Ellie nie była zachwycona przebiegłym wyrazem jego twarzy, nie mogła jednak nie podziwiać go za to, że jest zdolny utrzymać taką minę, pomimo iż kulał, trzymał się za głowę, a od czasu do czasu łapał się za żebra.
Kiedy dom pojawił się wreszcie na horyzoncie, Ellie odwróciła się do Charlesa i oznajmiła:
– Ojciec wrócił.
Charles uniósł brwi.
– Skąd możesz to wiedzieć?
– Zapalił świecę w swoim gabinecie. Będzie pracował nad kazaniem.
– Już? Przecież do niedzieli jeszcze daleko. Pamiętam, że mój pastor pisał jak w gorączce dopiero w sobotę wieczorem. Często przychodził do Wycombe Abbey w poszukiwaniu inspiracji.
– Naprawdę? – spytała Ellie z uśmiechem rozbawienia. -I znajdował ją tam? Nie miałam pojęcia, że był pan takim anielskim dzieckiem.
– Obawiam się, że wprost przeciwnie. Lubił mnie obserwować, a potem wybierać któryś z moich grzechów za temat następnego kazania.
– Ho, ho – odparła Ellie, tłumiąc śmiech. – Jak pan go znosił?
– Było gorzej, niż ci się wydaje. Pastor uczył mnie również łaciny i dawał mi lekcje trzy razy w tygodniu. Twierdził, że zostałem zesłany na ziemię tylko po to, by go torturować.
– Takie słowa raczej nie przystoją pastorowi. Charles wzruszył ramionami.
– On również uwielbiał alkohol.
Ellie sięgnęła ręką, żeby otworzyć frontowe drzwi, zanim jednak jej ręka dotknęła klamki, Charles położył jej dłoń na ramieniu. Gdy spojrzała na niego zdziwiona, powiedział cicho:
– Czy mogę zamienić z tobą jeszcze słowo, zanim poznam twojego ojca?
– Oczywiście. – Ellie odsunęła się od drzwi.
– Wciąż zamierzasz wyjść za mnie już pojutrze, prawda?
Ellie nagle zakręciło się w głowie. Charles, który cały czas tak bardzo upierał się przy tym, że Ellie musi dotrzymać obietnicy, nagle jakby postanowił dać jej możliwość wycofania się. Mogła wszystko odwołać, stwierdzić, że mimo wszystko się boi…
– Eleanor – rzekł błagalnie.
Ellie przełknęła ślinę, myśląc o tym, jak niezwykłe stało się jej życie. Perspektywa poślubienia nieznajomego przerażała ją, lecz nie tak bardzo jak nuda. Nudne życie, ożywione jedynie sprzeczkami z panią Foxglove, byłoby znacznie gorsze. Bez względu na wady hrabiego – a Ellie przeczuwała, że może ich być wiele – w głębi serca wiedziała, że Charles nie jest złym ani słabym człowiekiem. Z pewnością istniała szansa na znalezienie szczęścia razem z nim.
Charles dotknął jej ramienia. Skinęła głową. Wydało jej się, że widzi, jak jego ramiona delikatnie opadają z ulgą, lecz zaledwie moment później znów przybrał maskę niepoprawnego młodego arystokraty.
– Jest pan gotów, żeby wejść do środka? – spytała.
Kiwnął głową, Ellie otworzyła więc drzwi i zawołała:
– Papo!
Po chwili ciszy stwierdziła:
– Pójdę po niego do gabinetu.
Charles zaczekał, a Ellie za chwilę wróciła do pokoju, za nią zaś szedł mężczyzna o raczej surowym wyrazie twarzy z rzedniejącymi siwymi włosami.
– Pani Foxglove musiała wrócić do domu – oznajmiła Ellie, śląc Charlesowi ukradkowy uśmiech. – Ale pozwoli pan, że przedstawię mojego ojca, wielebnego Lyndona. Papo, to jest pan Charles Wycombe, hrabia Billington.
Dwaj mężczyźni podali sobie ręce, w milczeniu się sobie przyglądając. Charles pomyślał, że pastor wygląda na bardzo sztywnego człowieka i wprost niemożliwe, by był ojcem takiego żywego srebra jak Eleanor. Po sposobie, w jaki pan Lyndon patrzył na niego, był pewien, że on również nie odpowiada ideałowi zięcia.
Po wymianie wstępnych uprzejmości usiedli, a Ellie wyszła z pokoju przygotować herbatę. Pastor zwrócił się wtedy do Charles a:
– Większość mężczyzn zaakceptowałaby przyszłego zięcia już tylko przez to, że ma tytuł hrabiowski, Ja taki nie jestem.
– Wcale tak nie sądziłem, panie Lyndon.
Eleanor wyraźnie została wychowana przez człowieka niezwykłej moralności, Charles zamierzał wypowiedzieć te słowa tylko po to, by przypochlebić się pastorowi, mówiąc je jednak, uświadomił sobie, że jest tak naprawdę. Eleanor Lyndon nigdy nie okazała nawet cienia zauroczenia jego tytułem ani zamożnością. Prawdę powiedziawszy, sprawiła wrażenie dużo bardziej zainteresowaną własnymi trzema setkami funtów niż jego ogromnym majątkiem.
Pastor pochylił się do przodu, oczy mu się zwęziły, jak gdyby starał się sprawdzić, ile szczerości kryje się w słowach hrabiego.
– Nie będę sprzeciwiał się temu małżeństwu – powiedział cicho. – Już raz to zrobiłem, kiedy chodziło o moją starszą córkę, a konsekwencje tego były katastrofalne. Ale zapowiadam panu jedno: jeśli potraktuje pan Eleanor źle pod jakimkolwiek względem, będę się modlił, ile mam sił, o to, żeby spłonął pan w ogniu piekielnym.
Charles nie zdołał zapanować nad sobą i jeden kącik ust podskoczył mu w górę w uśmiechu. Wyobrażał sobie, że pastor potrafi modlić się naprawdę żarliwie.
– Daję słowo, że Eleanor będzie traktowana jak królowa.
– Jest jeszcze jedna rzecz.
– Słucham? Pastor odchrząknął.
– Czy pan gustuje w napojach spirytusowych? Charles zamrugał, odrobinę zdumiony tym pytaniem. -Z całą pewnością nie stronie od szklaneczki, gdy jest ku temu okazja, ale nie spędzam dni i nocy w pijackim stuporze, jeśli o to pan pyta.
– Wobec tego może zechce pan wyjaśnić, dlaczego cuchnie pan whisky?
Charles przewalczył w sobie absurdalną chęć roześmiania się i wyjaśnił wielebnemu, co się wydarzyło tego popołudnia i w jaki sposób Ellie przypadkiem oblała go whisky.
Pan Lyndon usiadł wygodnie na krześle, usatysfakcjonowany. Nie uśmiechał się, ale też Charles wątpił, by uśmiech często gościł na jego twarzy.
– Doskonale – oświadczył pastor. – Teraz, gdy dobrze się rozumiemy, niech pan pozwoli, że przywitam pana w rodzinie.
– Cieszę się, że stanę się jej częścią.
Wielebny kiwnął głową.
– Chciałbym osobiście odprawić ceremonię, jeśli się pan zgodzi.
– Oczywiście.
Ten moment wybrała Ellie na powrót do pokoju z tacą z zastawą do herbaty.
– Eleanor – powiedział jej ojciec. – Stwierdziłem, że hrabia będzie świetnie do ciebie pasował.
Ellie odetchnęła z ulgą. Ojciec zaakceptował jej związek, a jak się okazało, znaczyło to dla niej więcej, niż sobie uświadamiała aż do tej chwili. Teraz pozostawało jedynie wyjść za mąż.
Za mąż. Jęknęła w duchu. Niech Bóg przyjdzie jej z pomocą.
6
Następnego dnia specjalny posłaniec przyniósł paczkę zaadresowaną do Ellie. Zaciekawiona rozplatała sznurek i na moment znieruchomiała, gdy z paczki wypadła koperta. Podniosła ją z podłogi i otworzyła.
Droga Eleanor!
Proszę, przyjmij ten podarunek jako świadectwo mego szacunku i uczuć. Tak pięknie wyglądałaś w zieleni Pomyślałem, że może zechcesz wziąć w tym ślub.
Twój Billington
PS. Proszę, nie zakrywaj włosów.
Ellie była w stanie jedynie stłumić jęk, gdy jej palce dotknęły miękkiego, delikatnego aksamitu. Rozpakowała paczkę do końca i ujrzała najpiękniejszą suknię, jaką kiedykolwiek widziała, a już z pewnością, jaką miała okazję nosić. Uszyta z aksamitu o barwie głębokiej szmaragdowej zieleni, miała prosty krój bez falbanek i zmarszczek. Ellie wiedziała, że suknia będzie na nią doskonale pasowała.
A przy odrobinie szczęścia pasował będzie również mężczyzna, który ją jej podarował.