Выбрать главу

Skontrolowano wszystkie okna i nigdzie nie natrafiono na ślad włamania ani naruszenia pieczęci. Cała procesja dotarła do kuchennego wejścia i również starannie zbadała pieczęcie. W końcu pozostało już tylko wejście do piwnicy. Ale tam też nic nie wzbudzało wątpliwości.

– No tak, wszystko wygląda jak trzeba – powiedział lensman na koniec. – Żadna żywa istota się tędy nie przemknęła. Teraz powinnaś bardzo ładnie prosić adwokata Sundta o wybaczenie, Liv. Pojęcia nie mam, gdzie się podział Barheim, ale znając jego skomplikowany charakter mogę przypuszczać, że przyszedł mu do głowy jakiś niezwykły pomysł i nim się właśnie teraz zajmuje. Z pewnością wkrótce pojawi się znowu. Tak więc teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy to stare wronie gniazdo wysadzili w powietrze.

Wszyscy unikali patrzenia na Liv. Adwokat Sundt był znowu godnym zaufania, poczciwym wujaszkiem.

– Bardzo byłaś pewna swoich racji, co, Liv? – powiedział i poklepał ją po policzku. Liv zobaczyła w jego małych oczkach wyraz triumfu i nienawiści.

– To wszystko jest rzeczywiście okropnie nieprzyjemne – rzekł inspektor Larsen. – Liv dostanie porządną burę, kiedy wrócimy do domu. Bo przecież człowiek nie może karać swoich dzieci publicznie. Tak się nie robi…

Przerwał mu okrzyk Mortena:

– Zaczekajcie chwileczkę! Zdaje mi się, że ta pieczęć, czy jak tam się to nazywa, została odrobinę przesunięta! Proszę, lensmanie Lian, niech pan sam zobaczy.

Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę, a lensman pochylił się nad pieczęcią przy zejściu do piwnicy.

– No, widzieliście coś podobnego! Tutaj na starą pieczęć nałożono nową! A stara została złamana!

– Co ty mówisz! – przerwał mu adwokat Sundt. – To niemożliwe!

– Wszystkie pieczęcie przy zejściu do piwnicy zostały zerwane i nałożono później nowe – oświadczył lensman Lian lodowatym głosem. – Ktoś był w środku, to nie ulega wątpliwości.

Liv uścisnęła ukradkiem dłoń Mortena.

– Dzięki ci, stary pedancie – szepnęła. – Nigdy więcej nie będę ci dokuczać z powodu twojej drobiazgowości.

Morten promieniał z dumy.

– Nic z tego nie rozumiem – powiedział Sundt zdumiony. – Kto mógł mi podłożyć takie paskudne świństwo? To chyba nie wy, chłopcy? Czy może trzymacie z Liv i razem z nią chcecie zrobić ze mnie kozła ofiarnego? Bo w takim razie…

– Zaczekaj no chwilkę – przerwał mu Lian. – Twierdzisz, że oglądałeś wszystko uważnie dziś rano, tak? Sundt, czy myślisz, że te nowe pieczęcie już wtedy tutaj były?

Sundt z największą niechęcią oglądał zejście do piwnicy.

– Tak, to możliwe.

– Kiedy dom został opieczętowany po raz pierwszy?

– W środę.

– A zatem w ciągu tych trzech dni ktoś wchodził do domu przynajmniej raz. I najwyraźniej wyszedł stamtąd, skoro próbował zatrzeć ślady. Tak, a w takim razie musimy wejść do środka i postarać się dowiedzieć, po co to robił.

Adwokat westchnął.

– Czy to naprawdę konieczne? Przecież to oczywiste, że teraz nikogo tam nie ma.

Lensman Lian popatrzył na niego podejrzliwie.

– Uważam, że wszystkie twoje protesty są trochę jakby za bardzo gorączkowe. Co masz przeciwko temu, byśmy przeszukali dom? Ja też nie sądzę, by ktoś tam był w tej chwili, ale powinniśmy zobaczyć, czym zajmował się ten ktoś, kto tu wchodził.

– To jasne, że adwokat Sundt nie ma nic przeciwko temu – wtrącił znowu inspektor Larsen z uśmiechem i tak przypochlebnym głosem, że Liv zrobiło się niedobrze. – Ale przecież to nie należy do przyjemności być narażonym na takie podejrzenia, a poza tym chodzić po takim ogromnym domu w jego wieku…

Sundt, który na początku tej przemowy wyglądał na bardzo zadowolonego, zesztywniał słysząc ostatnie słowa Larsena. Uwaga na temat wieku nie została chyba najszczęśliwiej dobrana.

– Gdyby pan wychowywał swoje dzieci jak należy, nigdy by nie doszło do czegoś takiego – oświadczył cierpko. – Proszę schodzić do piwnicy po drabince!

Schodzili ostrożnie, jedno po drugim, i w końcu cala gromadka znalazła się na dole. Przy drabince postawiono na straży policjanta, żeby nie przedostał się do środka nikt z tłumu, który podchodził coraz bliżej domu.

Towarzysząca lensmanowi grupka badała wszystkie małe pomieszczenia w piwnicy, po czym weszła po kuchennych schodach na górę. Pokoje na parterze zostały dokładnie skontrolowane, przejrzano wszystkie szafy i zakamarki.

Liv niecierpliwiła się i chciała jak najszybciej pobiec na piętro, lecz Garden ją zatrzymał.

– Zaczekaj no! Nigdzie nie pójdziesz pierwsza, bo znowu sprowadzisz jakie nieszczęście, a ja nie chcę mieć już więcej kłopotów.

Powoli i systematycznie przeszukiwali dosłownie metr po metrze. Ciasne, zamknięte komórki i duże, wspaniałe sypialnie, jak stworzone, żeby w nich ustawić łoża z baldachimami, a w oknach zawiesić ciężkie pluszowe zasłony. Mroczne korytarze z oknami w głębokich niszach. Nigdzie nie znaleziono ani śladu wyjaśnienia, dlaczego ktoś się do tego opuszczonego domostwa włamywał.

– Czego ten człowiek tu szukał, nie wiadomo. Wygląda jednak na to, że albo niczego nie znalazł, albo znalazł i zabrał ze sobą – powiedział Finn. – Tak czy inaczej żadnych śladów.

Adwokat Sundt przystanął i przykładał rękę do piersi w miejscu, gdzie znajduje się serce.

– Moje lekarstwo… – wykrztusił. – Nie czuję się najlepiej.

Liv przyglądała mu się podejrzliwie. Odgrywa komedię, czy naprawdę źle się czuje? myślała. Adwokat zrobił się czerwonosiny i pocił się obficie. Tak, chyba nie udaje, zbliża się atak serca, ale to chyba nic dziwnego, skoro tak się zdenerwował. To wszystko musiało być dla niego strasznym obciążeniem, czy jest winien, czy też nie.

Pani Larsen, która była sanitariuszką, zajęła się chorym. Ułożyła go na starej kanapie w hallu na piętrze i pomogła mu zażyć lekarstwo, które miał przy sobie.

– Schody… – wykrztusił adwokat. – Boję się, że dalej już nie zdołam pójść. Chciałbym wyjść na dwór, zaczerpnąć świeżego powietrza.

Lensman spoglądał na niego w zadumie.

– Myślę, że nie możesz stąd teraz wyjść – rzekł w końcu. – Ta kanapa musi ci wystarczyć. Posiedź tu sobie trochę i odpocznij, ale wychodzić ci nie wolno.

– Czy jestem podejrzany? – zapytał Sundt ze złością.

– Na razie tylko przez Liv Larsen – oświadczył lensman krótko i powrócił do przerwanych oględzin domu.

Sundt posłał Liv spojrzenie tak pełne nienawiści, że dziewczyna aż się zarumieniła. Jeżeli on jest niewinny, to moje życie w Ulvodden po tym wszystkim nie będzie należało do przyjemności, pomyślała. Ale co tam, w najgorszym razie będzie mogła przeprowadzić się do miasteczka, w którym mieszka Jo. Ale Jo przecież gdzieś przepadł! Jo… Gdzie on się podziewa? Nie zostało już wiele pomieszczeń w tym domu.

Inżynier Garden pchnął jakieś drzwi.

– Tu jest zamknięte – stwierdził.

– Zamknięte? – zdziwił się lensman. – Nic takiego nie powinno mieć miejsca!

Pochylił się nad zamkiem.

– Klucza nie ma. Przynieście no z innych drzwi, chłopcy!

Finn i Morten przynieśli kilka kluczy, ale żaden nie pasował.

– No nic – machnął ręką lensman. – Zajmiemy się tym później. Skończmy najpierw z oglądaniem otwartych pomieszczeń.