Выбрать главу

Barnaro chrząknął, a potem przybrał wyjątkowo uroczysty wyraz twarzy, taki sam, jakiego używał w Teatrum.

– Otrzymasz najpotężniejsze narzędzie prawne, jakie tylko wymyślił Nieogarniony Geniusz Cesarza. Otrzymasz topazowy glejt. Z nim będziesz wszechmocny. Z nim nie będzie się ciebie imać żadne oskarżenie. Z nim będziesz mógł uczynić każde zło w służbie dobra.

Gadaj zdrów, pomyślał kapitan Ritavartin podczas pierwszej kontroli, której poddano jego juki przy wyjeździe z miasta Bieła Woda.

– Po co kapitan Kancelarii Wywiadu wyjeżdża z miasta? – pytał wyniosły i podejrzanie podobny do Hengista oficer Służby Kontroli Dróg. Było mało służb, którymi Ritavartin gardził tak dogłębnie, jak nieszczęsna Służba Kontroli Dróg.

– Po co może jechać oficer wywiadu? Żeby wywiadować.

– Nie żartuj sobie ze mnie, kapitanku. Widzisz moje pagony? Jestem podpułkownikiem.

– A ja jestem oficerem wywiadu i podlegam tylko mojej Kancelarii. Nie żartuj sobie ze mnie, podpułkowniczku.

– Chłopcy, brać go.

Kapitan Ritavartin bez słowa wyjął topazowy glejt spod koszuli, gdzie trzymał go na piersi, na łańcuszku.

– Chłopcy, brać go – powtórzył cherubinek z drogówki. – Brać go i odebrać mu niebezpieczny przedmiot.

Kiedy chłopcy leżeli na ulicy pochlastani razem z cherubinkiem, Ritavartin skierował się w stronę bramy miasta. Wtedy jednak na ulicy musiał pojawić się jeden z nielicznych pozostałych mieszkańców grodu, rumiany cywil w szaroniebieskiej bluzie i takich pludrach. Widząc trupy, rumiany chwycił glinianego kogutka i zaczął gwizdać. Zgodnie z ostatnim zarządzeniem Barnara, każdy cywil musiał nosić przy sobie kogutka-gwizdawkę. Tak, aby na widok każdej nieprawości móc wezwać gwizdem znajdujących się akurat w pobliżu funkcjonariuszy.

Takim znajdującym się akurat w pobliżu funkcjonariuszem był Ritavartin.

– Słucham, o co chodzi?

– Jesteście funkcjonariuszem, obywatelu?

– Tak. Jestem kapitanem wywiadu i dlatego po cywilnemu.

– Aha. Melduję posłusznie, że właśnie zabiliście czterech innych funkcjonariuszy.

– To w ramach czynności służbowych.

– Aha. Proszę o wybaczenie. Ale zameldować musiałem.

– Rozumiem. Jednak obiektywnie przeszkodziliście mi w czynnościach służbowych – powiedział Ritavartin, kątem oka widząc nadbiegającą Straż Miejską. – Idźcie do naszego komendanta Barnara i zgłoście się do Teatrum.

– Ja sam?

– No bo ci już was nie aresztują. – Ritavartin wskazał ręką patrol Straży Miejskiej.

– Co tu się dzieje? – zagrzmiał sierżant Straży.

– Właśnie zabiłem trzech funkcjonariuszy drogówki.

– Co?

– Jestem Ritavartin, oficer wywiadu. I zabijam wszystkich, którzy przeszkadzają mi w wypełnieniu obowiązków służbowych. Wszystkich, rozumiecie?

– Co?

– Oj, chyba nie rozumiecie.

– Chłopcy, brać go!

Tym razem Ritavartin nie trudził się nawet okazywaniem najpotężniejszego glejtu cesarstwa. Od razu zaczął zabijać.

Ciekawe, pomyślał. Ciekawe, jak to będzie na Północy. Tutaj nikt nie respektuje glejtu, bo są służbistami. Tam podobno nikt nie respektuje glejtu, bo mają służbę w dupie. I jak ja znajdę tego Hengista? Gdzie on teraz, skurwysyn, jest? Pewnie w jakimś lochu czeka na egzekucję. Stracą go na wszelki wypadek albo poślą do Rombu, zanim ja zdążę to zrobić, i wyjdzie na to, że nie wykonałem zadania. A może ukrywa się gdzieś na Północy? Pewnie klęczy w jakiejś świątynce i modli się o cudowne uratowanie własnej dupy. Pewnie płacze, smarcze, gryzie palce, pluje sam na siebie, wyje z rozpaczy, że zdradził Cesarza.

– Wy… Jak wy się tam nazywacie?

– Watanabe. Viran Watanabe.

– Kiedy otrzymaliście polecenie wykonania tej długiej, jak mówicie, trzydziestoletniej już egzekucji?

– Dokładnie trzydzieści lat temu.

– No tak, to logiczne. Ile lat już byliście katem?

– Byłem młodziutki, ledwo skończyłem terminować. To było moje pierwsze zadanie.

– Chcecie powiedzieć, że przez całe życie torturujecie tylko jedną osobę?

– Tak jest.

– Hm… Można powiedzieć, jesteście katem osobistym.

– Ale zawsze w służbie Cesarza!

– Przepraszam, nie chciałem was urazić. To znaczy, urazić was będę musiał nie raz, i to dotkliwiej, na pewno zdajecie sobie z tego sprawę, ale nie myślcie, że sprawia mi to przyjemność. Mnie akurat nie. Oczywiście, wiem, że jesteście katem państwowym, Cesarskim, pod każdym względem. Nie ma tu żadnej prywaty. Tym bardziej że po trzydziestu latach pewnie zaczęliście się przywiązywać do ciała… To znaczy, do skazańca.

– Oszukiwałbym Jaśniejącą Diamentowym Blaskiem Sprawiedliwość, gdybym udawał, że nie. Pojawiły się u mnie pewne odruchy… emocjonalne. Ale żadną miarą nie wpłynęły na jakość mojej pracy! Jestem profesjonalistą!

– Niestety, nie jesteście. Profesjonalista czy nie, wierny poddany Cesarza oddaje się całkowicie Wspaniałej Cesarskiej Misji i nie ma żadnych ubocznych czy pobocznych odruchów. Choćby nie wiem jak marginalnych.

– Tak jest!

– Tatusiu, a kto to jest?

– Wijun.

– Kto to jest wijun?

– Tak tutaj mówią na Północy. Po naszemu to byłoby „fullettu”.

– Przecież wiesz, że ja nie mówię po naszemu.

– No i bardzo dobrze. I tak tu będziesz miała dość kłopotów.

– Ale kto to jest „fuletu”?

– Fullettu. Dosłownie to znaczy „wariatuńcio”. Albo „głupotek”. Nie wiem, kto ich tak nazwał. Ani dlaczego, bo to ficci ‘e puttana są, nie żadne wariatuńcie.

– Tatusiu, a co to są ficci ‘e puttana?

– Nie powtarzaj za mną, niech cię Ukryci strzegą. Jakby kapłani usłyszeli, że dziewczyna przeklina, i to jak południowiec, twoja głowa znalazłaby się w słoju na rynku.

– Jak to moja głowa?

– Tak to. Odcięta i wystawiona na widok publiczny. Tyle że słój by przysłonili babią szma… To znaczy welonem. W końcu jesteś już kobietą. To znaczy, jesteś już kobietą według tutejszego obyczaju. Tylko ja mogę oglądać twoją twarz. Twój tyłek może oglądać każdy stary klecha, ale twoją twarz tylko ja. No i ewentualnie twój przyszły mąż.

– A to jest mój przyszły mąż?

– Zwariowałaś?

– Taki… ładny.

– O tak, ładni to oni są, skur… Ficci ‘e puttana.

– To dlaczego mówisz o nich brzydko?

– Bo to mordercy. Najgorsi wrogowie ludzi.

– A to nie są ludzie?

– No pewnie, że nie. Popatrz na jego uszy.

– Oj… Skaleczył się, biedak. Może musiał stoczyć jakiś rycerski pojedynek?

– Tak, jak był jeszcze w pieluchach. Stoczył pojedynek z nożem swojej matki. Posłuchaj mnie teraz uważnie, nie przerywaj. I nikomu nie powtarzaj, choćby nie wiem co.

– A komu miałabym powtórzyć? Nie mam ani jednej przyjaciółki. Ani jednego przyjaciela. Nigdy nikogo nie widuję.

– No i bardzo dobrze. Gdybyś odezwała się do obcego, urżnęliby ci w najlepszym wypadku język. A gdybyś opowiedziała obcemu to, co ja ci mówię, to poszlibyśmy na klęczenie-miażdżenie. Albo hen, do Rombu.

– Ja nie mówię o obcych, mówię o przyjacielu. Przyjaciel nie jest obcy.

– Naucz się, że przyjaciel jest najbardziej obcy.

Na chwilę zapadło milczenie.

– To znaczy, że on może być naszym przyjacielem? Jest przecież całkiem obcy.

– Ty masz naprawdę źle w głowie. A że ja jestem człowiek mądry, który nawet w takim syfie jakoś sobie radzi, to zaczynam wątpić, czy naprawdę jesteś moją cór… No przestań! Żartowałem! No przestań się mazać, na Ukrytych, przestań, bo mi serce całkiem wysiądzie. Myślisz, że mi jest łatwo?

– Nie… Tatusiu, ja wiem, że nie… Ale proszę, nigdy więcej tak nie mów.

– Dobrze. Obiecuję. A teraz słuchaj uważnie i nigdy, przenigdy nie powtarzaj, chyba że jak będziesz sama miała dziecko i ono osiągnie ten wiek, co ty. I oczywiście pod warunkiem, że jeszcze będziesz miała język. Dobra. No więc na początku Ukryci stworzyli człowieka. Wybrali do tego celu same najmądrzejsze stworzenia. Najmądrzejsze i najwspanialsze. Wzięli ssa vipara, wzięli ssa talpa…

– Tato! Ja nie mówię po naszemu.

– Dobrze, dobrze. No więc ssa vipara to jest takie zwierzę, które żyje na Południu. Jest przepiękne. Nie ma nóg, tylko takie długie ciało…

– Jak robak?

– Tak. Nie. To znaczy tak, ale robak przy ssa vipara to jest jak zasrany gołąb przy kolorowym żurawiu, jak kundel przy rasowym wyżle pościgowym Cesarskiej Kancelarii Zwiadu, jak…

– Jak my przy fullettu?

– Co?

– No, robak, tylko piękniejszy. A to jest człowiek, tylko piękniejszy.

– To nie jest człowiek! Słuchaj, to będziesz wiedziała. No więc Ukryci użyli też ssa talpa. To strasznie mądre stworzenie, też żyje na Południu. Nie ma oczu, ale doskonale radzi sobie pod ziemią. Buduje całe labirynty i nigdy się w nich nie gubi. A ssa vipara też jest sprytna, potrafi wszędzie wpełznąć i jak ugryzie… Ale nieważne. No i kiedy Ukryci stworzyli człowieka, to potem odeszli i nie wiemy, jak wyglądają. Niby są namalowani na Świętym Obrazie, ale mało kto widział Święty Obraz w całości i w prawdziwej postaci, bo kapłani go ciągle zasłaniają, a jeżeli nawet ktoś dokładnie Obraz obejrzy, to podobno i tak nie wszystko zrozumie. A poza tym, tak naprawdę nie wiadomo, która z postaci jest prawdziwa. Tu, na tej Północy jeba… ‘e miarda… w każdej świątyni znajduje się, jak mówią, inna wersja, coś tam innego jest wymalowanego. Nie wiem, bo nie ma za bardzo jak się przyjrzeć. Nieważne. No i po tym, jak nas Ukryci stworzyli, gdzieś zniknęli. Ukryli się, gdzieś schowali i dlatego mówimy o nich: „Ukryci”. Tyle że wtedy zaczęły nas nachodzić wijuny. To znaczy fullecci.

– Fullettu?