuczynić jej to, że sama byłaś złotym dzieckiem, a ona katowaną i poniżaną ofiarą.
– Nic nie rozumiesz. Nigdy nie rozumiałaś.
Ashley zacisnęła usta.
– Ponieważ nigdy nie należałam do waszego klubu, tak? Ashley wykluczamy, bo jest trochę inna niż my dwie, siostrzyczki bliźniaczki.
– Ja i Mia nigdy nie tworzyłyśmy żadnego klubu i nigdy cię nie wykluczałyśmy, Ash.
– Daj spokój – żachnęła się. – Zawsze byłam trzecią siostrą. Piątym kołem u wozu. Nadal jestem.
Melanie pokiwała z politowaniem głową.
– Kiedy zaczynasz tak gadać, doprowadzasz mnie do szału.
Ashley postąpiła kilka kroków i zatrzymała się.
– Czy przyszło ci kiedyś do głowy, że ponieważ jestem inna, widzę jaśniej i wyraźniej? Ciebie, Mię, ojca… wszystko, co się działo między nami?
– Mia mnie potrzebuje. Jest wrażliwsza niż ty i ja, a przez to bardziej bezbronna. Z tego powodu właśnie ją ojciec sobie upatrzył. Wiedział, że nie będzie walczyła. Dlatego musiałam go wreszcie powstrzymać.
Ashley otworzyła usta, chciała coś powiedzieć, ale w tej samej chwili zadzwonił telefon. Melanie podniosła słuchawkę.
– Dobry wieczór, Stan.
Ashley skrzywiła się i sięgnęła po torebkę.
– Muszę już iść.
– Stan, możesz poczekać chwilę? – Melanie zasłoniła słuchawkę dłonią. – Zostań, proszę.
Ashley pokręciła głową, a na jej twarzy na krótki moment odmalowało się wahanie i nerwowa niepewność.
– Zadzwonię.
Melanie wyciągnęła rękę na pożegnanie. Teraz bardzo żałowała, że wywołała kłótnię.
– Umówimy się na kawę w piątek?
– Może. Nie obiecuję.
– Kocham cię.
Ashley uśmiechnęła się.
– I ja, i ja ciebie, dzieciaku. – Zatrzymała się jeszcze w drzwiach ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. – Powiedz temu fiutowi, że go pozdrawiam i żeby smażył się w piekle.
Melanie odprowadziła siostrę wzrokiem, po czym wróciła do rozmowy z byłym mężem.
– Słucham, Stan?
– Która z twoich sióstr jest u ciebie? – zapytał ostrym tonem. – Beksa czy zdzira?
Melanie puściła mimo uszu epitety.
– Ashley. Właśnie wyszła. Prosiła, żebym cię od niej pozdrowiła.
– Aha, na pewno. Prędzej życzyła mi, żebym się smażył w piekle.
Melanie z trudem pohamowała się, żeby nie parsknąć śmiechem.
– Masz do mnie jakąś sprawę?
– Mam. Chodzi o to morderstwo. Jesteś w nie zaangażowana?
– Zaangażowana w morderstwo? – powtórzyła Melanie, udając idiotkę.
Stan prychnął, wyraźnie zniecierpliwiony.
– Nie wygłupiaj się. Bierzesz udział w dochodzeniu?
– Zbrodni dokonano w Whistlestop. Owszem, biorę udział w dochodzeniu. – Uśmiechnęła się do siebie, doskonale wyczuwając poirytowanie Stana. – Oczywiście rozumiesz, że nie mogę rozmawiać z tobą na ten temat. Żadnych informacji, żadnych szczegółów.
Stan zaklął.
– A co mnie obchodzą szczegóły! Nie chcę, żeby moja żona miała cokolwiek wspólnego z…
– Była żona – sprostowała Melanie. – Teraz Shelley ma cię na głowie, dzięki Bogu. Czyżbyś przypadkiem o niej zapomniał?
– Nie wysilaj się na złośliwości, Melanie. Ma się rozumieć, że nie zapomniałem o Shelley.
– Jako mój były mąż – ciągnęła Melanie – nie masz nic do gadania w moich sprawach. Nic a nic. Sama decyduję o tym, co robię i dlaczego. Czy wyraziłam się wystarczająco jasno?
– Nie, jeśli twoje decyzje mogą źle się odbić na naszym synu.
– Nasz syn ma się świetnie – Jest szczęśliwy, zdrowy, otoczony miłością. To, że jestem zaangażowana w dochodzenie dotyczące morderstwa, nie jest dla niego bardziej szkodliwe niż twoje adwokackie potyczki w sądzie.
– I w tej kwestii nasze opinie się różnią.
Melanie zaśmiała się sucho.
– Nasze opinie różnią sie w każdej kwestii, Stan. Jeśli nie masz do mnie innych spraw, kończmy. Jest późno, miałam ciężki dzień, jestem głodna i zmęczona.
– Owszem, mam. Musimy porozmawiać o przyszłości, Melanie. O przyszłości Caseya. – Zamilkł na moment, po czym podjął na nowo: – W przyszłym roku pójdzie do szkoły.