– Doskonale, Umowa więc stoi?
Ellie przełknęła ślinę, starając się odegnać uczucie, że oto właśnie zaprzedała duszę diabłu. Jak hrabia przed chwilą powiedział, ślub brało się na cale życie, a ona przecież znała tego człowieka zaledwie od dwóch dni. Na moment przymknęła oczy, ale skinęła głową.
– Doskonale.
Rozpromieniony Charles wstał, jedną ręką opierając się o krzesło, a drugą ustawiając laskę.
– Musimy uczcić naszą umowę w bardziej uroczysty sposób.
– Szampanem? – spytała Ellie, gotowa już wymierzyć sobie kopniaka za to, że w jej głosie zabrzmiało tyle nadziei. Zawsze chciała poznać smak tego trunku.
– Świetny pomysł – szepnął Charles, podchodząc do sofy, na której siedziała Ellie. – Jestem pewien, że mam go trochę w zapasach. Miałem jednak na myśli coś nieco innego.
– Innego?
– Bardziej osobistego,
Ellie dech zaparło w piersiach. Usiadł obok niej.
– Wydaje mi się, że pocałunek byłby bardzo na miejscu.
– Ach! – powiedziała Ellie szybko i głośno. – To nie jest konieczne. – A na wypadek, gdyby jej nie zrozumiał, stanowczo pokręciła głową.
Ale Charles już ujął ją pod brodę, delikatnie, lecz stanowczo.
– Au contraire, moja żono. Uważam, że to jak najbardziej konieczne.
– Nie jestem pańską…
– Ale będzie pani.
Na ten argument nie miała już odpowiedzi.
– Musimy się upewni czy do siebie pasujemy, nie uważa pani? – Nachylił się bardziej.
– Jestem pewna, że tak będzie. Nie musimy… O połowę zmniejszył dystans między nimi.
– Czy ktokolwiek wspomniał pani, że pani dużo mówi?
– Och, nieustannie – odparła, rozpaczliwie zastanawiając się, co zrobić albo co powiedzieć, byle tylko go powstrzymać. -Prawdę mówiąc…
– W dodatku w najmniej odpowiednich chwilach. – Pokręcił głową, jakby chciał ją złajać.
– Cóż, rzeczywiście nie mam idealnego wyczucia czasu, proszę tylko popatrzeć na…
– Pst!
Powiedział to tak miękko, a jednocześnie władczo, że Ellie umilkła. A może sprawił to ów pełen zachwytu wyraz jego oczu? Nikt nigdy jeszcze nie zachwycał się Eleanor Lyndon. To było doprawdy zdumiewające.
Dotknął wargami jej ust a Ellie poczuła dreszcz przebiegający jej wzdłuż kręgosłupa, gdy wyciągnął rękę do jej szyi.
– Ach, mój Boże – szepnęła. Charles zachichotał.
– Nie przestaje pani mówić nawet przy pocałunku?
– Och! – Ellie przejęta podniosła głowę. – A nie powinnam?
Zaczął się śmiać tak mocno, że musiał się od niej odsunąć.
– Właściwie – stwierdził, gdy już był w stanie się odezwać -uważam to raczej za bardzo miłe, przynajmniej dopóki będę traktować to jako komplement.
– Och – powtórzyła tylko Ellie.
– Spróbujemy jeszcze raz? – spytał.
Ellie uznała, że już przy poprzednim pocałunku wyczerpała wszelką możliwość protestu, a poza tym, kiedy raz spróbowała, obudziła się w niej ciekawość. Leciutko skinęła głową.
Charlesowi oczy błysnęły bardzo po męsku i zaraz znów ich usta się spotkały. Ten pocałunek był równie delikatny jak poprzedni, lecz o wiele głębszy. Charles delikatnie powiódł językiem wzdłuż linii jej warg, aż w końcu uchyliła je z westchnieniem. Delikatnie zaczął badać językiem wnętrze jej ust.
Ellie uległa czarowi tej chwili, uległa jemu. Był taki ciepły i silny, i tak przyjemny był dotyk jego rąk na plecach. Czuła się tak niezwykle, jak gdyby od tej chwili została naznaczona i zaczęła należeć do niego.
Tymczasem namiętność Charlesa stawała się gorętsza i… coraz bardziej przerażająca. Ellie nigdy wcześniej nie całowała mężczyzny, lecz mimo to potrafiła stwierdzić, że hrabia jest w tym ekspertem. Ona nie miała pojęcia, co robić, on natomiast wiedział to aż za dobrze i.. Zdrętwiała, przytłoczona. To nieuczciwe, przecież go nie zna i…
Charles odsunął się, wyczuwając jej opór.
– Wszystko w porządku? – spytał szeptem.
Ellie usiłowała przypominać sobie, że ma oddychać spokojnie. Gdy wreszcie mogła mówić, spytała:
– Pan to robił już wcześniej, prawda? – Potem na moment przymknęła oczy i mruknęła: – Co ja wygaduję, oczywiście, że tak!
Kiwnął głową, trzęsąc się od wstrzymywanego śmiechu.
– A czy to jakiś problem?
– Nie jestem pewna. Mam wrażenie, jakbym była czymś w rodzaju… – urwała.
– Czymś w rodzaju czego?
– Nagrody.
– Och, bo tak z pewnością jest – odparł Charles, a ton jego głosu wyraźnie świadczył o tym, że to komplement.
Ellie jednak wcale tak tego nie przyjęła. Nie lubiła myśleć o sobie jak o obiekcie do zdobycia, a przede wszystkim nie podobało jej się, że za sprawą Billingtona zakręciło jej się w głowie. Kiedy ją pocałował, straciła niemal poczucie rzeczywistości. Czym prędzej odeszła teraz od niego i usiadła na krześle, które przed chwilą zajmował. Wciąż dało się w nim wyczuć ciepło jego ciała, gotowa była też przysiąc, że czuje jego zapach i…
Lekko pokręciła głową. Cóż, na miłość boską, zrobił z nią ten pocałunek? Myśli pędziły jak szalone, nie zmierzając w żadnym sensownym kierunku. Nie była wcale pewna, czy jej się to podoba. Próbując się jakoś opanować, podniosła wzrok.
Charles zmarszczył brwi.
– Widzę, że ma mi pani coś ważnego do powiedzenia.
Ellie zmarszczyła czoło. Czy to aż tak widać?
– Rzeczywiście – przyznała. – Chodzi mi o ten pocałunek…
– Z wielką przyjemnością porozmawiam o nim – oznajmił Charles, a Ellie nie była pewna, czy się przy tym śmiał, czy tylko uśmiechał.
A więc znów się to stało, znów nie mogła zapanować nad myślami. To zaczynało się robić groźne.
– To się nie może powtórzyć – wykrztusiła.
– Naprawdę? – spytał.
– Jeśli mam pana poślubić…
– Już się pani zgodziła – odparł, a jego głos zabrzmiał bardzo stanowczo.
– Zdaję sobie z tego sprawę i nie zamierzam łamać danego słowa. – Ellie przełknęła ślinę, uświadamiając sobie, że przecież właśnie tym mu grozi. – Ale nie mogę za pana wyjść, jeżeli… jeżeli nie umówimy się, że my… my…
– Że nie skonsumujemy małżeństwa? – dokończył za nią cicho.
– Właśnie! – odetchnęła z ulgą. – Właśnie to miałam na myśli.
– To nie wchodzi w grę.
– Może nie na zawsze – pospiesznie dodała Ellie. – Tylko do czasu, aż się przyzwyczaję do… do małżeństwa.
– Do małżeństwa czy do mnie?
– Do jednego i drugiego.
Charles milczał przez całą minutę.
– Nie proszę o tak znów wiele – oświadczyła w końcu Ellie, pragnąc przerwać tę ciszę. – Nie żądam wysokiej pensji. Nie potrzebuję klejnotów ani sukien.
– Sukien pani potrzebuje – przerwał jej.
– W porządku – zgodziła się, myśląc o tym, że byłoby cudownie, gdyby mogła włożyć coś w innym kolorze niż brązowy. -Rzeczywiście potrzebuję sukien, lecz doprawdy nic więcej.
Posłał jej twarde spojrzenie.
– Ale ja potrzebuję więcej.
Ellie jęknęła.
– I dostanie pan, tylko nie tak od razu.
Charles złączył koniuszki palców. Ellie już zaczęła uważać ten gest za wyjątkowy.
– Bardzo dobrze – powiedział. – Zgadzam się. Pod warunkiem, że pani mi także coś zagwarantuje.
– Dobrze, zgodzę się na wszystko, to znaczy na prawie wszystko.
– Zakładam, że da mi pani znać, kiedy będzie pani gotowa na to, by nasze małżeństwo się spełniło.
– Hm… Dobrze – powiedziała Ellie. Tak naprawdę wcale się nad tym nie zastanowiła. Trudno jej było skupić się nad czymkolwiek, kiedy lord Billington siedział naprzeciwko niej, tak intensywnie się w nią wpatrując.