Выбрать главу

Była już w połowie drogi do swego pokoju, gdy usłyszała, że ojciec ją wola. Odwróciła się i zobaczyła, że pastor odsuwa od siebie rękę pani Foxglove i próbuje do niej podejść.

– Eleanor – powiedział, twarz miał bladą, a zmarszczki wokół oczu pogłębiły się jeszcze bardziej niż zwykle.

– Tak, papo?

– Ja… wiem, że w wypadku twojej siostry zachowałem się okropnie. Ja… – urwał i odchrząknął. – Byłbym zaszczycony, gdybyś pozwoliła, abym to ja odprawił ceremonię w czwartek.

Ellie stwierdziła, że z trudem powstrzymuje łzy. Jej ojciec był dumnym człowiekiem i taka prośba świadczyła o tym, że jest poruszony do głębi serca.

– Nie wiem, co planował hrabia, ale ja również byłabym zaszczycona, gdybyś udzielił nam ślubu. – Dotknęła ręki ojca. – Miałoby to dla mnie wielkie znaczenie.

Pastor kiwnął głową, Ellie zauważyła, że i on ma w oczach łzy. Wiedziona impulsem stanęła na palcach i lekko pocałowała go w policzek. Dawno już tego nie robiła, zbyt dawno, i poprzysięgła sobie, że jej małżeństwo musi się jakoś sprawdzić. Kiedy będzie miała własną rodzinę, jej dzieci nie będą bały się powiedzieć rodzicom, co czują. Miała nadzieję, że Billington myśli tak samo.

Charles wkrótce zdał sobie sprawę, że zapomniał spytać Ellie o jej adres, ale domostwo na plebani w Bellfield nietrudno było odnaleźć. Zastukał do drzwi dokładnie o pierwszej i zdumiał się, gdy drzwi otworzyła wcale nie Ellie ani nie jej ojciec, lecz jakaś pulchna ciemnowłosa dama, która natychmiast na jego widok pisnęła:

– To pan musi być hrabią?

– Przypuszczam, że tak.

– Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo zachwyceni i uhonorowani jesteśmy, że postanowił pan przyłączyć się do naszej pokornej, skromnej rodziny.

Charles rozejrzał się dokoła, zastanawiając się, czy przypadkiem nie pomylił domów. To niemożliwe, aby ta istota była spokrewniona z Ellie. Kobieta sięgnęła do jego rąk, lecz uratował go odgłos z drugiego końca pokoju, który można by opisać jedynie jako zduszony ryk.

Ellie! Dzięki Bogu!

– Pani Foxglove! – zawołała Ellie z nieskrywaną irytacją, szybko przechodząc przez pokój.

Ach, pani Foxglove! To musi być ta straszna narzeczona pastora.

– A oto i moja ukochana córka – oznajmiła pani Foxglove, odwracając się do niej z otwartymi ramionami.

Ellie ominęła ją, robiąc zgrabny krok w bok.

– Pani Foxglove to moja przyszła macocha – powiedziała Ellie z naciskiem. – Dużo czasu spędza u nas w domu.

Charles zdusił uśmiech, myśląc o tym, że Ellie zetrze sobie wszystkie zęby na proszek, jeśli dalej będzie patrzeć na panią Foxglove z taką zaciętą miną.

Narzeczona pastora obróciła się do Chariesa.

– Matka drogiej Eleanor zmarła wiele lat temu. Jestem zachwycona, że będę mogła ją zastąpić.

Charles zerknął na Ellie. Wyglądała, jakby zaraz miała zacząć pluć.

– Moja kariolka czeka przed domem – powiedział miękko. – Pomyślałem, że moglibyśmy sobie urządzić piknik na łące. Może powinniśmy…

– Mam miniaturę mojej matki – przerwała mu Ellie, patrząc na panią Foxglove, chociaż jej słowa były wyraźnie skierowane do Chariesa. – Na wypadek, gdyby pan chciał zobaczyć, jak wyglądała.

– Będzie mi bardzo miło – odparł. – A później może wyjdziemy?

– Musi pan zaczekać na pastora – oświadczyła pani Foxglove, gdy Ellie przeszła przez pokój i zdjęła z półki maleńki portret. – Ogromnie się zasmuci, jeśli pana nie zastanie.

Charles był właściwie zdumiony tym, że nie zastał pana Lyndona. Gdyby to jego córka zamierzała tak nagle wyjść za mąż, z pewnością chciałby przynajmniej zobaczyć narzeczonego.

Pozwolił sobie na lekki uśmiech na myśl o tym, że miałby mieć córkę. Bycie rodzicem wydawało się taką niezwykłą rzeczą.

– Ojciec będzie tutaj, kiedy wrócimy – powiedziała Ellie. Odwróciła się do Chariesa i dodała: – Wyszedł wypełnić posługi duszpasterskie, to często się przedłuża.

Pani Foxglove wyglądała tak, jakby chciała coś powiedzieć, lecz Ellie powstrzymała ją, dość nieuprzejmie wymijając ją z wyciągniętą ręką, w której trzymała miniaturę.

– To jest moja matka – oznajmiła Charlesowi. Wziął portrecik z jej rąk i przyjrzał się wizerunkowi kruczowłosej kobiety.

– Ona była piękna – powiedział cicho.

– Tak, to prawda.

– I miała bardzo ciemne włosy.

– Moja siostra Victoria jest do niej bardzo podobna. To – Ellie dotknęła rudego loka, który wymknął się z porządnego koczka – musiało być dla niej wielką niespodzianką, jestem pewna.

Charles pochylił się, by ucałować jej dłoń.

– Z pewnością cudowną niespodzianką.

– Rzeczywiście – przyznała głośno pani Foxglove, wyraźnie nie chcąc być dłużej ignorowana. – Nigdy nie wiedzieliśmy, co zrobić z włosami Eleanor.

– Ja wiem dokładnie, co z nimi zrobić – mruknął Charles tak miękko, że tylko Ellie go usłyszała. Natychmiast zaczerwieniła się jak piwonia.

Charles roześmiał się i stwierdził:

– Najlepiej będzie, jak już sobie pójdziemy. Pani Foxglove, to była wielka przyjemność.

– Ależ pan tylko…

– Eleanor, idziemy! – Złapał narzeczoną za rękę i pociągnął za drzwi.

Gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem uszu pani Foxglove, roześmiał się i powiedział:

– Udało się uciec. Już myślałem, że nigdy nas nie wypuści.

Ellie odwróciła się do niego z rękami wojowniczo wspartymi na biodrach.

– Dlaczego tak pan powiedział?

– Chodzi o tę uwagę na temat włosów? Uwielbiam się z tobą drażnić. Zawstydziłem cię?

– Oczywiście, że nie. O dziwo, w ciągu tych trzech dni naszej znajomości już się przyzwyczaiłam do pańskich łotrowskich stwierdzeń.

– Wobec tego w czym rzecz?

– Pan sprawia, że się czerwienię! – wybuchnęła Ellie.

– Sądziłem, że przywykłaś do moich łotrowskich stwierdzeń, jak to delikatnie ujęłaś.

– Bo tak jest. Ale nie oznacza, że nie będę się czerwienić. Charles zamrugał i popatrzył na lewo od Ellie, jak gdyby zwracał się do niewidzialnego towarzysza.

– Doprawdy, czy ona mówi po angielsku? Przysięgam, całkiem się pogubiłem w tej konwersacji.

– Czy pan słyszał, co ona powiedziała o moich włosach? „My nigdy nie wiedzieliśmy, co z nimi zrobić". Jak gdyby istniała w moim życiu już od lat, jak gdybym ja jej na to pozwoliła!

– Tak? – Charles słuchał z uwagą.

– Chciałam ją przeszyć wzrokiem, spalić spojrzeniem, przebić ją… Co pan robi?

Charles nawet by jej odpowiedział, ale śmiał się tak, że aż zgiął się wpół.

– Ten rumieniec całkiem popsuł mi efekt – mruknęła Ellie. -Jak mogłam przeszyć ją spojrzeniem, skoro moje policzki miały barwę maków? Teraz ta kobieta nigdy się nie dowie, jak bardzo jestem na nią wściekła.

– Och, z całą pewnością już to wie – wydusił z siebie Charles, wciąż się śmiejąc z urażonej dumy Ellie.

– Nie jestem pewna, czy podoba mi się, iż pan tak lekko podchodzi do mojego, doprawdy, godnego pożałowania położenia.

– To dla mnie raczej jasne. – Wyciągnął rękę i lekko dotknął palcem kącika jej ust, – Ta marsowa mina wiele mówi.

Ellie nie wiedziała, co powiedzieć, a takiej sytuacji nienawidziła. Złożyła więc ręce na piersi i westchnęła.

– Czy przez cale popołudnie zamierzasz być w złym humorze? Jeśli tak, to przypadkiem zabrałem ze sobą gazetę i mogę się nią zająć w czasie, gdy ty będziesz oglądała krajobrazy i wymyślała pięćdziesiąt różnych sposobów na dokuczenie swojej przyszłej macosze.