Выбрать главу

– Dokąd pobiegliście?

– Spełnić obowiązek.

– Co ty mówisz? Pobiegliśmy ze strachu do domu.

– Aha. Jeżeli mamy się z tego wykaraskać… – Starszy Kolejki rozejrzał się wokół, spoglądając znacząco na kolejkę. – Poczekajcie tutaj. Ja zaraz przyjdę. Mam pomysł…

– O nie. Tak łatwo to nie będzie – powiedziała tylna część kolejki, która teraz, po całym zamieszaniu, znajdowała się na przedzie. Czyli przy zbyt ciasnym otworze kanałowym.

– Nigdzie nie pójdziesz. Bo jak pójdziesz, to pójdziesz donieść.

– Co tu się, kurwa, dzieje?

Zajazd Wiernego Sługi otworzył swe podwoje. W środku stał niski i pękaty mężczyzna o uśmiechu profesjonalnego oberżysty.

– Nasza Brygada przejęła zajazd wczoraj, więc to musiało trochę potrwać. Nie ma co się awantu… O kurwa.

Mężczyzna zobaczył trupa. A potem zobaczył, że cała kolejka patrzy nie na trupa, tylko na niego.

– Właźcie – powiedział Agni. – Dawajcie trupa. Musimy go tu schować. I wy też musicie się tu schować, szybko!

– No i co my z nimi teraz zrobimy? – zapytał Ardżu, gdy cała kolejka siedziała na podłodze, związana, zakneblowana i krwawiąca od ran.

– To samo, co z trupem. Uwędzimy.

– Grmfff!!! – zabuczała zdławiona kolejka.

– Część zjemy, część mięsa sprzedamy.

– A jak to zrobimy? Przecież tu ludzie będą przychodzić.

– To bardzo proste – Agni uśmiechnął się i zza wielkiej rzeźbionej szafy wyciągnął dechę z napisem: „Zajazd Chwilowo Nieczynny”.

– Chwilowo?

– Na przykład przez trzy miesiące.

– A jak przyjdą kontrolerzy? Jak zaczną nam zaglądać do wędzarni?

– Będziemy się ich bać przez pierwszy tydzień. A zresztą tych, co przyjdą przez ten pierwszy tydzień, przecież uwędzimy.

– Grmfff!!!

– Potem już zakopiemy się tak, że nie dogryzą się do nas. Tak, jak to było w kopalniach.

– No wiesz, tu nie wykopiemy takich kopalni.

– Jesteśmy krasnoludy.

– Ale cztery.

– Nie ma innej możliwości spełnienia zadania. Do roboty. Ja, Ardżu i Saha zaczynamy kopanie, Naku wędzi.

– Grmfff!!!

– Ale najpierw zabija, oczywiście.

– A może nie? – rozmarzył się Naku. – Przecież właściwie można by uwędzić ich żywcem. Trzeba wypruć im flaki na zewnątrz, ale nie wyrywać do końca. Lekki zapaszek smażonego gówna nie będzie wtedy aż tak lekki, powstanie wędzonka naprawdę dla koneserów, a jedzenie dodatkowo przyprawi świadomość, że ostatnie swe chwile pomioty spędziły w mękach…

– Nie – powiedział Agni cicho. – Nie eksperymentujmy. Wędzarnie są przewiewne, ta nasza tutaj nawet bardzo. Siłą rzeczy, nie jest dźwiękoszczelna. A jak któremuś wypadnie knebel i zacznie się drzeć? Albo jeśli wędzonka będzie zbyt już gówniana? Nie, zabijmy ich teraz.

– Grmfff!!!

– Dzień dobry! Halo! Jest tam kto! Proszę otworzyć drzwi!

– Tak jest, słucham, o co chodzi? – spytał Agni, udając zmęczone lekceważenie.

– Zajazd Wiernego Sługi? – spytał elf-renegat z przyciętymi uszami, w szarobrązowym uniformie. Na ramionach miał znak Przekłutej Dłoni, czyli dystynkcje Kontrolera Handlu.

– Tak.

– Zalegacie z Błogosławioną Opłatą Licencyjną Uprawniającą do Zajmowania się Nędznym i Przeklętym Handlem. Jak również z Metapodatkiem od Wyszynku.

– Nędznego i Przeklętego.

– Nie, wyszynk należy do kategorii Działalności Nikczemnej, nie podpada pod Nędzę i Przekleństwo. Jesteście nowi w tym interesie?

– Tak. Jesteśmy nową Brygadą Zarządzająco-Ajencyjną i dopiero co przejęliśmy Zajazd. Tak że z niczym nie zalegamy.

– Mogę obejrzeć wasz glejt?

– Akurat. Znamy wasze numery. Dam ci glejt Cesarskiego Przyzwalającego Kiwnięcia Głową, a ty mi go już nie oddasz. Powiesz: „Nie ma glejtu, nie ma interesu”. I będziesz chciał łapówkę.

– Nie jesteście ze stolicy?

– Nie. Sprowadzono nas tutaj za zasługi w prowadzeniu zamtuza Nadzieja w mieście Killach.

– Mogę obejrzeć świadectwo waszych zasług?

– Nie. Mogę ci tylko powiedzieć, że były to zasługi, które nie interesują takich służb, jak wasze. Były to zasługi, które interesują zupełnie inne służby.

– Panie brygadierze, proszę nie próbować mnie zastraszyć. – Elf pobladł ze złości. – Może i dobrze prowadziliście działalność podsłuchową w waszym burdelu, ale nie mnie to oceniać…

– Na pewno nie tobie.

– …Ale z moich papierów wynika, że zalegacie. Zajazd Wiernego Sługi nie zapłacił Opłaty Licencyjnej w terminie, ani Metapodatku. To znaczy, że przejęliście Zajazd z jego zobowiązaniami i ja teraz muszę przystąpić do egzekucji długu. Ze względu na opóźnienie zapłaty, egzekucja oznaczać będzie nie tylko przejęcie lokalu i zarekwirowanie mienia, ale także…

Elf spojrzał w papiery.

– Ale także egzekucję: wyrwanie jąder, obcięcie rąk, nóg, nosa, uszu i wszystkich innych wystających części. Proszę wpuścić mnie do domu i położyć się na podłodze razem z resztą Brygady, tak abym mógł przystąpić do natychmiastowej egzekucji. – Aha.

– Proszę mnie wpuścić! Ja muszę wejść i to zrobić!

– Aha. Skoro pan musi…

– Nie ruszaj się.

– Skurwysyny.

– Nie ruszaj się.

– Skurwysyny. Czy wyście zwariowali? Tutaj jest stolica! Kiedy Cesarski Funkcjonariusz mówi, że macie się położyć na podłodze, to wy to robicie! I nawet nie ośmielicie się skrzywić podczas egzekucji…

– Nie ruszaj się. Zostaw ten miecz.

– Nie boję się was! To wy się boicie! Za mną jest Majestat Cesarza!

– Nie ruszaj się.

– Ja wam pokażę!

– Nie ruszaj się.

– Ja wam dam!

– Nie ruszaj się.

– Ja wam dam „nie ruszaj się”…

Miecz świsnął. Toporek z głuchym ni to pluskiem, ni to tąpnięciem zagłębił się w piersiach elfa-renegata. Elf upadł na podłogę. Przez chwilę buchała z niego fontanna krwi.

Obok niego spadła odcięta głowa Agniego. Sam Agni, jak na krasnoluda przystało, zrobił jeszcze kilka kroków, machając toporem, a potem też upadł. Spora jego część rozlała się po deskach podłogi, tworząc wielką czerwoną kałużę. W ten sposób Agni rozprzestrzeniał się coraz bardziej i bardziej, docierał do piwnicy, wsiąkał w drewno. Wszystko rozgrywało się szybko, bardzo szybko, z każdą chwilą szybciej. Teraz krasnolud leżał w ziemi. Ale częściowo wędrował też gdzieś dalej w trzewiach białych larw. Wylęgły mu się w brzuchu, a teraz sam był w ich brzuchach i wędrował z nimi w górę, ku powierzchni ziemi. Spora część wyparowała, skropliła się i spadła do jakiegoś potoku, a że potok przesycony był ziołami nasennymi i ciężką solanką, od razu zasnęła. Ale w większej części Agni nie spał. Nie mógł. Mieszanie się z całym Wszechświatem wiązało się z pewnym nieznośnym uczuciem. Nie był to wprawdzie ból, ale wszechobecne swędzenie. I nie było jak się podrapać.

– Urmultu humu huruturu pufu! Umbumbu bubu bumbu bumbu bubu!

– Posłuchaj mnie uważnie. Za chwilę znajdziesz się na granicy śmierci.

– Umpumpu tumfu surumupu kumbu! U bubu bubu mutupunu bubu!

– To będzie twoje pierwsze zetknięcie ze smakiem nieśmiertelności.

– Kumburuturu rurukuku puntu! Urmultu hungu pumburuntu bubu!

– Chcę, żebyś skoncentrował się na tym przeżyciu. Chcę, żebyś przeżył tę swoją śmierć. No, prawie śmierć.

– Upupu kuku kugu gugu kukku! Rumpuru huppu sulululu bubu!

– To będzie bardzo silne przeżycie.

– Fumpuku rurru mumu mumu bubu! U bubu bubu bubu!

– Teraz zostanie wsunięta do twoich płuc tak zwana silnotchawka.

– Kungutulupu susurumu pumpu! Rururu tutu kukunuku bubu!

– Przez silnotchawkę będziemy wypełniać twoje płuca powietrzem, a potem będziemy to powietrze wysysać.

– Kuppupu ruru stututu ntuntu! Mumbulu bubu bumbu bumbu bubu!

– Narzucimy ci nasz własny rytm oddechów.

– Unkuku kunku rurutu pumbubu! Bumbunu nuru bunutudlu bubu!

– W twoje płuca wdzierać się będzie o wiele więcej powietrza niż dotąd.

– Gumburbu pumu pututunu pumpu! Sumpuru kungu numutunu bubu!

– Oddychanie to proces życiowy. A my cię nim o mało nie zabijemy.

– Fumpupupuku rururutu punglu! Untuktu rfundu mulupupu bubu!

– Bo nasze zabijanie daje życie. Życie wieczne. Zbliżysz się do granicy śmierci tak bardzo, tak bardzo zapoznasz się ze śmiercią… Że zaczniesz się na nią uodporniać…

– Rurupu stutu nturutuntu gumfu! Muruppu turtu kururudu bubu!

– Więcej oddychania to więcej życia. Nie wypełniłeś twojej misji, nie sprawdziłeś się w pełni… A my i tak damy ci pełnię życia. A nawet więcej niż pełnię.

– Tumtupuputuku lufuturu rurtu! Umpukku puru mumududububu!

– Teraz właśnie otwieramy ci usta… I aplikujemy silnotchawkę.

– Uhhuhu huhu huhhu huhhu huhu! Huhuhuhu huhuhuhu huhu!!!

– Skoncentruj się na tym, co ci robimy. Skoncentruj się na silnotchawce, Ritavartin. Właśnie dajemy ci pierwszą bardzo dużą porcję powietrza…

– Witaj, admirale Matsuhiro.

– Witaj, śliczna ośmiorniczko.

– Skąd to porównanie?

– Bo schrupałbym cię jak ośmiorniczkę, panienko.

– Aha. A ja myślałem, że to aluzja do ostatniej chłosty ośmiornicowym jadobiczem, jaką ci wymierzono.

– Nikt nie ośmieli się podnieść ręki na wielkiego wojownika.

– Przecież widzę rany.

– Ha! Rany to chleb codzienny dla wielkiego wojownika.

– To skąd się biorą, jeżeli nikt nie podnosi ręki na wielkiego wojownika?

– Ha! Wielki wojownik sam sobie zadaje rany, żeby nie wyjść z wprawy.

– Rozumiem. Próbujesz mnie przekonać, by zostawić cię w spokoju, a ty już wtedy sam się storturujesz tak koncertowo, jak nawet my byśmy nie potrafili?

– Ha! Będziecie zadziwieni.

– Niestety, admirale Matsuhiro. Tortura zadawana cudzą ręką boli podwójnie. A ponieważ ciągle wyrażasz chęć tak zwanego spółkowania, więc pozwolę ci pospółkować. Czy widzisz to tutaj włochate zwierzątko?