Ktoś musiał go poinstruować.
Żeby nie wiem jak długo się nad tym zastanawiała, żeby nie wiem ile dyskutowała o tym z Jo – który leżał w ogrodowym hamaku, jak sobie wyobrażała – nie mogła dojść do innego wniosku niż ten, że informatorem musi być któryś z szacownych gości lensmana: inżynier Garden, adwokat Sundt albo dyrektor szkoły.
To niepojęte. Jak któryś z tych ludzi mógł ukraść tajne plany, a potem wynająć płatnych morderców?
Ale chwileczkę…
Coś się jej przypomniało! Decyzja, że Liv ma iść z geodetami, została podjęta długo po tym, gdy ci trzej panowie opuścili mieszkanie lensmana…
Czyżby sam lensman Lian był tym człowiekiem?
Nie, powiedział wymyślony Jo z hamaka. W takiej sytuacji zachowywałby się inaczej.
W takim razie ktoś musiał mieć kontakt z lensmanem po tym, jak Liv otrzymała już niechętną zgodę Jo na wyprawę z geodetami.
Skoro tak, to łatwo byłoby ustalić, kim był ten ktoś. Gid Lian był tamtego wieczora w domu, mogłaby go zapytać.
No i jeszcze ten jakiś Arvid, o którym mówił konający Berger. Kto to taki? Zastanówmy się… Inżynier Garden ma na imię Wilhelm. Adwokat Sundt – Karl R. Czyżby więc dyrektor? Nie, on ma na imię Nils.
Żadnego Arvida.
„Chodzi o Arvida An…” Tak powiedział Berger przed śmiercią.
„Znany człowiek – przeciwko wielu ludziom”. Co to znaczy? Wygląda na to, że sama kradzież rysunków nie była początkiem ani najważniejszym wydarzeniem. Kryło się za tym coś więcej, co dotyczyło tego tajemniczego Arvida.
Myśli kłębiły się w głowie Liv, a wymyślony Jo niewiele mógł jej pomóc, skoro był całkowicie uzależniony od jej inteligencji i pomysłowości.
O, żeby tak mogła porozmawiać z prawdziwym Jo! Ale takie myśli były zakazane. Nie należy się niepotrzebnie dręczyć!
Kiedy nadszedł wieczór i na osadę spadły wrześniowe ciemności, tęsknota zdawała się niemal nieznośna. Tym razem nic nie przypominało jej dawniejszych niewinnych zadurzeń, gdy wiedziała, że następnego dnia gdzieś mignie jej twarz wybranka i jej to w zupełności wystarczy. Teraz dręczyła ją bolesna tęsknota, której nie mógł ukoić nikt poza Jo.
Dlaczego musiała unicestwić ich przyjaźń tą swoją miłością? Ale to było przecież nieuniknione. Rzadko kiedy chłopak i dziewczyna mogą pozostać „tylko przyjaciółmi” przez czas dłuższy, bo zawsze któreś z nich i tak zapragnie czegoś więcej. A jeśli na dodatek tym młodym człowiekiem jest Jo, to dziewczyna jest od początku skazana. Zwłaszcza gdy jest to Liv Larsen, spragniona czułości romantyczka.
Tulla krążyła po domu z tajemniczym uśmieszkiem. A co gorsza, w szkole otwarcie opowiadała swoim koleżankom o nowym podboju, fantastycznym, fascynującym młodym człowieku, który być może zdoła się wyrwać na chwilę ze swojej wymagającej pracy naukowej w górach i wpadnie na szkolny bal. I ani słowa na temat, że tak naprawdę to ten fantastyczny młodzian jest przyjacielem Liv, nie, o takich drobiazgach Tulla nie miała zwyczaju wspominać.
Podstępem udało się Liv dowiedzieć, że Tulla napisała list do Finna, i jeśli znała swoją siostrę, to list pełen był słodkich obietnic pod adresem Finna, który być może zdoła sprowadzić ze sobą również Jo.
Liv cierpiała, ale cóż mogła poradzić? Jo jest wolnym człowiekiem i może robić co chce.
W dwa dni później lensman Lian i ojciec Liv, inspektor Larsen, wrócili do domu przygnębieni nieudanym pościgiem za mordercami. Nigdzie nie natrafili na najmniejszy nawet ślad obu poszukiwanych.
Rodzice Liv odbyli jakąś tajemniczą konferencję, a potem Liv została wezwana do jadalni.
– Wejdź, Liv – powiedział pan Larsen łagodnie. – Nie stój tak przy drzwiach. Mama i ja rozmawialiśmy trochę o twoich sprawach, a potem ja zadzwoniłem do dyrektora szkoły. Uważam bowiem, że nie ma sensu, żebyś kręciła się bezczynnie po domu, a pan dyrektor się ze mną zgodził i postanowiliśmy, że powinnaś powtarzać klasę. Co ty na to?
Poczciwy inspektor miał zwyczaj przyjmować cudze pomysły i traktować je jak własne.
Liv rozpromieniła się.
– Bardzo chętnie, dziękuję!
– Ale dyrektor prosi, żebyś najpierw przyszła do niego. Chciałby z tobą porozmawiać. A poza tym chcielibyśmy ci z mamą sprawić jakąś przyjemność, miałaś przecież urodziny, ale byłaś wtedy w górach, więc planujemy jutro wieczorem urządzić małą uroczystość… Ja w ogóle trochę myślałem o pewnej sprawie, Liv. Myśmy ci chyba nigdy tak do końca nie okazali, jak bardzo cię kochamy i jak bardzo jesteśmy ci wdzięczni za to, co ty nam dajesz. Chociaż twoje prezenty nie zawsze były dobrze przemyślane. A poza tym wiesz przecież, że gdybyś miała jakieś zmartwienia, to zawsze możesz do nas przyjść. Tak… No, tak sobie rozmyślałem tam w górach, bo sporo się ostatnio wydarzyło… Może byśmy już skończyli z tą rodzinną wojną, co ty na to?
Liv patrzyła na ich pełne życzliwości twarze i czuła, że jest w stanie ich kochać i lubić, chociaż tak bardzo się od nich różni. Nie domyślała się nawet, co sprawiło, że rodzice postanowili wyjąć z ukrycia fajkę pokoju, ale przyjęła ich inicjatywę z radością. Gdyby wiedziała, że to Jo bronił jej tak zaciekle w górach!
Ale nie wiedziała, więc kiwała głową wzruszona, nie była nawet w stanie podejść do nich, żeby ich uściskać. Oni jednak sprawiali wrażenie, że bardzo są z niej zadowoleni. I z siebie też, z siebie może nawet jeszcze bardziej.
– Tato – zapytała Liv niepewnie. – Widziałeś jeszcze potem Jo Barheima?
Twarz Larsena spochmurniała na myśl o tym człowieku, a zwłaszcza o rozmowie z nim, ale odpowiedział ze swobodą:
– Tak, widziałem go parę razy, ale tylko z daleka.
Otóż to. Żadnych pozdrowień od Jo. Liv poprosiła, by mogła wyjść na chwilę z domu, i poszła do domu lensmana.
Tam przedstawiła swoją teorię o „Wielkim Draniu”. O tym człowieku, który stoi za makabrycznymi wydarzeniami.
Lensman Lian przyglądał jej się w zamyśleniu.
– Nie ty jedna wpadłaś na ten pomysł, Liv. To, z kim rozmawiałem tamtego wieczora, kiedy już było wiadomo, że pójdziesz z geodetami, to sprawa prywatna, ale skoro już i tak zostałaś tak zaplątana w tę historię… Tylko zachowaj to wyłącznie dla siebie! Zresztą wiem, że tak będzie. No więc dyrektor szkoły był wtedy u mnie jeszcze raz i wiedział, jak się sprawy mają. Adwokat Sundt natomiast telefonował do mnie. Obaj z inżynierem Gardenem siedzieli w domu Sundta i ciekawi byli, czyśmy znaleźli trupa. Ale przecież wszyscy trzej mogli potem rozmawiać z kimś jeszcze. Nic nie wskazuje na to, że akurat któryś z nich jest winien. Nie zapominaj, że to bardzo szacowni ludzie.
– Owszem, ale Berger właśnie powiedział, że to znany człowiek.
– Wiem, i dlatego prześwietlę ich wszystkich bardzo dokładnie.
– Proszę mi powiedzieć, panie lensmanie – rzekła Liv z wolna. – Pan już później po moim wyjeździe nie rozmawia) z żadnym z moich towarzyszy podróży?
– Z chłopcami? Owszem, wielokrotnie. Chociaż oni byli bardzo zajęci pomiarami, nigdy nie widziałem takiego tempa. Ten Barheim traktował ich niemal nieludzko. Straszny typ ten Barheim.
– Tak? A ja myślałam, że jest bardzo sympatyczny.
– Może w drodze. Ale teraz już nie. Pracuje, jakby go złe goniło, a już porozmawiać to się z nim w ogóle nie dało.
Liv wpatrywała się w podłogę.
Dziwnie, bardzo dziwnie to wszystko brzmiało. Co prawda domyślała się, że Jo musi mieć bardzo trudny charakter, ale żeby taki…
– On… niczego dla mnie nie przekazał? – zapytała onieśmielona.
– Nie, a nawet powiedziałbym, wprost przeciwnie, jak Finn i Morten wspomnieli kiedyś, że bardzo im ciebie brakuje, to Barheim odrzucił instrumenty z wściekłością i poszedł sobie na pustkowia. Bardzo niegrzecznie, muszę powiedzieć! Nie było go przez wiele godzin.