– Taaak!!!
– Odpowiedź w myślach nie będzie wystarczającym wybiegiem, aby uniknąć obu z tych kar. Szacunek dla Cesarza wymaga głośnego mówienia!
– Taaak!!!
– No dobrze, mówiliśmy o Obrazie. Obraz jest potężną bronią. I w związku z tym pytałam cię, czy myślisz, że jestem nieomylna.
– Taaak!!!
– Cicho, przecież teraz cię nie pytam. Już mi odpowiedziałaś. Uważasz, że jestem nieomylna. Być może, ale wyobraź sobie, że ja tak nie uważam. Chociaż istnieję od zawsze, chociaż moje doświadczenie i moja wiedza są nieskończone… Mimo to zakładam, że nawet ja mogę się mylić. Robię to, co moja nieskończona wiedza i nieskończone doświadczenie wskazują mi jako nieskończenie słuszne, ale uznaję, że nawet one mogą być nieskończonym błędem. Bo nieomylnie stwierdzić, że ktoś jest nieomylny, można jedynie w przypadku Człowieka-Dobro. Ale jego nie ma, jestem tylko ja.
– Taaak!!!
– Co, chcesz się wykrzyczeć, zanim przyjdzie zakaz? Nie uda ci się. Choćbyś płuca wykrzyczał, nie uda ci się teraz wykrzyczeć tych krzyków, które i tak przyjdą podczas tortur. Których nie zdołasz powstrzymać. Które spowodują tylko coraz gorsze i gorsze udręczenie, bez końca… No, pewnie nie możesz się doczekać, co?
– Taaak!!!
– Znowu nieszczerość. A już myślałem, że robisz postępy, synku córeczko. No to, w takim razie szybko opowiem ci wszystko, żeby zaraz, już bez żadnych opóźnień, przystąpić do wychowywania cię…
– Taaak!!!
– Lepiej nie pogarszaj swojej sytuacji tymi fałszywymi okrzykami. No więc Obraz to furtka, jaką zostawiłem ludziom. Jeżeli jest jakaś możliwość, że się mylę, to musi też być jakaś szansa, że ludzie obalą moją władzę. Oczywiście, jest to szansa nieskończenie mała. Znam ich wszystkie myśli, wiem, co planują, tak że żaden z nich nie ujdzie kary… Zawsze też mogę sam się napoić moim własnym mlekiem, co też regularnie robię, dlatego gdyby nawet doszło do walki wręcz, potrzeba byłoby dziesięciu wojowników lub dwudziestu łuczników, żeby można było spróbować zamachu. A ja i tak wyczuję ich myśli, zanim jeszcze się zbliżą. Ja słyszę wszystkie myśli moich poddanych. Zawsze.
Chyba że myślisz o czymś innym, już miał pomyśleć Hengist, ale się powstrzymał i natychmiast zapomniał o tej niedoszłej myśli. On sam nadal czuł to, co nie opuszczało go od pierwszych dni w Rombie. Czuł, że powoli, ale nieustannie zbliża się coś, co bardzo Cesarza nie lubi. Wiedział, że wciąż musi Cesarza maksymalnie rozpraszać, zarówno wrzaskami, jak i pytaniami, tak jak to robił do tej pory. I wiedział, że nie wolno mu ani przez chwilę pomyśleć o tym, co się zbliża.
– Szansa każdego zamachowca jest nieskończenie mała… Ale tak samo nieskończenie mała jest szansa, że moje nieskończone doświadczenie i wiedza się myliły. Niemniej jednak postanowiłem stworzyć coś, co może skłonić ludzi do buntu. Tak, aby dać im tę nieskończenie małą szansę. Więc moja córciu syneczku… A właściwie syneczku syneczku, bo widzę, że pod wpływem tortur zmężniałeś… To znaczy znowu stałeś się mężczyzną, tylko mężczyzną…
– Taaak!!!
– To normalne, ból uruchamia gniew, pragnienie agresji, czyli mechanizmy męskie… Dobrze. Na Świętym Obrazie znajduje się ciało nagiego, storturowanego człowieka, którego brzuch jest tak zmasakrowany, tak pocięty, że została na nim wycięta moja twarz. Bardzo dokładnie i realistycznie, jakby to nie był skalpel kata, tylko ołówek mistrza. W wycięciach imitujących moje oczy widać nawet sine kawałki wątroby, sine i sfioletowiałe, a ja, jak widzisz, mam fiołkowe oczy…
– Taaak!!!
– Fałdy oberżniętej skóry sterczą w dwóch miejscach na boki w taki sposób, że wyglądają dokładnie jak uszy, i to moje, spiczaste. Usta wykrzywione są w szerokim uśmiechu i niczym szyderczy jęzor, sterczą z nich flaki człowieka, zakończone żmijami. Wyobraź sobie, że nawet mając tak dokładną wskazówkę, ludzie nie ośmielili się zbuntować! Od razu zaczęły się pojawiać upiększone, złagodzone wersje Obrazu, które szybko uznano za prawdziwe. Kapłani, którzy mieli czcić obraz, zaczęli go ukrywać, a następnie fałszować. W końcu tych, co posiadali jakieś bardziej zbliżone do prawdziwości wersje obrazu, zaczęto prześladować jako heretyków… A ja nie ingerowałem. Obraz miał działać sam. Obraz to było to nieskończenie małe minimum samodzielności, jakie mogłem dać ludziom. W tym sensie rzeczywiście powinien być dla ludzi święty. – Taaak!!!
– Dobrze. Przejdźmy teraz do tortur.
– Taaak!!! Ale… ale mam jedną maleńką prośbę, tatusiu mamo.
– Tak, syneczku?
– Bądź ze mną, kiedy będę torturowany! Trzymaj mnie za rękę… Ty jesteś taka wrażliwa, ty się tak we wszystko wczuwasz… Wczuj się trochę w moje tortury!
– Oczywiście, synku. Ja się wczuwam we wszystko. Przede wszystkim w tortury. Ja w nich uczestniczę. Nawet sam nie wiesz, jak.
– No, panowie… To już stolica.
– O, kurwa…
Wspaniale Cesarskie Miasto Pierwszej Kategorii wyglądało jak jeden, ale za to gigantyczny dom. Tyle że bez okien. Jego szare mury rozciągały się szeroko wśród błotnistych pól, ale sięgały niemal równie wysoko.
A jeszcze bardziej niż dom stolica przypominała ogromny kamienny powóz. Było tak ze względu na gigantyczne posągi, wysokością dorównujące murom i stojące przed nimi w szczerym polu. Były połączone z wieżami na murach długimi łańcuchami i pochylały się do przodu. Wyglądało to tak, jak gdyby posągi ciągnęły całe miasto do przodu za pomocą tych łańcuchów.
– Kto to jest ta uśmiechnięta baba?
– To uosobienie Radości Posłuszeństwa w Obliczu Bólu.
– Aha. To chyba nie chcę wiedzieć, kim jest ten przerażony wąsacz.
– To Pochwała Słusznego Strachu w Obliczu Wspaniałości Cesarskiej. Na jego piersi jest tablica, widzisz… Napisane jest na niej: „Gdyby nie to, że Wszechpotężna i Niezasłużona przez nas Łaska Cesarska raczy chcieć naszego życia, każdy poddany wobec Jaśniejącego Oblicza Cesarza winien natychmiast umrzeć ze strachu”.
– Co ty, widzisz runy z tej odległości?
– Nie. Słyszałem o tym napisie. Ja tu nigdy nie byłem.
– Aha – powiedział Ardżu. – Myślałem, że będziesz wiedział, jak nas wprowadzić.
– To, że nie byłem, nie znaczy, że nie wiem. Gdy się ukrywałem, pracowałem przez jakiś czas jako logistyk w Kancelarii Zaopatrzenia. Wiem trochę o transportach i o obyczajach kwatermistrzostwa. I o tym, jakie zamówienia składa Cesarska Straż Miejska Pierwszej Kategorii.
– Tak? To co według tej wiedzy powinniśmy teraz zrobić?
– Uważać na patrole. I na nogi. Pola wokół miasta są pełne pułapek. A właściwie są jedną wielką pułapką. To, co widzicie, to jest błoto w stanie idealnym. Nie bagno, ale i nie ziemia. Kto wejdzie, ten się zapadnie po szyję. Nie utopi się, ale i nie wyjdzie, póki nie przyjdzie Straż Pierwszej Kategorii, żeby wyciągać delikwentów takimi długimi bosakami. Wiem o tym, bo ciągle dostawaliśmy zamówienie na bosaki.
– To jest przeciwko tym, którzy próbują się dostać do miasta, czy przeciwko tym, którzy próbują z niego wyjść?
– Przeciwko jednym i drugim. Ci, co mieszkają poza stolicą, myślą, że tam jest trochę lepiej. Ci, co mieszkają w stolicy, robią wszystko, żeby z niej uciec. Jedni i drudzy są w błędzie. Aha, i nie pijcie wody z żadnego potoku ani strumienia. Straż Pierwszej Kategorii zamawia miesięcznie setki cetnarów ziół usypiających i soli morskiej. Warzą z tego specjalną solankę, którą codziennie wlewają do wszystkich cieków wodnych naokoło miasta. Każdy, kto choćby zwilży usta, natychmiast zaśnie i w większości wypadków wpadnie do wody. W nasyconej solą wodzie nie utonie, ale dopłynie do kanału, który prowadzi do podziemnego jeziora znajdującego się pod fundamentami Rombu. Tam wyławia się ciała. Większość nie żyje, bo wpada do strumienia nosem w dół. Ich zakonserwowane przez sól ciała zostają wystawione na pośmiewisko na ulicach miasta, z namalowanymi na twarzach maskami klaunów. Ci nieliczni, którzy dopłyną do jeziora w uśpieniu, budzą się w Rombie.
– A jak my dostaniemy się do miasta?
– Właśnie tak.
– Dziękuję pięknie, nasz dowódca zwariował.
– Nie – powiedział Ardżu. – Ja wiem, o co mu chodzi. Oni tam są przyzwyczajeni do trupów i do ludzi uśpionych. Nie będą się spodziewać, że nagle pojawią się cztery przytomne krasnoludy z toporkami i nożami. Wybijemy ich i od razu będziemy w podziemiach Rombu. Od razu będziemy mogli wziąć się do roboty. Bo tam jest przecież nasz cel. Mamy podkopać fundamenty i zburzyć Romb. To klasyczny fortel, wpłynąć pod fortecę podziemnym kanałem.
– Nie, to nie tak – zaprzeczył Agni.
– Nie?
– Nie.
– To co, mamy dać się aresztować?
– W pewnym sensie.
– Aha. Czyli jednak nasz dowódca zwariował.
– Komenda Podziemnego Odłowu zamawia corocznie osiemdziesiąt mieczy i dwieście kusz. Choćby nie wiem jak byli zaskoczeni, nie dadzą się pobić czterem krasnoludom z toporkami. Po prostu jest ich za dużo.
– Ciekawe, dlaczego tylu ich tam jest.
– Bo podziemny kanał to, poza główną bramą, jedyna droga do Rombu. A wpłynąć pod fortecę podziemnym kanałem to klasyczny fortel. Oni też o tym wiedzą.
– To co my mamy zrobić?
– Wpłyniemy tam, udając trupy.
– Nie…
– Znowu dwa dni bezruchu?!
– Najwyżej dzień. Oni nigdy nie zamawiali ziół do balsamowania. To znaczy, że nie będą nas mumifikować, bo trupy konserwuje już sama solanka, którą płyną. Nie zamawiali też siana do wypychania. Zwłoki docierają do nich już zesztywniałe, wystarczy namalować maskę klauna na twarzy i postawić na ulicy, pod ścianą.
– I co, nas też tak mają postawić?
– Tak.
– Ale w ten sposób nie dostaniemy się do podziemi Rombu. To znaczy, dostaniemy się, ale zaraz je opuścimy, bo wyniosą nas na ulicę.
– Trudno. Ale w ten sposób przynajmniej będziemy w mieście.
– Ale to głupie, być tak blisko celu i…
– Z miasta łatwiej dostaniemy się do Rombu niż z podziemnego jeziora, które jest pod strażą stu ludzi.
– Nie wątpię. Z miasta, pełnego szpicli, na pewno łatwo dostaniemy się do Rombu. I nigdy go już nie opuścimy.