Выбрать главу

– Mnie też nie co dzień niemal powalają na ziemię mężczyźni spadający z drzewa. W dodatku nieznajomi mężczyźni – uzupełniła z naciskiem.

– Ach, rzeczywiście, chyba powinienem się przedstawić! -Przekrzywił głowę w sposób, który przypomniał Ellie, że wciąż ma do czynienia z człowiekiem porządnie wstawionym. – Charles Wycombe, do pani usług, panno Lyndon, Hrabia Billington. – A pod nosem jeszcze mruknął: – Jeśli to w ogóle coś warte.

Ellie wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Billington? To jeden z najatrakcyjniejszych kawalerów w całym hrabstwie. Atrakcyjny do tego stopnia, że nawet ona o nim słyszała, a przecież jej nie było na żadnej liście atrakcyjnych panien na wydaniu. Plotki głosiły, że Billington to rozpustnik najgorszego sortu. Ellie nie raz słyszała, jak poszeptywano o nim na wiejskich zgromadzeniach, chociaż plotki te nie były przeznaczone dla uszu niezamężnych dam. Pomyślała, że reputacja hrabiego musi być naprawdę okropna, skoro o jego poczynaniach nie można było nawet wspomnieć w jej obecności.

Ellie słyszała także, że hrabia Billingron jest wprost bajecznie bogaty, bogatszy nawet niż hrabia Macclesfield, którego niedawno poślubiła jej siostra Victoria. Ellie osobiście nie mogła za to ręczyć, gdyż nie widziała jego rejestrów finansowych, a już dość dawno postanowiła, że nie będzie się zastanawiać nad żadnymi sprawami majątkowymi, nie mając w ręku twardych dowodów. Wiedziała jednak, że posiadłość Billingtonów jest ogromna i bardzo stara. I położona o dobrych dwadzieścia mil stąd.

– Co pan robi tutaj, w Bellfield? – wyrwało jej się.

– Po prostu wracam do wspomnień z dzieciństwa.

Ellie ruchem głowy wskazała na rozpościerające się ponad nimi gałęzie.

– To pana ulubione drzewo?

– Zawsze się na nie wspinałem razem z Macclesfieldem. Ellie uporała się wreszcie z rozcinaniem buta i odłożyła nóż. -Z Robertem? – spytała.

Charles spojrzał na nią podejrzliwie z lekką wyższością. -Jest pani z nim po imieniu? Niedawno się ożenił.

– Owszem. Z moją siostrą,

– Jaki ten świat mały! – mruknął. – Jestem zaszczycony, że mogłem panią poznać.

– Za moment może pan zmienić zdanie – stwierdziła Ellie, po czym najdelikatniej jak umiała uwolniła jego opuchniętą stopę z trzewika.

Charles ze smutkiem popatrzył na zniszczony but.

– Przypuszczam, że moja kostka jest ważniejsza – powiedział z żalem, który mimo wszystko zabrzmiał nieszczerze.

Ellie sprawnie obmacała mu nogę.

– Nie wydaje mi się, żeby złamał pan jakąś kość, ale nabawił się pan paskudnego zwichnięcia,

– Mówi pani tak, jakby miała pani w tej kwestii wielkie doświadczenie.

– Zdarzało mi się ratować ranne zwierzęta – odparła, unosząc brwi. – Psy, koty, ptaki…

– Mężczyzn – dokończył za nią.

– Nie – odparła śmiało. – Mężczyzną jest pan pierwszym. Ale nie wyobrażam sobie, żeby mógł się pan aż tak bardzo różnić od psa.

– Pokazuje pani pazury, panno Lyndon.

– Naprawdę? – spytała, unosząc ręce. – Będę musiała pamiętać, żeby je wciągnąć.

Charles wybuchnął śmiechem.

– Jest pani prawdziwym skarbem, panno Lyndon!

– Powtarzam to wszystkim naokoło – odparła Ellie, wzruszając ramionami i uśmiechając się chytrze. – Ale jakoś nikt nie chce mi uwierzyć. Cóż, wydaje mi się, że przez kilka dni będzie pan potrzebował laski. Może nawet przez tydzień. Czy dysponuje pan jakąś?

– Tu? Teraz?

– Miałam na myśli w domu, ale… – urwała, rozglądając się dokoła. Dostrzegłszy leżący w odległości kilku jardów kij, poderwała się z ziemi. – To powinno wystarczyć – oświadczyła, wręczając go lordowi. – Pomóc panu przy wstawaniu?

Nachylił się do niej z szerokim uśmiechem.

– Każda wymówka jest dobra, byle znaleźć się w pani objęciach, droga panno Lyndon,

Ellie wiedziała, że powinna się obrazić, lecz on przecież starał się ją oczarować, w dodatku, niech to diabli, bardzo umiejętnie, Przypuszczała, że właśnie dlatego zasłynął jako niepoprawny uwodziciel. Stanęła więc po prostu za jego plecami i wsunęła mu ręce pod pachy.

– Ostrzegam, nie jestem zbyt delikatna.

– Nie wiem dlaczego, ale wcale mnie to nie dziwi.

– No to liczymy do trzech. Jest pan gotów?

– Przypuszczam, że to zależy od…

– Raz, dwa… trzy! – Ellie, stękając i sapiąc, postawiła hrabiego na nogi. Okazało się to wcale niełatwe, był przecież znacznie od niej cięższy, a na dodatek pijany. Kolana się pod nim ugięły, a Ellie ledwie powstrzymała się od przekleństwa, mocno wbijając nogi w ziemię i starając się go utrzymać. Hrabia zaczął z kolei niebezpiecznie przechylać się w inną stronę, musiała zatem przesunąć się przed niego, żeby nie upadł.

– O, teraz jest bardzo mito – mruknął, przyciskając się do jej piersi.

– Lordzie Billington, nalegam, aby użył pan kija.

– Na panią? – udał zdziwienie jej uwagą.

– Żeby móc iść! - Ellie prawie wrzasnęła. Skrzywił się od tego hałasu i zaraz pokręcił głową.

– To doprawdy bardzo dziwne – mruknął. – Ale mam wielką ochotę panią pocałować.

Ellie wyjątkowo zabrakło słów. Charles przygryzł dolną wargę.

– Wydaje mi się, że chyba po prostu to zrobię – oświadczył w końcu.

To wystarczyło, by Ellie się otrząsnęła. Odskoczyła w bok, a lord, niepodtrzymywany przez nią, znów osunął się na ziemię.

– Dobry Boże, kobieto! – ryknął. – Dlaczego pani to zrobiła? -Bo chciał mnie pan pocałować!

Charles potarł głowę, którą uderzył o pień drzewa. -Ta perspektywa była aż tak przerażająca?

Ellie zamrugała.

– Właściwie nie.

– Proszę tylko nie mówić, że odrażająca – westchnął. – Bo tego, doprawdy, bym nie zniósł.

Ellie odetchnęła i znów wyciągnęła rękę na zgodę.

– Bardzo mi przykro, że pana puściłam, sir.

– Z pani twarzy znów bije bezbrzeżny smutek. Ellie wstrzymała się od tupnięcia nogą.

– Tym razem mówiłam prawdę. Przyjmie pan moje przeprosiny?

– Wygląda na to – odparł, unosząc brwi – że jeśli ich nie przyjmę, to zrobi mi pani krzywdę.

– Niewdzięczny zarozumialec! – burknęła. – Naprawdę staram się pana przeprosić.

– A ja naprawdę staram się przyjąć przeprosiny.

Ujął jej dłoń w rękawiczce. Ellie pomogła mu wstać, ale gdy tylko wsparł się na prowizorycznej lasce, odsunęła się na bok.

– Odprowadzę pana do Bellfield – oświadczyła. – To nie jest tak bardzo daleko. Zdoła się pan dostać stamtąd do domu?

– Zostawiłem kariolkę w Gospodzie pod Pszczołą i Ostem -odparł.

Ellie odchrząknęła.

– Byłabym szczerze wdzięczna, gdyby zachował się pan delikatnie i dyskretnie. Jestem wprawdzie starą panną, ale wciąż muszę dbać o reputację.

Popatrzył na nią z boku.

– Obawiam się, że mam opinię łajdaka.

– Wiem o tym.

– Pani reputacja została prawdopodobnie popsuta jużw momencie, gdy na panią padłem.

– Na miłość boską, zleciał pan z drzewa!

– No tak, oczywiście, ale dotknęła pani gołymi dłońmi mojej gołej kostki.

– Zrobiłam to z najszlachetniejszych pobudek.

– Szczerze mówiąc, uważałem, że pocałowanie pani również będzie szlachetnym postępkiem, lecz pani najwyraźniej się ze mną nie zgodziła.

Ellie zacisnęła usta.

– To właśnie taka zbyt swobodna uwaga, o jakiej mówiłam. Wiem, że nie powinnam się tym przejmować, ale obchodzi mnie, co ludzie o mnie pomyślą, zwłaszcza że będę tu mieszkać do końca życia.