Выбрать главу

Szczerze ci oddany

Kochający brat

Lyndon

Kiedy Noella czytała list, poczuła się jakby słońce nagle zaświeciło w pochmurny dzień.

Poznała już Lyndona na tyle dobrze, że domyśliła się, iż ten list to w istocie przeprosiny.

Teraz mogła mieć nadzieję, że następna rozmowa będzie miała rozsądniejszy przebieg.

Może nawet uda się go odwieść od zamiaru wydania jej za Hortona, choćby był najlepszym kandydatem.

Jeszcze raz przeczytała list i zapytała zupełnie innym niż przedtem głosem:

– Czy hrabia już odjechał?

– Jakieś pół godziny temu – odpowiedziała niania. – Chyba pytał o ciebie, ale służba nie mogła cię znaleźć, więc pojechał.

Noella odetchnęła z ulgą. Dzisiaj już nie umiałaby podjąć tej samej rozmowy. Do jutra nie musiała się niczym martwić. Była wolna do końca żałoby.

– Hrabia napisał – powiedziała do niani że zmarł jego wuj.

– Powiedział mi o tym Johnson, kiedy tu szłam.

Był bardzo chory. Wszyscy go tu bardzo lubili.

– Ciekawe, jak długo może trwać żałoba?

Noella z niecierpliwością czekała na odpowiedź niani.

– Myślę, że cztery miesiące do pół roku. Tak by wypadało, ale musisz zapytać o to hrabiego.

Różni ludzie różnie do tego podchodzą.

– W moim wypadku raczej cztery – pomyślała Noella.

– Będziesz potrzebowała czarnej sukni na pogrzeb – powiedziała niania. – Przygotuję ci czarne opaski na inne suknie i wstążkę do włosów. No i musisz zapomnieć o zabawach.

Noella nie odpowiedziała.

Zgodziłaby się chodzić w czarnej sukni albo w worku pokutniczym do końca życia, gdyby uwolniło ją to od małżeństwa z Hortonem.

Wuj Robert zmarł zaiste w najodpowiedniejszym momencie.

Niania nie przestawała mówić:

– Chyba nie będziesz chciała sama jeść kolacji w wielkim salonie. Johnson powiedział, że mogą ci ją podać w buduarze.

Buduar przylegał do jej sypialni. Jednak wobec tylu atrakcji, których pełen był każdy dzień, nie miała jeszcze okazji go obejrzeć. Raz tylko rzuciła nań okiem przez krótką chwilę.

Teraz niania otworzyła drzwi prowadzące do sąsiedniego pomieszczenia i oczom Noelli ukazał się bardzo ładny pokój.

Na brokatowych ścianach wisiały lustra w złotych ramach. Francuskie meble świetnie się komponowały z miśnieńską porcelaną ustawioną na okapie kominka.

– Będzie mi tu bardzo wygodnie – powiedziała Noella do niani. – Ale będzie jeszcze milej, jeśli ty zjesz kolację ze mną.

– Wszyscy by tu poumierali z wrażenia – ze śmiechem odparła niania. – Muszę znać swoje miejsce. To wszystko.

Noella objęła ją i pocałowała w policzek.

– Twoje miejsce jest przy mnie. Jesteś moim jedynym wspomnieniem z dawnych czasów, kiedy wszyscy byliśmy tacy szczęśliwi.

W głosie Noelli zabrzmiała lekka nutka żalu, na którą niania natychmiast zareagowała:

– Tylko się nie rozczulaj. Mamy szczęście, że tu trafiliśmy, że mamy nad głową dach, który nie przecieka, i pełne brzuchy.

Noella roześmiała się na te słowa. Tak bardzo kochała nianię za jej pełen prostoty zdrowy rozsądek.

Chciała jak najszybciej zapomnieć sprzeczkę z hrabią. Usiadła z książką w ręku i czytała aż do wieczerzy. Kolacja była przepyszna. Usługiwało jej aż dwóch lokai. Noella żałowała jedynie, że mama nie może jej widzieć w tak cudownym otoczeniu.

Kiedy po kolacji lokaje opuścili buduar, a ona zastanawiała się czy powinna natychmiast pójść spać, czy jeszcze trochę poczytać, rozległo się pukanie do drzwi. Do pokoju wszedł służący ze srebrną tacą, na której leżała biała koperta.

– Wiadomość dla pani, jaśnie panienko.

– Od kogo?

– Nie wiem, jaśnie panienko.

Kiedy lokaj wyszedł z pokoju, Noella spojrzała na list i dojrzała swoje imię wypisane na kopercie.

Była pewna, że napisał je Stephen Horton.

Pierwszy raz od przyjazdu na zamek otrzymała przesyłkę adresowaną na jej nazwisko.

Nawet dwa zaproszenia od żon przyjaciół hrabiego były adresowane do niego.

W pierwszej chwili chciała wyrzucić list do kominka, ale zaraz pomyślała, że musi się zachowywać rozsądnie. Nie powinna teraz gniewać hrabiego.

Otworzyła kopertę i zdumiona przeczytała jednozdaniowy liścik:

Przyjdź jak najszybciej do świątyni Czterech Wiatrów.

Wpatrywała się w kartkę papieru, przekonana, że zaszła jakaś pomyłka.

Nagle zrozumiała.

Tego listu nie wysłał sir Stephen, jak początkowo się obawiała, lecz Jasper Raven.

Przypomniała sobie jego pismo. Widziała je w londyńskim domu Ravenów. Nie miała teraz najmniejszych wątpliwości. Doskonale pamiętała sposób, w jaki pisał wielkie litery.

Poczuła strach. Czego mógł od niej chcieć?

Dzień po przybyciu na zamek, kiedy się dowiedziała, że hrabia odesłał Jaspera, była pewna, że już nigdy nie ujrzy tego człowieka.

I oto otrzymuje od niego list, rozkaz raczej, którego nigdy by się nie odważyła nie posłuchać.

Wstała z krzesła i podeszła do okna.

Zapadł już zmierzch. Na niebie blado świeciły pierwsze gwiazdy. Wkrótce obok nich pojawi się księżyc.

– Muszę się z nim zobaczyć – pomyślała.

Jeśli postąpi wbrew jego woli, gotów przyjść na zamek i osobiście zażądać widzenia z nią.

Wróciła do sypialni, skąd wzięła ciepły szal z Paisley, którym się owinęła.

Niania jadła kolację z resztą służby. Jedyną osobą na straży był lokaj w hallu przy frontowych drzwiach. Postanowiła wyjść tylnymi drzwiami, które prowadziły do ogrodu.

Mimo że mrok gęstniał z każdą chwilą, a cienie wysokich drzew wydłużały się coraz bardziej i bardziej, bez przeszkód przemierzyła murawę ogrodu. Minęła następnie fontannę, z której ciągle tryskała woda, i dotarła do świątyni Czterech Wiatrów.

Była to budowla z kopułą z czterema jońskimi portykami i pięknie rzeźbionymi kwiatonami.

Wewnątrz część ścian pokryta była białym, żyłkowanym marmurem, inne były złocone.

Również czarne kolumny i architrawy miały złote elementy. Wszystko razem tworzyło zapierającą dech w piersiach, piękną całość.

Teraz jednak nie zważała na urok wnętrza.

Była pewna, że jest obserwowana.

Jasper wyszedł nagle zza filaru. W wieczornym świetle sprawiał wrażenie złowróżbnej zjawy. Z trudem powstrzymała się od ucieczki na jego widok.

– Dobry wieczór, Noello – powiedział.

– Dlaczego chciałeś się ze mną zobaczyć? zapytała drżącym głosem. – Zapewne to jakaś pomyłka.

– Czekałem, aż mój miły, wspaniałomyślny kuzyn zostawi cię samą – powiedział Jasper. -

Kiedy więc dzisiaj wyjechał z zamku, powiedziałem sobie:

teraz albo nigdy.

Pomyślała, że Jasper musi mieć na zamku swojego człowieka, który donosi mu, co się tam dzieje.

Noella milczała. Jasper podszedł do jednego z otwartych okien. Poszła za nim. Cóż innego jej pozostało?

Przez chwilę stali w milczeniu. Przerwała je Noella:

– Dlaczego chciałeś się ze mną zobaczyć?

– Potrzebuję twojej pomocy.

– Mojej… pomocy?

– Właśnie. Twój, nazwijmy go tak, „brat” myślał, że pozbędzie się mnie, dając mi jałmużnę.

Przychodzę więc sam wziąć, co mi się należy.

Noella jęknęła.

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz… ukraść coś z zamku?

– Właśnie taki mam zamiar. I nie zadowolę się byle czym. Twoja pomoc będzie polegała…

– Nie mogę. Nie mogę zrobić czegoś takiego.

– Możesz. Chyba że chcesz, żeby się wydały twoje kłamstwa.

Noella krzyknęła z cicha: