Выбрать главу

– Zupełnie nie rozumiem, co chcesz powiedzieć. W Ulvodden nic się przecież nigdy nie dzieje.

– To prawda – rzekł dziwnie ochrypłym głosem. – Ale to tym bardziej niebezpieczne, bo jeśli się nareszcie zdarzy coś „podniecającego”, to rzucisz się w to niczym ćma lecąca do światła, prawda?

– O, tak, możesz być pewien!

– A więc nie rób tego! – ostrzegł i przycisnął ją do siebie tak mocno, aż poczuła ból w plecach. – Będą cię pociągać najróżniejsze przygody, ale ty nie jesteś jeszcze dostatecznie dorosła, by ocenić niebezpieczeństwo ani by ponieść konsekwencje.

Puścił ją nagle i wstał.

– A teraz będzie najlepiej, jeśli pójdziesz do domu – oświadczył. – Mam tu jeszcze trochę do zrobienia. Znalazłem bardzo interesujące minerały.

Liv rozcierała bolące ramię.

– Ty – powiedziała cieniutkim głosem. – Ty tak wiele rozumiesz, czy możesz mi powiedzieć, dlaczego nikt mnie nie lubi? Dlaczego jestem taka niemożliwa? Chcę być dobra dla moich w domu, jesteśmy przecież rodziną, ale wciąż zachowuję się tak beznadziejnie. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego zawsze odpowiadam niegrzecznie i wznoszę pomiędzy nimi a sobą jakiś mur nie do przebycia. Bo to moja wina, jestem pewna, zawsze potem żałuję, ale nie umiem być miła…

Patrzył na nią z łagodnym uśmiechem.

– Naprawdę tego nie rozumiesz? Ty jesteś wrażliwą artystyczną naturą, która, tak się złożyło, przyszła na świat w porządnej mieszczańskiej rodzinie. Nie wiem, w czym się wyrazi twój talent, może jesteś uzdolniona malarsko, może potrafisz pisać…

Liv z zapałem kiwała głową.

– Będziesz kimś, jestem tego pewien. Próbuj pracować nad rozwojem swojej osobowości, zamiast użalać się sama nad sobą i płakać, że nikt cię nie rozumie. Zachowałem się wobec ciebie okrutnie?

Liv była do głębi poruszona tym, że ktoś okazuje jej tyle zainteresowania, uśmiechnęła się blado, potem pomachała mu na pożegnanie i pobiegła w stronę domu.

Z przerażeniem uświadomiła sobie, że nawet go nie zapytała, jak się nazywa. Skąd on się tu wziął? I dokąd się wybiera? On zresztą też nie znał jej nazwiska ani nie miał pojęcia, gdzie mieszka. Choć wiedział o niej wcale nie tak mało, nie mógłby jej odszukać.

Tylko że, oczywiście, wcale jej szukał nie będzie. Poczuła skurcz w sercu. Taki mądry, taki życzliwy i wyrozumiały człowiek! Był odpowiedzią na wszystkie jej marzenia o prawdziwym przyjacielu. Różnica wieku jest, rzecz jasna, trochę zbyt duża, ale przecież nie ma mowy o żadnych uczuciach, w grę wchodzi jedynie przyjaźń. A że on przy tym jest przystojny i pełen wdzięku, to dodatkowy plus, choć nie najważniejszy.

Wyobraźnia Liv zaczęła snuć wspaniałe sny na jawie, marzenia przekraczające wszystko, co dotychczas wyśniła.

W umyśle Liv dojrzewał pewien plan.

Zaprosi go na szkolny bal w najbliższy piątek!

Plan napotykał jedynie kilka drobnych przeszkód. Jak znaleźć nieznajomego, żeby przekazać mu zaproszenie? I czy zdobędzie się na odwagę, by mu to powiedzieć?

ROZDZIAŁ II

Przy śniadaniu następnego ranka Liv zaczęła przygotowywać grunt do działania, kłaść fundamenty, jeśli można tak powiedzieć.

– Tato – zaczęła niepewnie. – Czy mogłabym sobie kupić coś do ubrania?

Rodzina nie byłaby bardziej zdumiona, gdyby autobus wjechał do ich kuchni. Tulla zakrztusiła się herbatą, a pani Larsen o mało nie upuściła filiżanki. Ojciec zastygł w bezruchu z nożem uniesionym nad talerzem.

– A na co ci nowe ubrania? – zapytała wreszcie Tulla, gapiąc się na siostrę z otwartymi ustami.

– Ja… Nie, potrzebne mi. Zwłaszcza wyjściowa sukienka.

Tulla zachichotała z pogardą, a Liv posłała jej pełne gniewu spojrzenie.

– Ależ drogie dziecko – wtrąciła mama. – Masz przecież sukienek pod dostatkiem.

– Wcale nie, nic nie mam – odparła Liv z zaciętością, bo wszystko wskazywało na to, że walka będzie długa i trudna. – Mam tylko spodnie i swetry i kilka paskudnych szkolnych sukienek po Tulli, i jeszcze tę niedzielną, którą po niej odziedziczyłam trzy lata temu.

– Ale ja nie mam pieniędzy, żeby wyrzucać na jeszcze jedną suknię w tym tygodniu – zaprotestował ojciec. – Tulla właśnie dostała sukienkę za dwieście koron.

– Czy nie mogłabyś w takim razie wziąć którejś ze starych sukienek Tulli? – zaproponowała mama. – Ta różowa ma zaledwie kilka miesięcy, wcale nie jest znoszona.

Liv przełknęła ślinę i z uporem spojrzała na matkę.

– Nie chcę żadnej różowej sukni. Gdybym mogła sama decydować o kolorze, to wybrałabym coś chłodniejszego, niebieski albo zielony, albo lila. A najprawdopodobniej biały.

– Niebieski albo zielony dla ciebie? – wybuchnęła matka. – Ty przecież…

– Ty przecież masz ciemne włosy i powinnaś nosić czerwony albo żółty, wiem, i dziękuję bardzo, już to dawniej słyszałam. Ale to nie pasuje ani do mojej cery, ani do oczu. Nie można przecież dobierać ubrań wyłącznie pod kolor włosów!

Liv była wzburzona i zdecydowana przeprowadzić swoją wolę.

– No dobrze, ale gdzie masz zamiar w niej pójść? – zapytała Tulla.

– Wybieram się na szkolny bal – odparła Liv stanowczo. – To nic, że już tam nie chodzę. I powinnam też coś zrobić z włosami, a poza tym muszę kupić nowe pończochy, bieliznę i buty. I jeszcze potrzebny mi jest nowy sweter, bo już nie mogę chodzić w tym prosiaczkowato różowym po Tulli. I dziesięć koron na dwa bilety.

– Dwa? – krzyknęła Tulla. – A z kim to się wybierasz, jeśli łaska?

– Z jednym… przyjacielem – burknęła Liv. – On mi w piątek zwróci za bilet.

– Skąd ci się nagle wzięła taka ochota na tańce? Czy to nie przypadkiem jeden taki imieniem Finn jest przyczyną?

Liv odpowiedziała tylko wściekłym parsknięciem.

– Nie o to chodzi – przerwał ojciec. – Nie ma znaczenia, z kim chce pójść, bo i tak nie stać mnie na nowe ubranie. Basta, koniec dyskusji!

Liv poczuła pieczenie w oczach.

– W takim razie wezmę z mojej książeczki oszczędnościowej.

– Ani mi się waż! – krzyknął ojciec surowo. – Nie masz jeszcze prawa sama dysponować swoją książeczką. A poza tym zostaniesz w domu. Skoro nie chciało ci się uczyć i musiałaś przerwać naukę, to nie masz czego szukać na szkolnym balu!

Liv powiedziała cicho, bardzo zgnębiona:

– Zostałam zabrana ze szkoły dlatego, bo nie mogliście znieść takiego wstydu, żeby wasza córka powtarzała klasę. Czy nigdy wam nie przyszło do głowy, że może ja nie jestem jeszcze dojrzała do tej klasy? Gdybyście dali mi rok, to jestem pewna, że wszystko ułożyłoby się bardzo dobrze. Przecież pisałam najlepsze w klasie wypracowania z norweskiego i pani powiedziała, że mam bardzo bogatą wyobraźnię…

– O, tak, to jedyne, co masz – powiedziała Tulla złośliwie.

Inspektor Larsen wyglądał, jakby chciał się nad czymś lepiej zastanowić, mimo to oświadczył krótko:

– Trudno, nic na to nie poradzę, muszą ci wystarczyć ubrania, które masz. Tak ładnie wyglądały na Tulli, to dla ciebie też powinny być dobre.

Liv wstała.

– Zdaje mi się, że to wszystko zaczyna przypominać bajkę o Kopciuszku! – syknęła ze złością.

– Uff, ale romantyczne porównanie! – zachichotała Tulla szyderczo. – Z tą tylko różnicą, że nasz Kopciuszek żadnego księcia nie znajdzie!

– Nie potrzebuję twojego głupiego księcia – odparła Liv i trzasnęła drzwiami kuchennymi tak, że szyby zadzwoniły w oknach.